To on nagrał wielki hit lat 80. "Stał się czymś ikonicznym"
Piątka niemal identycznie wyglądających piękności bujających się do muzyki, wspierających śpiewającego Roberta Palmera. Ten wydawało się dość mało oryginalny pomysł stał się jedną z teledyskowych ikon lat 80. Mowa o wielkim przeboju "Addicted to Love".
Brytyjski wokalista Robert Palmer karierę rozpoczął jeszcze pod koniec lat 60. (bluesowe nagrania początkowo z grupą The Alan Bown), ale status gwiazdy przyniosła mu dopiero połowa lat 80., kiedy to zaczął śpiewać popowe piosenki.
W lipcu 1983 r. wokalista gościnnie pojawił się na dobroczynnym koncercie w Birmingham, którego gwiazdą była popularna wówczas grupa Duran Duran. To wtedy Palmer zaprzyjaźnił się z muzykami tej formacji, z którymi współtworzył obwołany supergrupą zespół The Power Station. U boku frontmana pojawili się niespokrewnieni Andy (gitara) i John (bas) Taylorowie oraz ceniony perkusista Tony Thompson (m.in. Chic, Madonna, Rod Stewart, Mick Jagger, David Bowie). Ich debiutancki album "Power Station" z marca 1985 r., który odniósł spory sukces komercyjny (platyna w USA, złoto w Wielkiej Brytanii), ale nie wzbudził zachwytów wśród krytyki.
Raptem kilka miesięcy później do sklepów trafiła kolejna solowa płyta Palmera (nagrana z dużym udziałem muzyków The Power Station) - "Riptide". To za jego sprawą wokalista trafił w końcu na szczyty list przebojów. Singel "Addicted to Love" w USA znalazł się na 1. miejscu.
To był wielki hit lat 80. Jak nakręcono teledysk "Addicted to Love" Roberta Palmera?
Pamiętny teledysk do tej piosenki został nakręcony przez brytyjskiego fotografa i reżysera Terence'a Donovana, uznawanego za jednego z współtwórców swingującego Londynu z lat 60. Śpiewającemu Palmerowi towarzyszyły na planie Patty Kelly, Julie Pankhurst, Mak Gilchrist, Julia Bolino oraz Kathy Davis, które udawały członkinie jego zespołu. Cała piątka była mocno podobna wizualnie - w wyrazistym makijażu (ach, te czerwone usta), w obcisłych czarnych strojach i na szpilkach, seksownie bujając się do muzyki.
Co ciekawe, Robert Palmer w ogóle nie spotkał urodziwych pań na planie klipu, rozmawiali ze sobą przez chwilę już po nagraniu (wokaliście na planie towarzyszyła zresztą żona). "Nagrywałem sam, z tyłu miałem tylko niebieski ekran. Nigdy nie znalazłem się z tymi dziewczynami w jednym pomieszczeniu, w sumie to szkoda. Byłem tam tylko ja, kamera i niebieski ekran" - opowiadał później.
Samo nagranie - choć sam nazwał to "raczej poruszaniem ustami" - zajęło mu nie więcej niż 15 minut! "Nie przywiązywałem do tego teledysku jakiegoś większego znaczenia, w tamtym czasie nic nie znaczył. Ale tak się po prostu zdarzyło, iż stał się czymś ikonicznym" - stwierdził po latach Robert Palmer.
"Ludzie myślą, że ten teledysk był moim pomysłem, że chciałem zaprezentować się jako ktoś w rodzaju Jamesa Bonda. To było dla mnie zaskoczeniem, bo w ogóle nie myślę o swoim wizerunku".
Zobacz również:
Teledysk nagrany został w studiu w Londynie w rekordowym tempie - w jeden dzień! Wcześniej wynajęto zawodowego muzyka, by nauczył modelki podstaw trzymania gitar, gry na klawiszach i perkusji. Jednak po godzinie zrezygnował i po prostu wyszedł. Całość, mimo kilku drobnych potknięć, wyszła jednak efektownie, choć widać było, iż modelki nie mają pojęcia o grze na poszczególnych instrumentach. Nikomu to jednak nie przeszkadzało, bo tak to w sumie miało wyglądać. Klip odniósł gigantyczny sukces, w 1986 roku był najczęściej emitowanym w MTV, a potem uznany za jeden z najlepszych teledysków lat 80. Robert Palmer stał się światową gwiazdą. Za klip wokalista zgarnął MTV Video Music Awards, a piosenka przyniosła mu pierwszą statuetkę Grammy.
Pomysł z "Addicted to Love" wokalista wykorzystał jeszcze trzykrotnie - w teledyskach "I Didn't Mean to Turn You On", "Simply Irresistible" i animowanym "Change His Ways".
Status złota w Wielkiej Brytanii zdobyły jeszcze dwie kolejne studyjne płyty Palmera - "Heavy Nova" (1988) i "Don't Explain" (1990) z przeróbką przeboju "I'll Be Your Baby Tonight" Boba Dylana. Do swojej wersji Brytyjczyk zaprosił grupę UB40, a nagranie zyskało rozbujany, wakacyjny klimat.
Na tej ostatniej płycie znalazł się też jeszcze jeden odświeżony przebój sprzed lat - "Mercy Mercy Me" z repertuaru mistrza soulu Marvina Gaye'a.
W kolejnych latach Palmer regularnie nagrywał nowe albumy (w tym także z reaktywowanym The Power Station). W maju 2003 r. wypuścił "Drive" z bluesowymi standardami i współczesnymi kompozycjami z dorobku m.in. ZZ Top i Keb' Mo'.
Raptem kilka miesięcy później, 26 września 2003 r. zaledwie 54-letni Robert Palmer dostał zawału serca podczas pobytu w Paryżu. Wokalista przebywał wtedy w hotelu Warwick Champs-Elysées po nagraniach w Londynie na potrzeby retrospektywnego materiału dla jednej z brytyjskich telewizji.
Dzień przed śmiercią Palmer poszedł na kolację z Jackiem Brucem. Na drugi dzień miał wracać do Londynu, gdzie był umówiony na ważne spotkanie. Po powrocie do hotelu, o godz. 2 nad ranem, nagle zasłabł. Okazało się, że miał rozległy zawał serca, którego nie przeżył. "Robert nie miał żadnych problemów z sercem. Zaledwie dwa tygodnie temu przeszedł badanie lekarskie, które wykazało, że jest zdrowy" - powiedział wówczas zszokowany menedżer.
Wokalista był raczej symbolem brytyjskiego dżentelmena. Jego największym nałogiem były papierosy - czasem palił nawet 60 sztuk dziennie. "To papierochy go zabiły. Był nałogowym palaczem odkąd go poznałem, a obaj mieliśmy wtedy po 21 lat. To dlatego miał taki lekko chrypiący głos" - mówił Joe Allen, jeden z bliskich przyjaciół i współpracowników Roberta Palmera.
"Był świetnym piosenkarzem. Dżentelmenem. I artystą niedocenianym" - dodał Sting na wieść o niespodziewanej śmierci Palmera.
Gdzie jest pochowany Robert Palmer?
Od 1986 roku Robert Palmer mieszkał na stałe w Lugano, w Szwajcarii, niedługo przed śmiercią otrzymał tamtejsze obywatelstwo. Miał od swej posiadłości stosunkowo blisko do Mediolanu, gdzie nagrał kilka płyt i gdzie kupował eleganckie ubrania, z których słynął.
Zaraz po śmierci pojawiła się informacja, że zostanie pochowany właśnie w Lugano. Tak się jednak nie stało, ze względu na wolę najbliższej rodziny. W tym czasie zarówno oboje rodzice wokalisty, jak i brat oraz czwórka dzieci Palmera, na stałe mieszkali w Anglii. Dlatego nie chcieli w przyszłości jeździć na jego grób do Szwajcarii. W Lugano odprawiono tylko mszę w intencji Roberta Palmera, natomiast został on pochowany na jednym z cmentarzy w Londynie - nie ujawniono dokładnego miejsca pochówku. Ceremonia miała prywatny charakter, w pogrzebie wzięła udział tylko najbliższa rodzina.
Palmer był dwukrotnie żonaty. W ostatnim czasie związany był z młodszą o 27 lat Mary Ambrose, która pełniła oficjalnie funkcję jego osobistej asystentki. Amerykanka przyleciała do niego do Paryża, ale wokalista nakazał jej szybko wrócić do Szwajcarii, gdzie oboje mieszkali.