Sara James prezentuje album "Playhouse... The Full Story". "Żegnam się z moim domem, moimi emocjami i przeżyciami" [WYWIAD]
Rok temu Sara James zaprosiła nas do swojego świata tańca, rozkmin, pewności i strachów, a teraz namawia do kolejnej wycieczki po domu. Tym razem tytułowy "Playhouse" płonie, a Sara wydaje się niewzruszona. Czy tak rzeczywiście jest? W związku z premierą reedycji krążka porozmawialiśmy z nią o otwieraniu nowych rozdziałów i zamykaniu starych.

Bartłomiej Warowny, Interia Muzyka: Gdy ostatnio rozmawialiśmy o "Playhouse", nie widziałem na okładce żadnych płomieni. Teraz twoje miejsce szczęścia i strachów płonie. Czym jest dla ciebie ogień z okładki reedycji płyty? I dlaczego w ogóle ten dom zapłonął?
Sara James: - Płomienie na mojej okładce reprezentują koniec ery "Playhouse". To, co przeżyłam pisząc tę płytę, oddaję moim fanom i z tym mogą już zrobić cokolwiek chcą. "Playhouse" zostanie ze mną na zawsze. Był to mój pierwszy album i jest dla mnie na maksa ważnym projektem, włożyłam w niego bardzo dużo siebie i dlatego stwierdziłam, że płomienie idealnie pasują do tego motywu. Żegnam się z moim domem, moimi emocjami i przeżyciami, ale i tak po jego spaleniu zostaje jakaś cząstka, która już na zawsze będzie ze mną.
Czułaś, że historia "Plauhouse" jest niedokończona? Co skłoniło cię do dopisania kolejnych rozdziałów ze swojego życia?
- Podczas procesu pisania mojego debiutu czułam, że to nie jest jeszcze wszystko, czym chciałabym się z wami podzielić, więc dołożyłam kilka nowych cegiełek do tego domu. Całą tę erę traktuję jako kawałek swojego życia, bo podczas tworzenia tego albumu czułam, że dorastałam razem z nim. Nowa część to świeża perspektywa na niektóre historie i relacje zawarte w pierwszej części, a dopełniając projekt wiem, że wszystkie rzeczy z tamtego okresu mogę w końcu zostawić za sobą i mieć "fresh start"! To taki mój pamiętnik i forma terapii.
Nareszcie doczekaliśmy się "KIKI". Wersja audio robi takie wrażenie jak live. Czy to twój ulubiony kawałek z reedycji? Jeśli nie, to jaki?
- Zdecydowanie "KIKI" jest moim ulubionym utworem z rozszerzonej wersji. Był pisany bez większego konceptu - chciałam, żeby na albumie znalazł się kawałek bardziej "turn upowy", kawałek, który sprawi, że ludzie będą mogli poczuć się jak "main character", tańczyć, skakać i krzyczeć!
Czego nauczyłaś się przez ten czas od premiery "Playhouse"? Stało się coś, co zmieniło twoje postrzeganie na otaczający cię świat?
- Myślę, że doszłam do takiego miejsca, gdzie w końcu umiem dbać o przede wszystkim swój spokój, także w relacjach z ludźmi. Dalej uczę się stawiać granice, rozróżniać, co faktycznie jest moje, a czego inni ode mnie oczekują. Zmieniło się naprawdę dużo, jak tak teraz patrzę wstecz.
A co byś powiedziała "mediom", które (nadal!) bez skrupułów komentują kobiece (i nie tylko) ciała?
- Uważam, że jest to obrzydliwe i nigdy nie powinno mieć miejsca. Sama tego nieraz doświadczyłam przez media i mogę jedynie przesłać wsparcie dla każdej osoby, każdej kobiety, która musi się z czymś takim borykać. Sama wiem, że to nie jest łatwe i mam nadzieję, że ludzie komentujący nasze ciała w końcu zmądrzeją.
Zobacz również:
O czym dzisiaj marzy Sara James?
Na ten moment marzę o tym, żeby moja trasa koncertowa wyszła tak, jak sobie zaplanowałam, a patrząc w dalszą przyszłość, moje marzenia nie zmieniają się od bardzo dawna. Chce dalej robić to, co kocham i czerpać z tego wszystko, co najlepsze.
Co byś chciała przekazać fanom, którzy stale mierzą się z opiniami z zewnętrznego świata? Jak uporać się z krytyką, która napływa z każdej strony?
- Zawsze kieruje się tą samą zasadą - trzeba robić swoje i wszystko się ułoży. Nie patrzeć na to, co ludzie o nas myślą. Najważniejsze, żeby podążać za głosem swojego serca. A ludzie niestety zawsze będą mieli coś do powiedzenia, tym bardziej, jeśli wychodzi to ze zwykłej zazdrości.
Myślisz już o kolejnym projekcie? Czy póki co skupiasz się na dokończeniu historii "Playhouse"?
- Zaczęłam pracę nad kolejnym albumem, ale póki co wszystko jest jeszcze świeże, więc nie chcę zdradzać szczegółów. Jednego możecie być pewni - nie zawiedziecie się.
W takim razie czekamy! A czego teraz słuchasz?
- Mój przyjaciel pokazał mi ostatnio girlsband Katseye i jestem mega zajarana ilością pracy, którą dziewczyny wykonują. Bardzo imponuje mi ten projekt i na pewno będę śledzić dalsze ich ruchy. A tak poza tym - najnowszy album "Vie", który wydała Doja Cat, jest genialny i mocno polecam przesłuchanie go.
"MAYBE WE'LL SEE EACH OTHER SOON…" kończy historię "Playhouse". Kiedy się znowu zobaczymy?
- Jeszcze nic nie zdradzam, ale jak coś się będzie dziać, to na pewno będziecie wiedzieć jako pierwsi! Też mam nadzieję, że niedługo!









