BAiKA i "Zdecydowana mniejszość": Iskrzenie to stan w sztuce bardzo pożądany [WYWIAD]
- Jej się nie da pohamować, jak się na coś uprze, to nie ma zmiłuj - mówi Piotr Banach o swojej partnerce Kafi z duetu BAiKA. Współzałożyciel grupy Hey i lider zawieszonej formacji Indios Bravos ze swoim projektem niedawno wypuścił album "Zdecydowana mniejszość", który zaprezentuje m.in. na festiwalu w Jarocinie.
BAiKA to duet, który założyli Piotr Banach (pierwszy lider grupy Hey, producent i współkompozytor pierwszej solowej płyty Katarzyny Nosowskiej - "Puk, puk", później tworzył Indios Bravos i Ludzie Mili) oraz grająca na instrumentach klawiszowych i perkusyjnych wokalistka Kasia "Kafi" Sondej.
Nazwa tego projektu to skrót od nazwiska gitarzysty i pseudonimu wokalistki, którzy prywatnie również są parą.
Banach i Kafi gościnnie występowali pod koniec 2017 r. na trasie "Fayrant", którą grupa Hey zagrała przed zawieszeniem działalności.
Na początku lutego 2018 r. ukazał się debiutancki album duetu - "Byty zależne". Płyta to zbiór 14 autorskich kompozycji w których pobrzmiewają echa różnych stylistyk - od rocka po elektronikę. Wszystkie teksty napisane są po polsku i opisują relacje zachodzące pomiędzy bliskimi sobie ludźmi, co sprawia, że każdy może w nich odnaleźć trochę własnych uczuć i doświadczeń.
Odnowienie znajomości Banacha z muzykami grupy Hey sprawiło, że jesienią 2018 r. do zespołu BAiKA dołączył gitarzysta Marcin Żabiełowicz. Koncertowy skład uzupełniał basista Jacek Mazurkiewicz (zespół wspiera się automatem perkusyjnym). Obecnie BAiKA z powrotem jest duetem i właśnie w dwuosobowym składzie powstał wydany pod koniec kwietnia drugi właściwy album "Zdecydowana mniejszość".
Michał Boroń, Interia: "Zdecydowana mniejszość" jako tytuł brzmi całkiem zadziornie, dla mnie z naciskiem na pierwsze słowo. A co ten zwrot oznacza dla was? I być może przewrotne pytanie, czy bycie w mniejszości wam odpowiada?
Kafi (BAiKA): - To nie jest tak, że sobie tę mniejszość z lubością upodobaliśmy, bo mamy przewrotne charaktery. Oboje chcemy czuć się akceptowani, lubiani, rozumiani, ale nie kosztem zrezygnowania z siebie. Jeżeli nasz sposób postrzegania świata, budowania relacji nie mieści się w ramach tego popularnego, wyznawanego przez większość, to szukamy innej przestrzeni, z innymi ludźmi, w której nasz światopogląd, podejście do życia, ludzi, natury, wychowania, wartości będą pożądane i podzielane. W takim układzie jesteśmy zdecydowani pozostać, mimo, że może się on jawić jako niekorzystny, bo mniej atrakcyjny, pozbawiony profitów, takie tam.
Banach (BAiKA): - Dla mnie bycie w mniejszości, to stan normalny. Gdyby nie to, że świat na chwilę zwariował i w latach 90. poprzedniego stulecia pokochał muzykę grunge, to byłbym w niej przez całe życie. Te siedem lat w Heyu pozwoliło mi skosztować sławy i bycia w mainstreamie, ale był to bardziej szczęśliwy zbieg okoliczności, niż świadomy wybór. Zawsze grałem muzykę, która z założenia była niszowa, tylko raz coś poszło nie tak i przytrafiła mi się "Moja i twoja nadzieja" (śmiech).
Zwróciłem uwagę też na hasło "Ładne melodie chodzą w zabłoconych butach". Czy waszym zdaniem "Zdecydowana mniejszość" bardziej pokazuje pazurki niż "Byty zależne"?
Kafi: - Moim zdaniem tak i bardzo mi się to podoba. Poprzednia płyta była bardziej Piotrowa, pod względem kompozycji, doboru instrumentów, nawet brzmienia mojego głosu. Pięć lat temu byłam zielona w temacie nagrywania płyt, "Byty zależne" to moja pierwsza płyta, w ogóle wszystko nad czym zaczęłam pracować z panem Banachem od listopada 2015 roku to wtedy totalna nowość. Wiele się przez ten czas nauczyłam, niemalże od zera, od podstaw. Podczas prac nad "Zdecydowaną mniejszością" mój charakter dawał o sobie wyraźnie znać i nie obyło się bez wtrącania Kafikowych trzech groszy. Już wiedziałam, czego nie chcę, a co mi się bardziej podoba i prosiłam Piotra, żeby sterował w takim a takim kierunku, trochę się ścieraliśmy. Finalnie wyszło zadziorniej, bardziej gitarowo. Odczuwam głęboką satysfakcję, gdyż nie ma rzeczy na tym krążku, z którymi bym się nie zgadzała, albo które by mi się nie podobały.
Banach: - Ja to widzę i pamiętam trochę inaczej. W tamtym czasie wcale nie potrzebowałem nagrywać płyty, a koncepcję koncertowania miałem taką, że jesteśmy tylko we dwoje, więc całość siłą rzeczy jest bardzo ascetyczna i surowa. Kafi jednak bardzo chciała, byśmy nagrali płytę, więc trzeba byłą tą naszą surowość trochę podprawić, by to, co sprawdzało się na koncertach, nie zabrzmiało zbyt pusto w warunkach domowego słuchania, bez patrzenia na nas i całych tych koncertowych emocji.
Finalnie, w mojej ocenie wyszło to bardzo fajnie, choć nie da się ukryć, że całkiem inaczej niż na poprzedniej płycie, bo i proces twórczy był zupełnie inny.
Podobieństwa się przyciągają czy raczej w zespole lepiej sprawdzają się przeciwieństwa, bo z iskrzenia mogą powstać rzeczy wielkie?
Kafi: - (Proszę sobie wyobrazić teraz głos Krystyny Czubówny) życie muzyka składa się z wielu cykli, każdy cykl natomiast charakteryzuje ten sam proces, składający się z dwóch etapów: pierwszym jest czas tworzenia, ekstatycznych uniesień, odkrywania dźwięków, konotacji, nowych przestrzeni, drugi etap to czas, w którym muzyk z artysty przepoczwarza się w rzemieślnika i wszystko co do tej pory wymyślił, musi usystematyzować i w formie uporządkowanej, możliwie stałej i niezmiennej prezentować po wielekroć gronu słuchaczy i fanów.
I tak, odpowiadając na pytanie, dobrze jest, kiedy ludzie czują i rozumują podobnie, bo praca jest wtedy przyjemniejsza i łatwiejsza, ale kiedy za dużo pomysłów krąży po jednej orbicie, nie ma zbyt wielu szans na zderzenie kosmiczne, a takim doskonałe pomysły muzyczne są. Podsumowując: samej muzyce, komponowaniu różnica charakterów służy bardzo, ale życiu w zespole potrafi mocno zaszkodzić, nawet do tego stopnia, że następuje rozłam, a nawet rozkład.
Banach: - Iskrzenie to stan w sztuce bardzo pożądany, ale gdyby wziąć to dosłownie, to iskrzy tam, gdzie ścierają się z sobą dwie powierzchnie. A jak się tak ciągle ścierają, to raz, że od tych iskier pożar się może zrobić niekontrolowany i zapłonie nie to, co powinno, a dwa, że od tego ciągłego ścierania się w końcu się zetrą na proszek. Idealnym stanem byłby więc, gdyby iskrzyło tylko podczas procesu twórczego, a poza nim już nie, ale tak się niestety nie da, więc trzeba to brać z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Od poprzedniej płyty minęło pięć lat, powiedzieć że w tym czasie dużo się zmieniło, to w zasadzie nic nie powiedzieć. Na świecie przewalił się covid, od ponad roku trwa wojna w Ukrainie, u was przeszliście od duetu przez bardziej rozbudowany skład w wersji koncertowej z powrotem do duetu. Jak te wszystkie czynniki wpłynęły na to, co znalazło się na "Zdecydowanej mniejszości"?
Kafi: - Bardzo mocno. Mieliśmy jeszcze, prócz wspomnianych czynników zewnętrznych, zawirowania osobiste. Szokiem okazał się być dla nas remont domu, sama przeprowadzka poskutkowała zmianą otoczenia, przede wszystkim ludzi, a to silnie odbiło się na muzyce. Piotr przeorganizował, trochę z musu, stary układ studio (szczeciński), na nowy, miłosławski, z nowym oprogramowaniem, brzmieniami, instrumentami. Choroba, którą przeszedł chyba też namieszała mu w zwojach, bo kilka tygodni po przechorowaniu covida zaczął mi opowiadać, jak bardzo zmieniło mu się postrzeganie muzyki.
Banach: - To prawda, sama choroba była bardzo nieprzyjemnym uczuciem, ale "zabiła" we mnie stare przyzwyczajenia i nawyki. Kiedy już wstałem z łóżka i poszedłem do studia nagrywać płytę "Zdecydowana mniejszość", okazało się, że słyszę i odbieram muzykę już całkiem inaczej.
Kafi niejako wymusiła na tobie napisanie nieco dłuższych tekstów, bo mówiła, że chciałaby sobie więcej pośpiewać. "Towarzyskość" jest też jej debiutem w roli autorki tekstu. Jak wyglądała praca nad tym albumem?
Banach: - No cóż, według mnie jak zwykle (śmiech). Kiedy nagrywałem płyty z Indios Bravos, mimo że byłem autorem większości tekstów, Gutkowi też zdarzało się dopisać jakieś zwrotki do moich, jak w "Lubię to" (trzy pierwsze moje, trzy pozostałe Gutka), czy napisać cały tekst samodzielnie. To jest normalny proces twórczy, ktoś ma pomysł, ktoś inny nie ma, to nie rywalizacja, tylko współpraca (śmiech).
Co do warstwy muzycznej, to Kafi jeszcze nie potrafi (zaznaczam jeszcze) obsługiwać tego studyjnego sprzętu, więc główny ciężar pracy nad podkładami spoczywał na moich barkach, choć oczywiście bywały tu burzliwe konsultacje (śmiech). Kafi wpadała do studia, przewracała mi wszystko do góry nogami, doprowadzała mnie do furii, a potem z tego emocjonalno-muzycznego chaosu wyłaniało się coś satysfakcjonującego nas oboje.
BAiKA na Małej Scenie Pol'and'Rock Festival 2019
BAiKA to grupa, który założyli Piotr Banach (pierwszy lider grupy Hey, producent i współkompozytor pierwszej solowej płyty Katarzyny Nosowskiej - "Puk, puk", później tworzył Indios Bravos i Ludzie Mili) oraz grająca na instrumentach klawiszowych i perkusyjnych wokalistka Kasia "Kafi" Sondej. Jesienią 2018 r. do zespołu BAiKA dołączył znany z grupy Hey gitarzysta Marcin Żabiełowicz. Koncertowy skład obecnie uzupełnia basista Jacek Mazurkiewicz (zespół wspiera się automatem perkusyjnym).
Trochę stoicie w rozkroku pomiędzy wizytami w bibliotekach czy domach kultury, gdzie bliżej do poezji śpiewanej, a scenami rockowymi z Jarocinem na czele. W tę drugą stronę ciągnie Kafi, musisz ją w tym hamować?
Banach: - Po pierwsze, jej się nie da pohamować, jak się na coś uprze, to nie ma zmiłuj (śmiech). Uważam, że wszędzie przychodzą tacy sami ludzie, a miejsce jest dla mnie sprawą drugorzędną. Oczywiście dla ego lepiej jest występować na wielkich scenach, bo ego uwielbia całą tą gigantomanię, ale jak nauczają mądrzy ludzie z ego trzeba wałczyć. Z przyjemnością gram na każdej scenie, bo wszędzie można znaleźć ludzi, którzy myślą i czują jak my.
W tym roku zagracie w Jarocinie - pamiętasz ile razy występowałeś na tym festiwalu w różnych konfiguracjach? Jakie masz wspomnienia związane z tym miejscem?
Banach: - Po raz pierwszy wystąpiłem na festiwalu w Jarocinie w 1985 roku jako perkusista reggae'owej grupy Kryterium. Było to dla mnie wielkie przeżycie, bo jeździłem tam od 1982 i byłem w tym miejscu, a może raczej w klimacie, zakochany. W sumie wystąpiłem na jarocińskich scenach kilkanaście razy z następującymi zespołami: Kryterium, Grass, Kumader, Dum-Dum, Kolaboranci, Hey, Indios Bravos, BAiKA. Z zespołem Ludzie Mili też, ale to już poza Festiwalem.
W muzeum mieszczącym się w Spichlerzu Polskiego Rocka wisi plakat z 1987 roku na którym są aż cztery moje zespoły, za każdym razem, gdy tam jestem patrzę na niego z nostalgią i dumą.
Dzień wcześniej zaprezentują się m.in. Nosowska oraz Anieli, czyli zespół w którym gra twój następca w Heyu - Paweł Krawczyk. Będzie okazja do spotkania?
Banach: - Raczej nie będzie, ale nawet gdyby, to nie sądzę byśmy z niej skorzystali. Nie utrzymujemy ze sobą koleżeńskich relacji, ale przecież obowiązku nie ma.
Wydawało się, że te nici jakoś tam zaczynają się układać, tymczasem z Baiki zniknął Marcin Żabiełowicz, a na ogłoszonych koncertach Heya z okazji 30-lecia płyty "Fire" cię nie zabraknie. Masz żal, że tak to wyszło?
Banach: - Wbrew temu, co można by sądzić, żadnego żalu nie mam. Hey istnieje 30 lat, ja, choć co prawda go założyłem, grałem w nim przez pierwszych 7, więc nic mi do tego jak świętują swoje jubileusze. Mam żal o inne sprawy, ale te opiszę w swojej książce, którą zdecydowałem się jednak dokończyć. Mówię jednak, bo przez jakiś czas miałem wątpliwości, czy powinienem ją napisać. Wiedza, którą posiadłem w ostatnim czasie, rozwiała jednak te wątpliwości i powróciłem do pisania.
Regularnie na Facebooku sięgasz pamięcią wstecz, przypominając muzyczne zdarzenia, w których miałeś znaczący udział, jak właśnie choćby wspomniany debiut Heya. Z tamtych lat pochodzi znajomość z Kubą Wojewódzkim, do którego zadzwoniłeś w związku z premierą "Zdecydowanej mniejszości". W efekcie pojawiliście się w programie z występem - czy twoim zdaniem przyniosło to jakiś efekt w postaci zwiększonego zainteresowania zespołem?
Banach: - Nie odczuliśmy tego, a w dzisiejszych czasach łatwo to sprawdzić po ilościach polubień profilu, czy odsłuchań w serwisach streamingowych. Tu się po występie u Kuby niewiele zmieniło, ale cieszę się, że tam wystąpiliśmy, bo profesjonalizm ekipy realizującej program jest imponujący i miło było na niego popatrzeć.
W 2022 r. szeroka publiczność miała okazję przypomnieć sobie przebój twojego autorstwa - "Moja i twoja nadzieja", który został wykorzystany w serialu Netflixa "Wielka woda". Wiele razy tego typu sytuacja sprawiała, że po latach na listach wracały nagrania sprzed lat, jak choćby wykorzystane w "Stranger Things" przeboje Kate Bush czy Metalliki. Mam wrażenie, że w tym przypadku efekt był mniejszy niż można było oczekiwać, zgodzisz się? Czy jako twórca odczułeś to w jakiś sposób na koncie?
Banach: - Trochę odczułem, bo Netflix musiał kupić prawa do piosenki, ale w wymiarze "fejmu" niewiele zmieniło to moje życie. Jednakowoż, kilka razy mogłem już zobaczyć swoje nazwisko w napisach końcowych różnych filmów i za każdym razem sprawia mi to wielką przyjemność (uśmiech).
Pytam o to, bo jak wszyscy poniekąd musieliście przyjąć zasady cyfrowej rewolucji w postaci streamingu. Nieraz dawałeś znać, że nie do końca się w tym odnajdujecie, że jesteście z tej epoki, dla której płyta to jest coś, co można wziąć do ręki, dotknąć, pooglądać książeczkę.
Banach: - No cóż, ile można płakać nad rozlanym mlekiem? Rozlało się i nic tego nie zmieni, wolałbym żeby nie, ale skoro już do tego doszło, to trzeba z tym żyć. Ludziom, wraz ze zmianami technologicznymi, przydarzają się większe nieszczęścia. Nam muzykom pozostają inne możliwości wyrażania siebie, czy zarobkowania, na przykład koncerty, ale są zawody, które znikają całkowicie i trzeba się przebranżowić. Cały czas mam w pamięci swojego kumpla z podstawówki, którego ojciec prowadził dobrze prosperujący zakład produkujący skórzane rękawiczki. Wszyscy byliśmy przekonani, że Bogdan, bo tak miał na imię ten kumpel, wejdzie w dorosłe życie na luzie, bo przecież przejmie świetny biznes. Nie wiem dokładnie, kiedy ze ściany budynku zniknął szyld zakładu rzemieślniczego o profilu rękawiczniczym, ale nie widuję go od co najmniej ćwierć wieku.
Na Spotify z nowej płyty na wyraźne prowadzenie wyszedł "Kradziej". A jakie głosy dochodzą do was od fanów, bo wiadomo, że każdy ma jakiś utwór, na który bardziej zwraca uwagę?
Kafi: - Pytamy się naszych fanów wprost i zgodnie z odpowiedziami bezsprzecznymi liderami są "Byłoby" i "Szczęście nieszczęście", tuż za nimi "Kaśka II" i "Rozum i serce", swoich wielkich fanów mają też "Chwasty", "Zabawa", "Mimiś", "Towarzyskość", "Strach". Nieskromnie przyznam, że każda piosenka na tej płycie jest naprawdę dobra i kiedy ludzie mówią nam swoje typy, zaraz potem następuje sentencja: "chociaż tak w sumie to każda Wasza piosenka jest cudowna".
Cztery lata temu na Pol'and'Rocku zagraliście trzy utwory szykowane wówczas na drugą płytę: "Wilki", "Ćma" i "Kły". Ostatecznie na "Zdecydowaną mniejszość" trafił tylko ten pierwszy, co się stało z pozostałymi?
Kafi: - Są, żyją, tylko jeszcze nie doczekały się oswojenia. Nie mogę sobie przypomnieć, o czym była piosenka "Kły", ale całkiem prawdopodobne, że to pierwowzór obecnego "Byłoby", więc ostatecznie na "Zdecydowaną mniejszość" nie dostała się tylko "Ćma", a to dlatego, że mieliśmy naprawdę niezłą zagwozdkę, które numery wybrać na krążek, a które odłożyć na kiedy indziej, bo z jakiś powodów nie do końca rezonują z całością.
Mamy tu "Kaśkę II", w której padają słowa: "Ale coś czuję, że eksploduję, jeśli nic się nie zmieni do najbliższej jesieni". To dalej zapis waszych relacji, która może nabrać dużo szerszych znaczeń? I pytanie, czy cykl będzie kontynuowany?
Kafi: - Tak, na trzeciej płycie planujemy "Kaśkę III", a sam tekst traktuje o mojej niecierpliwości i frustracji, na wielu polach, bo ja już tak mam, że od czasu do czasu popadam w czarną rozpacz, z jednego głównie powodu, który przekłada się mocno na całą resztę, co Piotr znosi z trudem. Jeszcze znosi...
Banach: - A co mi tam, dam radę, niech to trwa (śmiech).