Piotr Banach (BAiKA): Zespół od pierwszego wejrzenia

- W podejściu do muzyki chcę pozostać amatorem, bo to zawsze oznacza przewagę pasji nad zdrowym rozsądkiem - mówi Interii Piotr Banach, gitarzysta znany z m.in. grup Hey i Indios Bravos, który po raz kolejny debiutuje - tym razem pod szyldem BAiKA.

BAiKA, czyli Kafi i Piotr Banach
BAiKA, czyli Kafi i Piotr Banach(c)Radek Kurzaj 

BAiKA to duet, który tworzą Piotr Banach (pierwszy lider grupy Hey, producent i współkompozytor pierwszej solowej płyty Katarzyny Nosowskiej - "Puk, puk", później tworzył zespoły Indios Bravos i Ludzie Mili, wydał też solową płytę "Wu-Wei" z udziałem m.in. Gutka, Dziun, Alicji Janosz i Tomka Lipińskiego) oraz grająca na instrumentach klawiszowych i perkusyjnych wokalistka Kasia "Kafi" Sondej.

Nazwa nowego projektu to skrót od nazwiska gitarzysty i pseudonimu wokalistki.

Banach i Kafi gościnnie występowali pod koniec 2017 r. na trasie "Fayrant", którą grupa Hey zagrała przed zawieszeniem działalności.

Na początku lutego ukazał się debiutancki album BAiKi - "Byty zależne". Płyta to zbiór 14 autorskich kompozycji w których pobrzmiewają echa różnych stylistyk - od rocka po elektronikę. Wszystkie teksty napisane są po polsku i opisują relacje zachodzące pomiędzy bliskimi sobie ludźmi.

Michał Boroń, Interia: Czy BAiKA zaczęła się od "Jesteś"? "Noc, czerwiec, dokładnie sobota"?

Piotr Banach (BAiKA): - Można tak powiedzieć, choć formalnie rzecz biorąc nazwa ta pojawiła się dopiero w listopadzie. Jednakowoż jesteśmy zespołem od pierwszego wejrzenia, bo od razu poczułem, że chcę tej dziewczynie zaproponować współpracę. To, jak śpiewała i zachowywała się na scenie było dla mnie tak atrakcyjne, że nie wahałem się ani chwili.

Już wtedy, gdy po raz pierwszy spotkałeś Kafi wiedziałeś, że to ma być właśnie duet? Mówiłeś, że to dzięki niej "znów ci się zachciało".

- Przyglądałem się duetom już od jakiegoś czasu, bo była to dla mnie ciekawa formuła. Wychowywałem się na rockowych kwartetach i przez większość część życia wydawało mi się, że to optymalny skład, no ewentualnie + 1. Jednak po latach słuchania muzyki i grania w przeróżnych zespołach potrzebowałem odmiany, odejścia od sprawdzonych wzorców, zmierzenia się z inną muzyczną rzeczywistością. Spotkanie z Kafi uświadomiło mi, że już pora, że z nią będę mógł to zrobić.

A kiedy się zorientowałeś, że ten duet to nie tylko sytuacja sceniczno-zawodowa, ale też i prywatna?

- Dużo później, minęło ponad pół roku, nim zaczęliśmy mieć się ku sobie. Dobrze sobie radziłem jako kawaler i nie szukałem życiowej partnerki. Kiedy więc pisałem tekst do "Jesteś" nie pisałem go jako piosenki miłosnej, tylko jako autentyczny zachwyt ze spotkania człowieka, co do którego miałem przeczucie, że będzie dla mnie kimś ważnym.

Nie będzie zatem przesadą stwierdzenie, że te "Byty zależne" i uzupełniające się krzesła z okładki to taka metafora waszej relacji?

- Owszem naszej, ale nie tylko naszej. Byty zależne manifestują się na różnych płaszczyznach, związki, obojętnie uczuciowe, czy wynikające ze wspólnego działania są z oczywistych względów najbardziej rzucające się w oczy. Metaforę tych krzeseł można rozciągnąć na wiele sytuacji. Żadna rzecz nie istniej bez kontekstu, żaden człowiek nie egzystuje w próżni. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele zmiennych wpływa na nasze życie, że nie jesteśmy samowystarczalni, że czyjaś przemyślana, lub nie, decyzja, może zniweczyć nasze plany.

Wszystkie teksty napisałeś sam, ale Kafi się z nimi identyfikuje w pełni. Dużo tu waszych wspólnych przeżyć czy np. sięgnąłeś do wcześniejszych zdarzeń?

- Kilka tekstów powstało nim się poznaliśmy, ale zdecydowana większość jest wynikiem naszych rozmów. Kafi coś mi o sobie opowiadała, albo ja chciałem jej uświadomić coś, co zauważyłem w jej zachowaniu, te teksty pisały się właściwie same. O tym, że Kafi się z nimi identyfikuje najlepiej świadczy to, jak je interpretuje. Nie muszę jej tłumaczyć co autor miał na myśli, doskonale wychwytuje co w nich jest najważniejsze i wie, jak przekazać to słuchaczom.

Wydaje mi się, że te teksty można czytać dosłownie, jak prawdziwą historię Kaśki (spod znaku Skorpiona) i Piotra, ale też jest to dość uniwersalna historia, w której mogą odnaleźć się nie tylko ci "w starym stylu" - racja?

- Na tym właśnie polega dla mnie siła piosenek, że każdy może w nich odnaleźć swoją historię. Największym komplementem dla autora jest to, gdy ktoś mówi, że ten tekst jest właśnie o nim, że sam powinien go napisać, ale go ubiegłem. Co do osób w "starym stylu", to mamy na myśli ludzi, którzy tęsknią za czasami, gdy duch przeważał nad materią. Myślę, że wbrew temu, co nam podsuwają media, ludzi w tak rozumianym "starym stylu" jest całkiem sporo, a nawet ich przybywa. 

Początek lat 90., ty i wówczas prawie nieznana Kaśka Nosowska. Teraz, prawie trzy dekady później, ty i też prawie nieznana Kaśka, czyli Kafi, która jak trzeba to też potrafi wrzasnąć. Podobno sam stwierdziłeś, że to nie może być zwykły przypadek. Jak byś obie Kaśki porównał - wokalnie, osobowościowo, ale też i samą sytuację. Zmieniło się prawie wszystko czy prawie nic?

- W odpowiedzi pozwolę sobie zacytować sam siebie:

"Taka zmiana, to nie zmiana
dalej wszystko jest, jak było
choć pozornie jest inaczej
to niewiele się zmieniło"

- Dla mnie zmieniło się naprawdę niewiele, ponieważ znów współpracuję z osobowością nietuzinkową, wybitną. Na tym głównie polega ich wzajemne podobieństwo, choć nie da się ukryć, że maja również podobną barwę głosu i zbliżoną rockową ekspresję. Kiedy obie Kaśki się spotkały bardzo szybko odnalazły nić porozumienia, więc pewnie tych podobieństw jest więcej, ale tylko one są ich świadome.

Pytam o porównania, bo same się one pchały, gdy można było was zobaczyć i usłyszeć w roli gości podczas "Fayrant Tour" grupy Hey. Dla wielu była to nostalgiczna frajda, ale chyba nie jesteś zwolennikiem powrotów do przyszłości?

- Rola Kafi podczas tej trasy polegała właśnie na tym, żeby jak najbardziej Kaśkę Nosowską przypominać. Żeby zrobić jej chórki w taki sposób, by słuchacze odnieśli wrażenie, że słuchają chórków, które Nosowska nagrała na płytach.

Do przeszłości wrócić się nie da, można ją tylko wspominać. Mój udział w tej trasie był właśnie takim wspomnieniem lat 90., tak dla mnie, jak i dla sporej części publiczności.

Byty zależne" można traktować trochę jak takie "best of" Piotra Banacha, bo ja tę płytę widzę raczej jako zebranie różnych muzycznych tropów i pomysłów, które pokazywałeś przez lata w swoich licznych projektach, niż jako całkiem coś nowego. Np. dla mnie muzycznie początek "Kaśki" to mocna inspiracja "Niczym słoń" z płyty "Wu-Wei".

- Wielokrotnie słyszałem od ludzi, którzy dobrze znają moją twórczość, że mam swój wyraźny, a tym samym rozpoznawalny styl. To dwudziesta nagrana przeze mnie płyta i trudno by było, bym odciął się od własnych doświadczeń, a przede wszystkim gustu. Tworzę piosenki w różnych stylistykach, od reggae, przez rocka, punk rocka, do elektroniki, ale wszystkie one mają wspólny mianownik - swoisty puls i refleksyjność. Mi się po prostu tak podoba i tak mi spod ręki wychodzi.

Na twoje okrągłe 50. urodziny poprosiłem cię o przygotowanie Top 10 piosenek własnego autorstwa. Które numery Baiki by teraz się tam znalazły?

- Bez wątpliwości "Jeśli tylko to będzie możliwe", "Albo, albo", "Nie pozwól mi", ale są one tylko połowicznie mojego autorstwa. Napisałem teksty, stworzyłem podkłady, miałem jakąś ogólną koncepcję całości, ale to w jaką stronę popchnęła je Kafi sprawia, że są one dla mnie tak frapujące. 

BAiKA to z jednej strony duet, ale już zapowiadacie, że na potrzeby koncertów będziecie poszerzać skład. O repertuar nie ma się co obawiać, bo w dorobku poza "Bytami zależnymi" macie też koncertową nieformalną przedpłytę, z której - jeśli dobrze naliczyłem - to aż sześć utworów nie weszło na regularny debiut.

- Fakt, piosenek mamy całkiem sporo i wciąż powstają nowe, gdybyśmy mieli nagrać teraz nowy album, nie byłoby z tym problemu. Tych sześć piosenek, które znalazły się na płycie koncertowej na "Bytach zależnych" dostały nową tożsamość. Najbliższy oryginału jest "Myszkolew", w nim zmiany są czysto kosmetyczne, ale pozostałe zmieniły się bardzo. Z piosenek na głos i gitarę przeistoczyły się w bardziej rozbudowane formy i to właśnie wymusza na nas rozszerzenie składu. Płytę nagraliśmy tylko we dwójkę, ale żeby wykonywać ją w zbliżonej aranżacji na koncertach potrzebujemy kolejnej dwójki. Potrzebowaliśmy muzyków, którzy w zależności od potrzeb zagrają na różnych instrumentach i zdradzę, że już ich mamy.

Z ogłoszonych koncertów póki co wiadomo, że pojawicie się na Spring Break w Poznaniu. To impreza która raczej stara się pokazywać nowe nazwy, jak czujesz się w roli debiutanta?

- Uwielbiam być debiutantem, choć jednocześnie zależy mi by osiągnąć jak najwięcej. Zrezygnowałem z grania w Heyu i zawiesiłem Indios Bravos nie dlatego, że mam coś przeciwko wygodnemu życiu, że nie chcę być sławny i bogaty. Znane marki zapewniają komfort, ale na tym komforcie traci trochę muzyka. Przejście na zawodowstwo grozi popadnięciem w rutynę, graniem na pamięć, a ponieważ muzyka emocjami stoi, to gdy te ustępują miejsca zachowaniom wyuczonym coś się kończy. Jestem profesjonalistą w tym sensie, że utrzymuję się z grania, ale w podejściu do muzyki chcę pozostać amatorem, bo to zawsze oznacza przewagę pasji nad zdrowym rozsądkiem. Profesjonalista przed podjęciem każdej decyzji rozważa jej opłacalność, a amator robi nie to, co mu się opłaca, tylko to, co mu w duszy gra.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas