Artur Rojek: Muzyka jest dla mnie naturalnym pokarmem
Mateusz Kamiński
Artur Rojek nieraz udowodnił, że kroczenie własną ścieżką jest dla niego najważniejsze. Dwa lata po premierze "Kundla" zapowiada nowy krążek, który ma być całkiem inny od tego, co dotąd tworzył. W rozmowie z Mateuszem Kamińskim opowiedział o sportowej pasji, początkach Myslovitz, koncertowaniu po pandemii, a także tegorocznej, piętnastej już edycji OFF Festivalu, na którą zaprosił m.in. legendarnego Iggy'ego Popa.
Mateusz Kamiński, Interia.pl: Spotykamy się w Dębicy, która ma gdzieś około 50 tysięcy mieszkańców. Jesteś z trochę większych Mysłowic... Za moment zagrasz kolejny koncert na trasie "Bez Końca Tour". Jak się czujesz z tym że Twoja trasa powróciła do mniejszych miast. Wolisz te małe koncerty?
Artur Rojek: - Gram już dosyć długo i grałem w różnych salach - dla kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy osób. Każdy koncert, czy to jest małe miasto, czy duże, może być równie fajny. Niesamowitym przeżyciem jest, kiedy wychodzisz na scenę i po raz pierwszy widzisz przed sobą 20 tysięcy osób. Czasami wychodzisz na scenę i jest 300-400 osób, ale energia jak od tysięcy ludzi.
Twoja płyta "Kundel" wyszła w 2020 roku. Nie miałeś takiego uczucia, że kiedy wezbrałeś w sobie energię do grania, pokazania się ludziom z nowym materiałem, to wszystko co się działo z pandemią jakoś cię zablokowało?
- Premiera mojej płyty przypadła dokładnie na dzień, w którym nastąpił pierwszy lockdown. Czekało na mnie 20 wyprzedanych koncertów w dużych salach. Byłem podekscytowany, że ruszam w trasę po sześciu latach przerwy. Nagle okazało się, że po czterech koncertach musimy wszystko przesuwać. Czułem trochę żal, wiadomo.
Szybko zacząłem się do sytuacji, w której znaleźliśmy się wszyscy, przyzwyczajać. Zaakceptowałem fakt, że nie mam wpływu na pewne rzeczy, więc muszę cierpliwie czekać aż wszystko się ustabilizuje i będę mógł wrócić do grania na żywo. Jednocześnie wykorzystałem ten moment na sprawy, na które nie miałem nigdy czasu. Robiąc festiwal czy grając koncerty, albo robiąc jedno i drugie, nie miałem wystarczającej przestrzeni, żeby usiąść spokojnie i tworzyć piosenki. Poświęciłem się pisaniu i komponowaniu, dzięki czemu w tym roku będę mógł zaprezentować nowe utwory.
Kiedy nagrałeś następcę "Kundla"?
- Pracowałem od września 2020 do września 2021 roku i nagrałem kilka piosenek. Pierwsze single chcę wydać wiosną. Właśnie ogłosiliśmy trasę, w którą ruszamy w maju.
Gdzie tym razem zawędrowałeś stylistycznie i muzycznie? Czego możemy się spodziewać?
- Za każdym razem tworząc coś nowego chciałbym, żeby było to odrobinę inne od tego, co robiłem wcześniej. Nie pracowałem tym razem z Bartkiem Dziedzicem (producent - przyp. red.), z którym robiliśmy pierwszą i drugą płytę. Przy tym albumie współpracowałem z kilkoma producentami z trochę innego środowiska niż świat alternatywnej popowej piosenki. To dla nich też był eksperyment, bo oni z kolei dotychczas nie pracowali z kimś takim jak ja. Efekt jest dla mnie ciekawy i zaskakujący. Nie mogę się doczekać momentu, gdy podzielę się tym z publicznością.
Czy można się spodziewać na nowej płycie ujścia tego pandemicznego napięcia, czy podchodzisz do niej bardziej uniwersalnie?
- Nie dało się uniknąć tego, by czas w jakim przyszło mi tworzyć, nie wpłynął na materiał. Nagrywałem i pisałem teksty właśnie w "tym czasie" i chociaż niekiedy nawiązują do pandemii bezpośrednio, to nawet kiedy piszę piosenki o zupełnie innej tematyce, pewne uczucia się do tych piosenek przedostają. To nie będzie wesoła płyta. Tyle mogę powiedzieć.
Ciekawe... A możesz zdradzić, kto wyprodukuje tę płytę?
- Na razie nie.
"Wiesz, że nie lubię miast" - śpiewasz w "Kundlu". Czy występy w mniejszych miastach mają dla ciebie jakiś bardziej osobisty stosunek, nie jest ci łatwiej nawiązywać więź z odbiorcami w tych mniejszych? Masz też jakąś szczególną relację z Mysłowicami, gdzie zapoczątkowałeś OFF Festival? W końcu mógł on się odbywać w jakimkolwiek innym mieście.
- Jak powstawał festiwal, to kierowałem się po prostu praktycznymi elementami. W rodzaju: "nie będę robił festiwalu w Warszawie, kiedy mieszkam w Mysłowicach; okej, mogę zrobić go w Katowicach - ewentualnie we Wrocławiu, dwie godziny drogi".
Czyli to wygoda?
- Nie, nie wygoda, bardziej odpowiedzialność za rzeczywistość, w której funkcjonujesz. Kiedy masz rodzinę, dzieci... chcesz mieć to wszystko w swoim zasięgu. Musiałbym coś zostawić, żeby robić coś innego. To było praktyczne myślenie.
Natomiast kiedy sytuacja w Mysłowicach się zmieniła i stworzyła się niemiła atmosfera wokół festiwalu, byłem gotowy go przenieść gdziekolwiek, gdzie ludzie będą po prostu chcieli mieć u siebie fajną, ważną imprezę i nie będzie ona argumentem w przepychankach politycznych. Wiedziałem już wtedy, że jest to na tyle rozbudowane wydarzenie, że nie mogę go tak po prostu zamknąć, przestać organizować. Nawet nie zakładałem, że muszę zostać na Śląsku. Przygotowywałem się na to, że to może być Poznań, Warszawa, Kraków albo Wrocław. Finalnie Katowice były najbardziej atrakcyjne i szczęśliwie złożyło się tak, że nie przenosiłem festiwalu 300 tylko 15 kilometrów dalej.
Przez ostatnie dwa lata festiwal się nie odbył, a obchodzilibyście 15-lecie...
- ...to odbędzie się w tym roku.
To jak jesteśmy już przy OFF-ie, kogo zaprosiłeś na kolejną edycję?
- Pojawi się bardzo dużo ciekawych rzeczy, które są wynikiem moich prac researcherskich, patrzenia na to, co ciekawego się dzieje w muzyce. Zwracam też uwagę na to, kto się sprawdzi w kontekście OFF Festivalu, a kto mniej i w taki sposób zawsze dobieram line-up. Już część artystów ogłosiłem - Iggy’ego Popa, Metronomy, Papa Dance, którzy zagrają płytę "Poniżej krytyki", Alyonę Alyonę, Romy, Prospę, Central Cee, $NOTa, Bikini Kill, Yves’a Tumora, The Armed, Natalie Bergman, DIIV, Arooj Aftab, Atin Gun czy Dry Cleaning.
OFF jest bardzo butikowym przedsięwzięciem. To jest trochę tak, że jak lubisz książki i wchodzisz do księgarni, która ma świetnie wyselekcjonowane tytuły, to chcesz wszystko kupić. OFF funkcjonuje na podobnych zasadach - dobra selekcja. Dla fana muzyki atrakcyjny jest przyjazd na festiwal, gdzie ma świadomość, że na czterech scenach odbywają się ciekawe koncerty, na które chciałby pójść i zobaczyć co ten, czy tamten ma do powiedzenia. W taki sposób buduję ten festiwal.
Jak długo zajmuje ci to przygotowanie merytoryczne do stworzenia line-upu? Jak długo musisz słuchać, żeby kogoś zaprosić?
- Robię to na bieżąco. Muzyka jest dla mnie takim bardzo naturalnym pokarmem - w zasadzie towarzyszy mi we wszystkich dziedzinach życia. Kiedy pracuję, jadę samochodem, biegam, kiedy spędzam czas w domu... Oprócz tego jest to dla mnie cały czas ogromna pasja i cały czas mnie to bardzo fascynuje. Odkrywanie, szukanie nowych rzeczy, które mają cię czymś zaskoczyć. To jest badanie reakcji ludzi, czytanie opinii i recenzji.
To jest rodzaj wiedzy, którego nigdy się nie musiałem uczyć i nigdy nie było to dla mnie problemem. Nigdy też nie było męczące. Wystarczyło, że raz usłyszałem, raz przeczytałem i rozumiałem już wszystko.
Wspominałeś kiedyś, że bardzo późno zacząłeś uczyć się grać na gitarze. Co cię do tej gitary pchnęło, miłość do muzyki, której nie mogłeś przelewać?
- Przez wiele lat moje życie toczyło się wokół sportu. Chodziłem do szkoły sportowej, gdzie główną dyscypliną było pływanie. Od siódmego roku życia trenowałem je w wyczynowy sposób: należałem do klubu, jeździłem na zawody - mistrzostwa Śląska, mistrzostwa Polski, zawody międzynarodowe, kadra narodowa i tak dalej. Moje życie toczyło się wokół pływania, zawodów, obozów. Tak było do 17 roku życia. W międzyczasie, kiedy miałem 10 lat, odkryłem, że muzyka to sfera, która mnie strasznie pociąga. Miałem wtedy magnetofon i nagrywałem wszystkie audycje z radia, potem przegrywałem je z kasety na kasetę. W końcu też zacząłem kolekcjonować albumy i odkrywać, że są rzeczy, które mi się mniej lub bardziej podobają w muzyce.
Kiedy zawiesiłem karierę sportową, muzyka weszła na pierwszy plan. Te cztery godziny dziennie, który wcześniej poświęcałem na pływanie od ściany do ściany, przeznaczyłem na to, żeby słuchać, odkrywać, szukać. Zacząłem grać na gitarze, bo podobała mi się rzeczywistość zespołów, których słuchałem. Chociaż to, co wyobrażałem sobie o ich życiu, mogło nie mieć pokrycia w rzeczywistości...Zacząłem myśleć o tym, że może warto spróbować. Moja pierwsza próba podejścia do nauki gry na gitarze wyglądała tak, że zrezygnowałem po dwóch tygodniach. Na początku studiów spróbowałem znowu.
W akademiku, w którym często spędzałem czas, był jeden chłopak, który grał na gitarze. Po tygodniu nauki, w piątek, kiedy zaczynały się imprezy, ten chłopak chodził od pokoju do pokoju, grając wszędzie piosenki Starego Dobrego Małżeństwa i podobne hity, które w tamtym czasie się grało na imprezach. Ponieważ ja też znałem już kilka piosenek, to stałem się takim drugim gitarzystą akademikowym i też zacząłem grać na tych imprezach.
Jednocześnie założyłem zespół, który bardzo powoli budował repertuar, aczkolwiek rozwijał się dosyć dynamicznie. Miałem wizję, jak i co ten zespół ma grać, jak ma wyglądać, jak mamy śpiewać, jakie mamy mieć gitary - włącznie z tym, jak one mają być zawieszone, czy nisko czy wysoko - w jakich butach mamy chodzić, czy mamy mieć wąsy, czy nie. Generalnie wszystko miałem wymyślone i zacząłem to prowadzić w taki sposób, żeby było podporządkowane pod tę moją wizję.
Zespół powstał w 1993 roku, a w 1994 roku już byliśmy gotowi na większe granie. Wystartowaliśmy w ogólnopolskim przeglądzie, który wygraliśmy. Jak kończyłem studia, to wiedziałem, że nie chcę już być trenerem, tylko chcę grać. Na początku łączyłem pracę w szkole jako nauczyciel wychowania fizycznego z graniem, a potem kiedy z Myslovitz wydaliśmy naszą czwartą płytę "Miłość w czasach popkultury", wszyscy mogliśmy zrezygnować z pracy.
Wiadomo, czasem trzeba naprawdę dużo pracować na ten nawet mały sukces...
- Wiesz, różnie z tym bywa, bo niektórzy debiutują i od razu im się udaje. A niektórzy potrzebują do tego czasu. My musieliśmy na to akurat trochę poczekać, ale naprawdę ciężko pracowaliśmy i realizowaliśmy tę wizję bardzo skrupulatnie. No i udało się.
Jak sam powiedziałeś, słuchałeś bardzo dużo muzyki. Masz kogoś takiego, jeszcze z tych czasów poznawania muzyki, do kogo twórczości mimo wszystko po wielu latach powracasz?
- To zależy z jakiego okresu. Jeżeli miałbym popatrzeć w taki okres wczesny, czyli kiedy miałem 11-12 lat, to byłem wielkim fanem Pink Floyd. Każdy grosz, który dostałem zbierałem, żeby kupować płyty Pink Floyd. Ten zespół do dzisiaj budzi we mnie bardzo dobre skojarzenia. Ta muzyka się dla mnie nie zestarzała i jest cały czas bardzo istotna. Potem nastał taki okres, kiedy słuchałem różnych rzeczy, szukałem drogi... Słuchałem "Wieczorów płytowych" w niedzielę o 21 i w zasadzie nie miało dla mnie znaczenia, co oni tam grali, bo nagrywałem dosłownie wszystko - Run DMC, Arta Garfunkela, Clan of Xymox...
Później, to był już koniec lat 80., początek 90. i wtedy głównie interesowałem się muzyką brytyjską. Z tamtego okresu też mam artystów, których do dzisiaj bardzo lubię. Z tego najwcześniejszego okresu to Lloyd Cole, a z takich późniejszych czasów shoegaze'u bardzo ważny jest dla mnie zespół Slowdive. Z czasów łączenia muzyki gitarowej z elektroniczną - Primal Scream.
To jest właśnie piękne w muzyce - akurat z Pink Floyd mam podobnie... Kiedyś Paul McCartney powiedział, że zazdrości Stingowi napisania "Fields of Gold". Czy jest jakaś piosenka innego muzyka, o której myślisz od razu: "Dlaczego ja na to nie wpadłem?"
- Jest takich piosenek bardzo dużo.
A jaka od razu ci przychodzi do głowy?
- Akurat nigdy nie pomyślałem o niej, w kontekście "dlaczego na to nie wpadłem?". Często jednak jak słucham tej piosenki, to myślę sobie, że to jest niesamowite wnieść w utwór taki poziom emocjonalności, jednocześnie żeby miał taki bardzo spójny i dramatyczny charakter. Lubię piosenki, które mają w sobie dramatyzm. Wolę muzykę smutną niż wesołą, więc takie piosenki, które zawierają duży ładunek emocji, są dla mnie najistotniejsze i taką jest "Grace" Jeffa Buckleya.
__
Artur Rojek powraca na trasę "Bez Końca". Tym razem, na przełomie maja i czerwca 2022 roku, zagra 7 koncertów, m.in. w Poznaniu, Rzeszowie, Gdańsku i Krakowie (sprawdź!). Poza tym przygotowuje jubileuszowy, 15. już OFF Festival, na którym pojawią się m.in. Iggy Pop czy Bikini Kill.
We wrześniu natomiast ruszy nowa inicjatywa dla młodych artystów, którą zapoczątkował wraz z Łukaszem Mintą i miastem Łódź. Great September Showcase Festival & Conference odbędzie się w dniach 15-17 września w Łodzi (sprawdź!).