"Bez Końca Tour": Showman Rojek kradnie serca [RELACJA]

Mateusz Kamiński

Mateusz Kamiński

Legenda sceny alternatywnej jest właśnie w trakcie trasy koncertowej, która zawitała do mniejszych miast i miasteczek w Polsce. I choć od premiery jego ostatniej płyty minęło już trochę czasu, to premierowe piosenki z "Kundla" potrzebują pełnoprawnej trasy i zaprezentowania się w pełnej krasie. Zasługują na to kompozycje, które na żywo brzmią wybornie.

Artur Rojek
Artur RojekSzymon Rogińskimateriały prasowe

Przeciętny odbiorca polskiej muzyki powiedziałby, że Artur Rojek kojarzy mu się jako skryty i wrażliwy. Jego twórczość z czasów Myslovitz czy Lenny Valentino może pozostawiać wrażenie melancholijnej czy nawet onirycznej. Gdyby spojrzeć szerzej, to nie jest już muzykiem tych grup od niemal 10 lat. Od tego czasu wydał dwie, całkowicie odmienne i świetne płyty. Dostaliśmy na nich bardziej przebojową stronę Rojka. Podczas koncertu w Dębicy w trakcie "Bez Końca Tour" wokalista pokazał ją w pełnej krasie, oddzielając grubą kreską brzmienie z dawnych czasów.

Miejski Ośrodek Kultury w Dębicy przeszedł w ostatnim czasie wielkie przemiany, a z reliktu PRL-u stał się pełnoprawnym i całkiem sprawnym akustycznie obiektem. Ten fakt był bardzo ważny dla mnie, czyli człowieka, który bał się dźwiękowego zawodu w znanym z innych wydarzeń z przeszłości miejscu. Artur Rojek pojawił się na scenie punktualnie i prosto w punkt zaczął mocniejszym, energicznym uderzeniem - "Sportowym życiem" z ostatniej płyty "Kundel".

Artur Rojek po kolejnych utworach lakonicznie dziękował ze sceny za oklaski i wydawał się być nieco oszołomiony tak ciepłym przyjęciem publiczności. Przełamanie przyniosły kolejne utwory z "Kundla", m.in. "Bez końca", które postawiło na nogi statyczną dotąd publiczność. Sytuacja epidemiczna zmusiła ich do tańca jedynie na swoich miejscach, ale czymś niezwykłym po niemal dwóch pandemicznych latach była możliwość zobaczenia (i przeżycia) kipiącej wręcz z ludzi ekspresji.

I był to naprawdę moment przełomowy koncertu, bo od tej chwili mało kto mógł spokojnie usiedzieć na swoim miejscu. Koncert był niezwykle dobrze wyważony, bo po momentach climaxu przychodziła chwila przerwy na refleksyjne muzyczne rejony. W momentach takich jak niezwykle wzruszające "W nikogo nie wierzę tak jak w Ciebie" myślę, że trudno byłoby znaleźć wśród publiczności kogoś, kto nie przeżywałby historii wyśpiewanej w tekście przez Rojka.

Nie bez przesady stwierdzę, że Rojek to showman. Szczególnie podczas piosenek z "Kundla" widać było jak wstępuje w niego dzika energia - taniec na scenie był chyba ostatnią rzeczą, której mogli spodziewać się ci, którzy nie widzieli jego wcześniejszych koncertów. Gitara i punktowe światło są dla niego tak samo łaskawym żywiołem, jak bieg wśród publiczności nawet na najdalszych miejscach. Z czasem, gdy były lider Myslovitz poczuł to, jak bardzo na Podkarpaciu oczekiwali go fani jego twórczości, komplementował publiczność za niezwykle ciepłe przyjęcie.

To był świetny wieczór dla niego, jego trzyosobowego zespołu, a także spragnionej muzyki publiczności. Przed koncertem rozmawialiśmy z Arturem o ostatnim występie Myslovitz w Dębicy w 2011 roku. W nawiązaniu do rozmowy, już w trakcie koncertu, Artur wdał się w dyskusję z jednym z widzów i wykonał piosenkę, którą 'na pewno grał podczas tego ostatniego koncertu w Jednostce Wojskowej' - "Dla Ciebie". Nić porozumienia, więź między artystą a publicznością zamieniła się podczas tego koncertu w naprawdę gruby sznur.

W przypadku dyskografii Artura Rojka świetnie jest widzieć, że utwory, z których jeszcze paręnaście lat temu był znany, stają się jedynie dopełnieniem jego katalogu. Całość show jest bardzo świeża, na czasie. Można odpłynąć w przeszłość słuchając ukochanego "Chciałbym umrzeć z miłości", ale potem też zachwycać się akustycznym wykonaniem "Lato '76", by w końcu zapomnieć o świecie w rytm po raz kolejny wykonanego "Bez końca". Chociaż publiczność przez cały czas czekała najmocniej na jeden utwór - gdy w końcu rozbrzmiały pierwsze słowa "Długości dźwięku samotności" napięcie, oczekiwanie zamieniło się w wyczuwalną ulgę.

Nie mogło zabraknąć innych, klasycznych już piosenek ze "Składam się z ciągłych powtórzeń", m.in. "Syren". Do "Beksy" Rojek zaangażował publiczność, która niczym tresowana dośpiewywała refren. Podobnie było podczas bisów, bo było ich aż trzy, a widzowie dosłownie nie mogli pożegnać się z zespołem muzyków. Wielkimi niespodziankami były na pewno wykonane właśnie na bis "Wieża melancholii", a także nowy utwór "Spalam się", który ma zapowiadać nadchodzący w przyszłym roku longplay muzyka.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas