Jakub Skorupa: Warto czasem się odważyć
Ignacy Puśledzki
Nazwany w 2021 roku nadzieją polskiej sceny Jakub Skorupa, w końcu wydał swój debiutancki album, pt. "Zeszyt pierwszy". W dniu premiery płyty porozmawialiśmy z artystą o bazgraniu w papierowych notesach, otwieraniu się w tekstach oraz zadaniu sobie jednego, bardzo ważnego pytania.
Ignacy Puśledzki, Interia.pl: Dzisiaj premiera twojej płyty, pt. "Zeszyt Pierwszy"...
Jakub Skorupa: - Tak, dzisiaj premiera płyty. No trochę nie mogę w to uwierzyć cały czas, że to się dzieje.
Jak się czujesz? Jest podjarka, czy raczej stres?
- Powoli wchodzi ta podjarka, bo przez ostatnie 2 tygodnie było o nią ciężko. Myślami cały czas byłem gdzie indziej i bardziej myślałem o tym, co mogę zrobić jako człowiek, czy jako artysta, żeby pomóc ludziom, którzy tej pomocy potrzebują. Natomiast dzisiaj starałem się wygospodarować trochę tej przestrzeni w głowie dla siebie, żeby się chociaż trochę ucieszyć tym, że zrobiliśmy to, że ta płyta powstała.
Część artystów przełożyło premiery płyt ze względu na wojnę w Ukrainie. Raper Małpa wprost napisał do fanów, że martwi się, że w obecnej sytuacji fani są zupełnie niezainteresowani muzyką i mu się ta płyta po prostu nie sprzeda. Nie myśleliście o tym, czy przekładać premierę, czy w ogóle nie o to?
- Rozmawialiśmy o tym, ja się przez kilka dni zastanawiałem, czy jest sens wypuszczać teraz te piosenki. Nawet nie ze względu na to czy ta płyta się sprzeda czy nie, bo dla mnie ten temat jest zupełnie abstrakcyjny na tym etapie. Bardziej myślałem, czy to po prostu ma jakikolwiek sens w kontekście tego, co się dzieje na świecie. Natomiast zdecydowaliśmy się wydać tę płytę, bo jest jakieś grono ludzi, którzy od pewnego czasu czekają na to. Ludzi, którzy po koncertach podchodzili do mnie i pytali: "Kiedy ta płyta?". Stwierdziłem, że jeśli komukolwiek zrobi się chociaż trochę lepiej w tej sytuacji, to dobrze, żeby te piosenki były już w sieci i żeby można było ich posłuchać.
Ja trochę nie do końca rozumiem tych muzyków, którzy przekładają premiery. Chyba, że faktycznie ten aspekt sprzedażowy jest kluczowy. Ale wydaje mi się, że muzyka zawsze niesie jakieś ukojenie w ciężkich czasach.
- No coś w tym jest, szczególnie, że sztuka generalnie ma taką rolę, że pomaga znaleźć trochę ukojenia, pomaga w radzeniu sobie z ciężarem rzeczywistości. Ja też jako słuchacz, jako fan, mam tak, że czekam na niektóre albumy i słucham tej muzy mimo wszystko.
Zwłaszcza, że stworzenie płyty to długi proces i nigdy się nie wie, kiedy się wstrzelisz z tą datą premiery, którą zaplanować trzeba odpowiednio wcześniej.
- Nigdy nie wiadomo kiedy tak naprawdę ta płyta będzie skończona, aczkolwiek ja uważam, że ten album jest w jakimś sensie idealny w swojej niedoskonałości. Pozbyłem się perfekcjonizmu. Stwierdziłem, że chcę to zrobić, chcę żeby te piosenki mnie przede wszystkim mnie poruszały i w momencie, kiedy to się udało, stwierdziłem, że jesteśmy gotowi i że ten album jest skończoną całością.
Piosenek było więcej niż to, co jest ostatecznie na płycie?
- Było ich więcej. Natomiast selekcji dokonałem jeszcze zanim weszliśmy do studia, także do studia wchodziliśmy w zasadzie z tym materiałem, który znalazł się na płycie.
To pomówmy trochę o tym materiale: Dużo zostało ci rat do spłacenia długopisu?
No jeszcze troszkę, jeszcze troszkę (śmiech).
A fanom do płyty dorzucasz długopis i jeszcze notes. Masz gest! (śmiech)
- Tak jest, ten notes był w pre-orderze, bo w moim przypadku zaczęło się właśnie od zeszytu, od takiego notesu. Będąc w 2018 roku w Londynie zorientowałem się, że po prostu brakuje mi w życiu pisania piosenek i takiego powrotu do dziecięcej kreatywności - zapisywania tego, co mam w głowie. I tych zeszytów było już kilka. Takich wiesz... Pokreślonych, pozapisywanych. Stwierdziłem, że może kogoś takim czystym zeszytem dodawanym do płyty, zachęcę do tego, żeby uwolnić tą swoją dziką, kreatywną stronę.
Mówisz, że tych zeszytów było kilka, a płyta jest "Zeszytem pierwszym" - to są faktycznie teksty z pierwszego zeszytu, jaki zapisałeś, czy w tym kontekście tytuł jest przypadkowy?
- No wiesz, tych zeszytów-albumów będzie mam nadzieję więcej. Taki jest tytuł tej płyty, bo stawiam przede wszystkim na teksty. Pomimo tego, że warstwa muzyczna jest dla mnie bardzo ważna, to u mnie wszystko zaczyna się w tych właśnie papierowych, analogowych notesach. Lubię skreślać, lubię pozbywać się niektórych linijek i bazgrać, więc dla mnie naturalne było to, że jeśli wydam płytę, to ona się będzie nazywać "Zeszyt pierwszy". Parę lat mi zajęło, zanim zdecydowałem się zadebiutować, więc jest pewna istotna dla mnie symbolika w tym tytule.
Nie wiem czy to dobrze odbieram - płyta jest pewnego rodzaju podsumowaniem twojego życia do tego debiutu?
- Totalnie. Jak skończyliśmy nagrywać ten album, jak już mieliśmy gotowe miksy, poszedłem sobie na spacer i przesłuchałem całą płytę i wtedy do mnie dotarło, że w tych 13 piosenkach udało mi się opowiedzieć de facto całe moje dotychczasowe życie. To mnie rozłożyło na łopatki, bo nawet tego nie planowałem. Wiesz, pisałem sobie piosenki. Zapisywałem je w tych notatnikach. Były odrębnymi fragmentami, osobnymi bytami. Kiedy przesłuchałem cały album, zdałem sobie sprawę z tego, że to wszystko się zazębia, wszystko się łączy w całość. To rzeczywiście jest takie podsumowanie tego, co do tej pory w moim życiu się po prostu wydarzyło, żeby nie powiedzieć "odje***o" (śmiech).
Piotr Stelmach kiedyś pytał Jacka "Budynia" Szymkiewicza o to, czy się nie boi, że w tekstach otwiera się za bardzo przed słuchaczem. Budyń odpowiedział, że paradoksalnie mówi "dostatecznie dużo, żeby nie mówić o sobie zbyt wiele". Jak to jest u Ciebie? Czy ty kalkulujesz jak piszesz, czy po prostu wylewasz z siebie wszystko? To jesteś totalnie Ty, czy te piosenki są pozlepiane z różnych historii?
- To jestem totalnie ja i te piosenki bardziej powstają jako taki strumień świadomości, którego ja w danym momencie potrzebuję. Natomiast wracam do tych tekstów, dopracowuję je i podchodzę do nich na pewnym etapie w jakiś taki literacko-rzemieślniczy sposób. Te historie są odzwierciedleniem tego, co przeżywam i tego, o czym potrzebuję sam ze sobą pogadać. Jest w tym jakiś taki wymiar autoterapeutyczny. Są też numery, które wynikają trochę bardziej z obserwacji świata, z rozmów z moimi rówieśnikami, tak jak piosenka "Koledzy". To są rzeczy, które mi są bardzo dobrze znane, które poznałem, ale też z wieloma osobami na ten temat rozmawiałem. Czy kiedyś zdarzyło mi się otworzyć za bardzo pisząc? Trudno powiedzieć, bo w ogóle tego nie postrzegam w taki sposób.
A w związku z tym, że te teksty są takie bardzo twoje, myślisz, że mógłbyś pisać teksty dla innych wokalistów?
- Pisałem dla kilku osób teksty, kiedy jeszcze nie wykonywałem sam swoich piosenek. Czasem pomagam też ludziom tak bardziej warsztatowo, jeśli chodzi o tę stronę literacką. Przyznam, że od kiedy zacząłem pisać dla siebie, mam coraz większy problem z pisaniem dla kogoś. Jednak jest to zupełnie coś innego i piosenki, które piszę jako ja, przychodzą mi o wiele łatwiej. Po prostu przychodzą z kosmosu, lub z zwyczajnie z mojego wnętrza, i czuję się tylko jak taki transmiter tego, co mam zapisać. Z piosenkami dla kogoś nie jest tak łatwo, no bo skąd ja mam wiedzieć co ktoś czuje? Trzeba sobie trochę wymyślić sytuację.
Jak już sobie nabazgrasz coś w notesie, to dopiero później do tego piszesz muzykę, czy od razu masz w głowie jakąś melodię? Jak to wygląda?
- To bardzo różnie bywa. Zazwyczaj jest tak, że rzeczywiście pojawia się tekst albo jakaś linijka, czasem ona przychodzi do mnie z jakimś fragmentem podstawowej melodii. Często lubię chwycić za gitarę i położyć sobie kilka akordów, nagrać je na kompie i złożyć jakiś wstępny bit. Tak w początkowej fazie powstawała część numerów. Czasem też Kuba Dąbrowski, który produkował tą płytę, wysyłał mi swoje szkice bitów. Tak powstał numer "Głuchy telefon". Któregoś dnia Kuba wysłał mi bit i zapytał, czy bym może spróbował coś do tego napisać. Na następny dzień odesłałem mu w zasadzie gotowy numer z wokalami, z tekstem. Okazało się, że totalnie się zgraliśmy. To nawet nie było to, co obecnie jest w "Głuchym telefonie", ale nastąpiło coś niezwykłego, nadawaliśmy po prostu na tych samych falach jeśli chodzi o muzę, o tekst i o jakąś tam podstawową linię melodyczną, którą dodałem do tego bitu Kuby.
W bardzo różny sposób powstawały te piosenki. Z racji tego, że jestem gitarzystą, w studio często dodawałem partie gitar, Kuba nagrywał bas, gitary akustyczne i klawisze. Pomimo tego, że klimat piosenek jest czasami ciężki, to mieliśmy mega frajdę tworząc ten album. Jaraliśmy się jak dzieciaki.
Doskonale to rozumiem, naprawdę. Jesteś dla mnie trochę ciekawostką: Słychać w Twoich tekstach, mocne wpływy rapowe, ale nie można Cię nazwać raperem, a twojej muzyki rapem. Skąd ty się wziąłeś w Def Jam Poland?
- Dobre pytanie. Historia wyglądała tak, że w styczniu 2021 roku, jak wypuściłem "Pociągi towarowe" do sieci i w zasadzie na następny dzień odezwało się do mnie kilka osób z branży muzycznej. Myślałem, że w życiu nie będę miał okazji w ogóle zamienić słowa z takimi osobami. No i zaczęły się rozmowy i spotkania z wytwórniami, to były bardzo różne wytwórnie, ale był też Def Jam. Odezwał się do mnie Marcin Zakrzewski, który pracuje w Def Jamie i zapytał czy mam więcej materiału. Miałem kilka demówek wtedy. Podesłałem mu je, spotkaliśmy się i bardzo fajnie nam się rozmawiało. Miałem takie wrażenie, że ci goście mogą zostać rzeczywiście moimi ziomkami. Też nie do końca ogarniałem czemu taka wytwórnia chce wydawać moją muzykę, ale Def Jam chyba jest takim miejscem, w którym pojawiają się bardzo różne rzeczy. Jest też Vito Bambino, jest Rosalie. Dla mnie to był sygnał, że może właśnie tędy droga.
Ale to jest ciekawe, co ty powiedziałeś, że ciężko nazwać tą moją muzykę rapem. Kiedyś jedna znajoma powiedziała mi: "Kuba to jest w zasadzie taki trochę romantyczny rap". No może coś jest w tym określeniu.
Bardzo się cieszę, że opowiedziałeś swoją historię, bo prawie to samo usłyszałem niedawno od asthmy. On też wrzucił kawałek do sieci i następnego dnia zaczęły się odzywać do niego wytwórnie, w tym Def Jam, w którym ostatecznie również wydał swój debiut. Jest więc jakaś nadzieja dla osób, które robią w domach muzykę (śmiech).
- Jest nadzieja i trochę jestem żywym przykładem tego, że warto czasem odważyć się, wrzucić coś samemu i po prostu zobaczyć, co się wydarzy. Wrzucałem "Pociągi towarowe" do sieci zupełnie bez jakichkolwiek oczekiwań. Po prostu chciałem to zrobić, bo tego potrzebowałem wewnętrznie. W zasadzie do tej pory nie potrafię ogarnąć tego, co się wydarzyło od tamtego czasu. Od tej pory zachęcam wszystkich tworzących, którzy robią sobie rzeczy do szuflady, żeby je po prostu sami wydawali i tyle. Ma to sens.
Pewnie! Mówiłem wcześniej o wpływach rapowych w twoich numerach, ale w tekstach pojawia się sporo nazw rockowych kapel. W sieci widziałem też, że na koncertach gracie nawet numer Kazika Na Żywo. Można się spodziewać więcej rockowego pierwiastka na Twoich kolejnych płytach?
- Trudno mi powiedzieć, jakiej muzy można się spodziewać na kolejnych płytach. Na pewno koncerty są trochę bardziej rockowe, bo lubię grać z żywymi instrumentami, żywymi bębnami i przez wiele lat grałem w zespołach rockowych. To jest środowisko, z którego się w jakimś sensie wywodzę. Jako nastolatek bardziej słuchałem grunge’u, czy chociażby KNŻ, niż rapu. No i wiesz, gram na gitarze. Możliwe, że na kolejnych albumach będzie trochę więcej mocniejszego grania, ale to czas pokaże, bo na razie jesteśmy tu gdzie jesteśmy, jest nastrojowy, spokojny Skorupa (śmiech).
Sporo na płycie jest też Śląska. Ja od 8 lat mieszkam w Krakowie, ale pochodzę z Katowic, więc czuję i rozumiem te odniesienia. Jak w twoich oczach Śląsk się zmienił gdzieś od lat 90. do teraz i jak zmieniło się jego postrzeganie przez Polaków?
- Śląsk przeszedł olbrzymią transformację, olbrzymie przeobrażenie. Dla mnie kiedyś to było miejsce, z którego chciałem się wydostać, z którego chciałem uciec. Wyjechałem też najpierw na studia do Krakowa. Potem mieszkałem trochę za granicą, ale finalnie kiedy wróciłem na Śląsk, zacząłem odkrywać to miejsce na nowo. Zobaczyłem, że to nie jest już to samo miejsce, które pamiętam z lat 90., czy z przełomu wieków. Śląsk zyskał bardzo dużą energię i myślę, że duża w tym zasługa ludzi, którzy przeobrażają tą przestrzeń. Jeśli chodzi o postrzeganie Śląska, trudno mi coś powiedzieć, bo stosunkowo niedawno zorientowałem się, że ludzie spoza Śląska patrzą na ten region nieco inaczej niż ja. Dla mnie ten krajobraz złożony z hałd i kominów, jest czymś bardzo naturalnym i się czuję tam dobrze, bo po prostu tam się wychowałem. Nie czuję się jakimś ambasadorem Śląska w Polsce, bo ja o tym Śląsku opowiadam nieco przy okazji. Po prostu opowiadam o moim otoczeniu, a tak się akurat złożyło, że mieszkam na Śląsku, więc jest on obecny w tych numerach. Zaskoczyło mnie to, że dla ludzi spoza naszego regionu jest to takie interesujące miejsce.
Doskonale wiem o czym mówisz. Dla nas wydaje się to normalne i naturalne, a dla niektórych Śląsk jest wręcz egzotyczny.
- Tak, tak. No wiesz, przez całe dzieciństwo patrzyłem z balkonu na hałdy i na pociągi towarowe, które wysypywały ten węgiel. Dla mnie piosenka o tym, jest czymś zupełnie naturalnym. Oczywiście tekst "Pociągów towarowych", gdzie mruczę, że "czasami mi się śnią pociągi towarowe, wysypują czarny gruz na hałdy w mojej głowie" to jest bardzo metaforyczny obraz, który opowiada o rzeczach dziejących się we mnie. O tym "gruzie", który chyba każdy z nas w sobie ma i musi sobie z nim jakoś poradzić.
Po tym singlu nazwano Cię "nadzieją polskiej sceny". Ogromne słowa. Jak się robi płytę z ciężarem takich haseł na barkach?
- Płytę się robi tak... żeby być zadowolonym po prostu z tej płyty (śmiech). Przyjemne było to usłyszeć. Fajnie, że pierwszy singiel narobił trochę szumu. Natomiast miałem świadomość, że pozostałe numery będą inne. Oczywiście narracja w moich piosenkach jest spójna, ale muzycznie to są bardzo różne rzeczy. Przede wszystkim skupiałem się na kolejnych krokach, czyli na tym, żeby skończyć płytę i zobaczyć, co się wydarzy dalej. Były takie sytuacje, jak wypuszczałem kolejny numer, że ktoś mówił: "Nie, to nie jest to, co przy 'Pociągach'".
Jeszcze się nie zaczął, a już się skończył... (śmiech)
- No właśnie (śmiech). No więc podchodziłem z dużą dozą dystansu do tych wszystkich określeń, bo wiedziałem, że chcę robić swoje, że mam jakiś pomysł na tą muzę. Przede wszystkim, nie chcę dać się zaszufladkować. Bez względu na to, czy ludziom się to będzie podobać, czy nie. Czy te nadzieje i oczekiwania okażą się spełnione, czy nie. Chcę robić totalnie swobodną muzykę, która jest wyrażeniem siebie i na tym się po prostu skupiam.
Zagraliście w zeszłym roku trochę koncertów. Jazda w trasę z gitarą jest lepsza od "wypłaty i w leasingu Mazdy"?
- (śmiech) No wiesz, grając koncerty, realizuję jakieś bardzo skryte marzenie o tym, żeby robić coś, co mnie absolutnie porusza, kręci i jest dla mnie niesamowitym spełnieniem. Kontakt z ludźmi, którzy przychodzą na nasze koncerty i mówią, że ta muzyka im coś robi, to jest niesamowite uczucie. Czuję wtedy jakąś nić porozumienia ze słuchaczami. Nie spodziewałem się, że coś, co przeżywam i potem zapisuję, może też działać na innych ludzi, że ktoś powie: "Kurczę, no mam tak samo", "Przeżyłem coś podobnego", czy "Borykam się z tym samym, tylko Ty ubrałeś to w słowa". Te spotkania przy okazji koncertów, są naprawdę niesamowite. Przeszedłem jakąś drogę przez ostatnich kilkanaście lat w moim życiu, próbowałem różnych rzeczy. Trudno mi powiedzieć, czy granie koncertów jest lepsze od Mazdy w leasingu. W moim przypadku myślę, że ja tego po prostu potrzebuję muzy, potrzebuję grania, bo to jest dla mnie trochę jak świeże powietrze i tlen do oddychania. Myślę, że fajnie jak każdy sobie sam odpowie na pytanie czego chce i spróbuje podążać tą ścieżką.
"Wystarczy, że odpowiesz sobie na zaje***cie, ale to zaje***cie ważne pytanie..."
- No właśnie (śmiech). A to nie jest łatwe. Szczególnie w tym systemie, w którym żyjemy. Pieniądze są jednak bardzo istotną kwestią i to są trudne decyzje. Całe szczęście mogłem sobie w jakimś stopniu pozwolić na to, żeby... "wziąć ten kredyt na długopis" i zacząć go spłacać, ale to "spełnianie marzeń" też jest pełne wyrzeczeń i wyzwań. To nie jest tak, że nagle życie staje się bezproblemowe i zajebiste (śmiech). Nikt nie mówi, że będzie łatwo.
Jak się już tak łapiemy za słówka i cytaty z twoich piosenek, to na zakończenie: Kiedy zaczniesz ćwiczyć jogę?
- Pierwsze zajęcia już były, aczkolwiek jestem w lekkim rozkroku pomiędzy jogą a używkami. Niestety jeszcze sporo przede mną.
Używki są też czasem ważne.
- Równowaga, oto tajemnica (śmiech)