Playboi Carti "MUSIC": "W moim sercu, to polskie nawiązanie" [RECENZJA]
Playboi Carti swoje pierwsze kroki na scenie stawiał jeszcze w 2011 roku, choć jego kariera na dobre zaczęła się dopiero w 2017 r, po wydaniu słynnego mixtape'u "Playboi Carti". Twórca cloud rapowych klasyków takich jak "Magnolia" czy "Wokeuplikethis" i założyciel wytwórni Opium po latach w końcu powrócił z kolejnym albumem studyjnym. Jak "MUSIC" wypada w stosunku do jego poprzedników?

Od premiery "Whole Lotta Red" minęło niespełna pięć lat. W międzyczasie do sieci kilka razy zdążyły wycieknąć fragmenty tworzonego krążka, sam Playboi Carti wielokrotnie zapowiadał premierę, po czym przesuwał jej termin i o ile z początku wpisywało się to w tworzoną przez niego postać, w pewnym momencie zaczęło być męczące i mocno zniechęcające do dalszego obserwowania jego poczynań. Mimo wszystko status, którego dorobił się na scenie i jakby nie patrzeć dość innowacyjne podejście do rapu sprawiły, że nie byłem w stanie całkowicie odciąć się od coraz to nowszych informacji o planowanym materiale.
14 marca 2025 roku najwięksi fani dostali to, o co prosili od dobrych paru lat. "MUSIC" dostępne do odsłuchu na wszystkich platformach streamingowych, całe budowanie napięcia i oczekiwań przerodziło się w rzeczywistość i... jest po prostu spoko.
Jak Playboi Carti wypadł na "MUSIC"?
Jak już wspomniałem, ze względu na zmęczenie promocją i problemami z wydaniem tego albumu, moje oczekiwania spadły do absolutnego zera. Nie pomagały w tym też wydawnictwa jego kolegów z wytwórni. Homixide Gang, Destroy Lonely i przede wszystkim Ken Carson bardzo mocno rozwinęli rage'ową stylówkę, Cartiego z "Whole Lotta Red", przez co obawiałem się, że on sam polegnie w kreatywnym obszarze.
Niemniej jednak, gdy usłyszałem "POP OUT" na mojej buzi od razu pojawił się ogromny uśmiech. Już teraz mogę powiedzieć, że jest to chyba jeden z największych bangerów tego roku. Im dalej w album tym robi się ciekawiej. Przewijają się partie gitarowe, chórki, bardzo, bardzo dużo inspiracji muzyką industrialną i świetnych partii syntezatorowych. Na plus jest też fakt, że Carti faktycznie nawija, w przeciwieństwie do poprzedniego krążka, gdzie w moim odczuciu trochę zbyt często zdarzało mu się powtarzać w kółko jedną linijkę.
Wielokrotnie wracając do "MUSIC" zacząłem jednak zauważać trochę więcej wad. Przede wszystkim bardzo przypadkowe wydaje mi się ułożenie tracklisty, m.im przejście z "POP OUT" do "CRUSH" bardzo wybija mnie z równowagi. Dużo płynniej przechodziłoby to np. w "EVIL J0RDAN" i takich przypadków jest tam kilka. Moją uwagę zwróciła też lista gości. O ile postaci takie jak Travis Scott, The Weeknd czy Future, choć są miłym dodatkiem, nie były niespodziewane. Czarną owcą jest tutaj Kendrick Lamar, szczególnie w kontekście niedawnego beefu z Drake'iem i jego filozofii życiowej, która jest zdecydowanie przeciwna tej Cartiego, który prywatnie nie należy do najprzyjemniejszych osób. Nie chcę rozpisywać się na ten temat zbyt dużo, ponieważ nie o tym jest ten tekst, aczkolwiek obecność Lamara (i to w aż trzech kawałkach) wprawiła mnie w niemałe zmieszanie.
Warto wspomnieć też o "polskim akcencie". Kawałek "COCAINE NOSE" wykorzystuje ten sam sampel, który usłyszeć możemy w utworze Błękitu Policyjnych Lamp "Policja was Je*ie". W rzeczywistości jest to fragment piosenki Ashanti "Only U", aczkolwiek w moim sercu i tak będzie to polskie nawiązanie.
Zauważyłem, że modne stało się w ostatnim czasie robienie długich albumów. Rozszerzona wersja "MUSIC" liczy aż 34 utwory, dające nam około 1,5 godziny muzyki. Przy ilości bodźców, efektów i tagów DJ-a Swamp Izzo (których na albumie słyszymy aż 195), ciężko jest grzecznie wysiedzieć słuchając tej płyty od deski do deski. Mam świadomość, że została ona stworzona raczej z myślą o TikTokowych odbiorcach, których mózgi są przeżarte brainrotowym contentem i wiele z utworów będzie się na tej platformie pojawiać. "ADHD music" ma się świetnie, niemniej jednak znajdą tam też coś dla siebie fani "Die Lit" i innych wydawnictw Cartiego.
Mimo problemów ze spójnością, strasznie chaotyczną energią i lekko przesadzonymi tagami Swamp Izzo, cały krążek jest zwyczajnie przyjemny. Z perspektywy czasu doceniłbym chyba więcej "wściekłych" momentów, jak w intrze i może trochę więcej eksperymentów, bo choć Carti pokazał, że pozostali członkowie Opium nie mają do niego podjazdu, "MUSIC" nie jest w swojej formule tak innowacyjne czy niezwykłe, jak chociażby wielokrotnie wspominane i kontrowersyjne "Whole Lotta Red". To poprawny album, który w pełni sprostał mojemu braku oczekiwań, ale nie jestem pewien, czy cały hype i wręcz kult, jaki się wokół niego wytworzył, jest uzasadniony (choć wyniki na listach przebojów jasno wskazują, że jest). Krótko mówiąc, to spoko album, na którym większość fanów Cartiego znajdzie coś dla siebie. Na próżno szukać tam innowacji, no i jak w przypadku poprzedniego wydawnictwa, bardziej ortodoksyjni fani hip-hopu będą łapać się za głowę, niedowierzając, że tego właśnie słucha młodzież.
Playboi Carti "MUSIC"
6,5/10