Freddie Mercury: Mr Bad Guy? To ja
"Włożyłem w 'Mr Bad Guy' całe serce i duszę. To bardzo naturalny album. Są tutaj poruszające ballady o smutku i bólu, ale również lekkie, żartobliwe piosenki, bo taki jestem. Myślę, że te utwory odzwierciedlają stan mojego życia, pełną gamę nastrojów i wszystkiego, czym byłem" - opowiadał Freddie Mercury o zawartości swojego solowego albumu. Jego debiut poza Queen po 40 latach od premiery doczeka się specjalnego wznowienia na winylu.

"Mr Bad Guy? To ja!" - nie krył Freddie Mercury, prezentując swój solowy debiut. Wydany pierwotnie pod koniec kwietnia 1985 r. album 5 grudnia doczeka się winylowego wznowienia z okazji 40-lecia.
Nowe wydanie na 180-gramowym, półprzezroczystym zielonym winylu zawiera miks przygotowany przez długoletni zespół realizatorów Queen - Justina Shirleya-Smitha i Joshuę J. Macrae'a - pierwotnie opublikowany w zestawie "Never Boring" z 2019 r. Nowy miks pozostaje wierny oryginalnej wizji Freddiego, ale korzysta z technologii i możliwości niedostępnych w latach 80.
"Sięgnęliśmy po oryginalne taśmy wielośladowe. To kolekcja wspaniałych piosenek, a wokalna forma Freddiego jest absolutnie niezwykła. Nie chodziło o to, by brzmiało to tak, jak dziś by się to robiło, ale jak mogłoby brzmieć wtedy, gdyby dysponowali lepszą technologią i większą ilością czasu. I oczywiście to ogromny zaszczyt pracować przy czymkolwiek, co stworzył Freddie - zawsze podchodzimy do tego z najwyższym szacunkiem" - mówi Shirley-Smith.
"Mr Bad Guy" pokazał zupełnie inne oblicze legendarnego wokalisty, zapowiedziane już kilka lat wcześniej na bardziej tanecznym albumie Queen "Hot Space". Płyta była częściowo listem miłosnym do klubowej sceny, w której Freddie się zanurzył, ale jednocześnie okazją do odsłonięcia większej części siebie niż kiedykolwiek wcześniej. Wspomniany album "Hot Space" (1982) został dość chłodno przyjęty przez fanów i krytyków, ale Freddie poszedł jeszcze dalej.
"Miałem w sobie mnóstwo pomysłów, które chciały się wydostać, a także wiele muzycznych terytoriów do odkrycia - takich, których nie mogłem zgłębić w ramach Queen" - mówił przy okazji premiery Freddie Mercury.
Freddie Mercury po raz pierwszy solo. Monachium pulsuje nocą
Album powstawał przez kilka miesięcy w monachijskim Musicland Studio, gdzie Queen nagrywali swoje ostatnie płyty. Mercury współprodukował go z Reinholdem Mackiem, który współpracował z zespołem od czasu przebojowego "The Game" z 1980 r.
Na "Mr Bad Guy" Mercury samodzielnie napisał wszystkie piosenki, celowo nie zapraszając kolegów z Queen do udziału w nagraniach. Wsparli go Fred Mandel (koncertowy klawiszowiec Queen) oraz muzycy sesyjni, w tym m.in. Jo Burta, nowy chłopak swojej dawnej miłości, Mary Austin (późniejszy koncertowy basista Black Sabbath na trasie "Eternal Idol" z 1987 r.), niemiecki perkusista Curt Cress (grał m.in. na płycie "Forever Young" Alphaville), gitarzysta Paul Vincent i basista Stephan Wissnet.
Na brzmienie płyty wpłynęło również miasto. Kiedy Freddie nie był w studiu ani u Macka w domu, można go było spotkać w monachijskich klubach i barach. Ich pulsujące życie nocne zainspirowało takie utwory jak "Living On My Own" z popisową, improwizowaną partią wokalną, euforyczne "I Was Born To Love You" czy funkowe "Let's Turn It On".
Część piosenek mogłaby bez trudu znaleźć się na albumie Queen. Podniosłe "Made In Heaven" pokazuje Mercury'ego jako mistrza ballad - utwór został zresztą później przerobiony przez zespół na wydanym już po śmierci niezapomnianego wokalisty albumie "Made In Heaven" z 1995 r. Opowiadające o tęsknocie "There Must Be More To Life Than This" powstało pierwotnie z myślą o "Hot Space" i rozważano nawet nagranie go w duecie z Michaelem Jacksonem. Wersja z Jacksonem ukazała się ostatecznie na składance "Queen Forever" w listopadzie 2014 r. Z kolei operowy rozmach wokalny w "Man Made Paradise" zapowiadał przyszłą współpracę z Montserrat Caballé przy płycie "Barcelona".
Freddie Mercury jako diabelski showman. "Zagrajcie wszystkie nuty, których nigdy wcześniej nie graliście"
Najbardziej szalony jest jednak tytułowy "Mr Bad Guy", w którym Mercury, wspierany przez Monachijską Orkiestrę Filharmoniczną, z radością bawi się swoim wizerunkiem diabelskiego showmana.
"Można przejrzeć wszystkie albumy Queen i nie znaleźć tam ani jednego utworu z pełną orkiestrą. Pomyślałem: 'ja będę pierwszy'. To dość ekstrawaganckie. Powiedziałem im: 'zagrajcie wszystkie nuty, których nigdy wcześniej nie graliście', więc kompletnie oszaleli. Efekt? Bardzo bombastyczny, bardzo pompatyczny - bardzo w moim stylu" - komentował przed laty Mercury.
W tekstach Mercury poruszył bardziej osobiste tematy, w przeciwieństwie do płyt Queen, jak choćby w zamykającym płytę utworze "Love Me Like There's No Tomorrow", który zadedykował austriackiej aktorce Barbarze Valentin. To w jej apartamencie w Monachium pomieszkiwał w pierwszej połowie lat 80., jednak ich romantyczna relacja zakończyła się pod koniec 1985 r., raptem kilka miesięcy po premierze płyty "Mr. Bad Guy". O względy Freddiego Austriaczka rywalizowała ze swoimi rodakiem, Winniem Kirchbergerem. Wokalista ostatecznie jednak związał się z irlandzkim fryzjerem, Jimem Huttonem, który pozostał u jego boku do śmierci frontmana Queen.
"Wszędzie chodziliśmy razem, byliśmy nierozłączni, aż tu nagle w jednej chwili nastąpiło rozstanie" - mówiła zmarła w 2002 r. aktorka w rozmowie z pisarką Lesley-Ann Jones. Po rozstaniu z Barbarą Valentin Freddie opuścił Monachium i wrócił do posiadłości Garden Lodge w Londynie. To tam ostatecznie zmarł 24 listopada 1991 r.
Valentin przed śmiercią sugerowała, że wyprowadzka z Monachium była punktem zwrotnym w życiu wokalisty. W pierwszej połowie lat 80. coraz poważniejsze żniwo zbierał AIDS, czyli choroba wywoływana zakażeniem wirusem HIV. Ówczesne brukowce obwołały AIDS "chorobą gejów", a Valentin zauważyła, że stan zdrowia Mercury'ego znacznie się pogorszył. Prawdopodobnie wówczas wokalista już wiedział, że jest zakażony HIV.
Po premierze w kwietniu 1985 roku "Mr Bad Guy" dotarł do szóstego miejsca brytyjskiej listy albumów. Wydawnictwo promowały cztery single - "I Was Born To Love You", "Made In Heaven", "Living On My Own" (które w remiksie z 1993 r., już po śmierci artysty, trafiło na pierwsze miejsce w Wielkiej Brytanii) oraz "Love Me Like There's No Tomorrow".
Singlom towarzyszył szereg charakterystycznie barwnych teledysków, w tym "Made In Heaven", nawiązujący do scen z "Święta wiosny" Igora Strawińskiego i "Boskiej komedii" Dantego, nakręcony na odtworzonej scenie Royal Opera House w północnym Londynie, oraz "Living On My Own", do którego zdjęcia zarejestrowano podczas 39. urodzin Mercury'ego.
"Włożyłem w 'Mr Bad Guy' całe serce i duszę. To bardzo naturalny album. Są tutaj poruszające ballady o smutku i bólu, ale również lekkie, żartobliwe piosenki, bo taki jestem. Myślę, że te utwory odzwierciedlają stan mojego życia, pełną gamę nastrojów i wszystkiego, czym byłem" - podkreślał Freddie Mercury.
Freddie Mercury: Podziękowania za "złe prowadzenie się"
"Specjalne podziękowania dla Briana, Rogera i Johna za nie wtrącanie się. Specjalne podziękowania dla Mary Austin, Barbary Valentin za wielkie cyce i złe prowadzenie się, Winnie [Kirchbergerowi] za wikt i opierunek. Ten album dedykuję mojemu kotu Jerry'emu - także Tomowi, Oscarowi i Tiffany i wszystkim miłośnikom kotów we wszechświecie - chrzanić pozostałych" - takim wpisem Freddie Mercury ozdobił płytę "Mr. Bad Guy".
Niewiele ponad dwa miesiące po premierze tego albumu Queen powrócił na szczyt - 13 lipca 1985 r. grupa skradła show podczas 20-minutowego koncertu w ramach Live Aid w Londynie.
Freddie Mercury - szczegóły płyty "Mr Bad Guy 40th Anniversary" (tracklista):
strona A:
"Let's Turn It On"
"Made In Heaven"
"I Was Born To Love You"
"Foolin' Around"
"Your Kind Of Lover"
strona B:
"Mr. Bad Guy"
"Man Made Paradise"
"There Must Be More To Life Than This"
"Living On My Own"
"My Love Is Dangerous"
"Love Me Like There's No Tomorrow".










