Ta wizyta legendy metalu w PRL-u obrosła legendą. Iron Maiden na ziemi Jaruzelskiego, Wałęsy i papieża
Oprac.: Michał Boroń
Dokładnie 40 lat temu przez nasz kraj zaczął przetaczać się prawdziwy metalowy huragan. W sierpniu 1984 r., w późnym PRL-u, brytyjska legenda metalu - Iron Maiden - odwiedziła z koncertami pięć polskich miast. Wspomnienia tych wydarzeń - w pamięci muzyków i fanów - żywe są do dzisiaj, co potwierdza i dokumentuje wydany niedawno box kolekcjonerski (z książką i licznymi reprintami) "Iron Maiden Iron Curtain. Poland 1984", z którego pochodzą zapożyczone w poniższym tekście cytaty.
W sierpniu 1984 r. legendarna grupa Iron Maiden przyjechała do Polski na pięć koncertów. W ramach trasy "World Slavery Tour" odbyły się występy w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu i Zabrzu. Dodajmy, że to właśnie w stolicy Polski brytyjska formacja rozpoczęła światowe tournee promujące płytę "Powerslave". Jeszcze w 1984 r. ukazał się film "Behind the Iron Curtain" (początkowo na kasecie VHS) dokumentujący występy za Żelazną Kurtyną - w Polsce, ówczesnej Jugosławii i na Węgrzech.
Te pamiętne wydarzenia dokumentuje wydany niedawno album "Iron Maiden - Iron Curtain. Poland 1984", który zawiera blisko setkę niepublikowanych archiwalnych zdjęć z pobytu zespołu w Polsce w 1984 r., w tym wiele zakulisowych. Całość dostępna jest w formie numerowanego kolekcjonerskiego boxu przybliżającego wydarzenia z lata 1984 roku. O kulisach opowiadają świadkowie tych wydarzeń - muzycy, pracownicy trasy, promotorzy, fani i dziennikarze.
Przypomnijmy, że to podczas pobytu w Poznaniu doszło do pamiętnego występu w Klubie Adria. Po koncercie w Hali Arena muzycy Iron Maiden wprosili się na wesele Doroty Nawrockiej i Piotra Żmudzińskiego - na sprzęcie pożyczonym od weselnej kapeli wykonali "Smoke on the Water" Deep Purple i "Tush" ZZ Top. Para rozwiodła się po 14 latach, doczekała się syna.
Iron Maiden za żelazną kurtyną. Jak do tego doszło?
Wizyta Brytyjczyków w komunistycznej Polsce obrosła legendą. Podróż zespołu za tak zwaną "żelazną kurtynę" dała początek głębokiej i wyjątkowej relacji łączącej muzyków z fanami ze wschodniej części podzielonego politycznie świata. Ta barwna i anegdotyczna już dzisiaj historia, choć wydarzyła się latem 1984 roku, swój zupełny początek, dość zaskakujący, miała jednak o wiele wcześniej...
Wspomina Andrzej Marzec (to głównie jemu zawdzięczamy koncerty zachodnich gwiazd w PRL, w tym Iron Maiden): "W listopadzie 1974 roku pojawiłem się wraz z Czesławem Niemenem w londyńskiej siedzibie CBS. Byłem jego menedżerem z ramienia państwowej agencji artystycznej PAGART. Czesław wraz z Włochem Adelmo Fornaciarim, który po latach dał się światu poznać jako Zuccherro, byli typowani jako ważne, choć nieco egzotyczne, odkrycia CBS. Wytwórnia właśnie powołała nową komórkę, tzw. 'up coming band', dla artystów z nowo podpisanymi kontraktami, chcąc ich promować poprzez koncerty. CBS lokował w nich spore nadzieje, z tym że jeden z nich był artystą z wolnym paszportem, a drugi pochodził zza żelaznej kurtyny, z wszystkimi konsekwencjami, jakie się z tym wiążą...".
Kariera Niemena nie rozkwitła tak, jak on sam by sobie tego życzył, ale za to notes z londyńskimi kontaktami Andrzeja Marca napuchł w tamtym czasie solidnie. I wkrótce miało to zaprocentować.
"Przedstawiano nas w wielu prężnie działających ówcześnie agencjach koncertowych, gdzie pracowali wspaniali młodzi ludzie - kontynuuje Marzec - I to oni w latach osiemdziesiątych, pnąc się po drabinie awansu, zaczynali być właścicielami tych agencji lub zakładali własne, świetnie zresztą prosperujące. Zawsze potrafiliśmy się dogadać. Ta 'żelazna kurtyna', owszem, mocno nas od siebie oddzielała, ale paradoksalnie i zbliżała - bo byliśmy siebie wzajemnie ciekawi. To działało w obie strony".
Iron Maiden na ziemi Jaruzelskiego, Wałęsy i papieża
Jedną z cenniejszych znajomości, z perspektywy najbardziej interesującej nas opowieści, była ta, jaką Andrzej Marzec nawiązał z Rodem Smallwoodem, wkrótce menedżerem zdobywających popularność Iron Maiden.
"Smallwood to dla tego zespołu klasyczny 'właściwy człowiek na właściwym miejscu'. Dzięki swojej zaradności i pracowitości wywindował ich wysoko. Sanctuary Records rozwijało się z minuty na minutę w duże imponujące przedsiębiorstwo, nie zabijając przy tym charakteru kapeli. Spotykałem go w późniejszych latach wiele razy, jedliśmy lunche w Londynie, a ja zawsze przekonywałem go, że jesteśmy w stanie to wszystko, o czym snuję fantastyczne wizje, przeprowadzić. Miałem przeczucie, że się rozumiemy, że on również jest w stanie wyobrazić sobie, że... Iron Maiden mogą zagrać w Polsce" - opowiada Andrzej Marzec.
Roman Rogowiecki (jeden z najbliższych współpracowników Andrzeja Marca, tłumacz, dziennikarz muzyczny): "Rod z Andrzejem musieli przegadać wiele godzin, by tego dopiąć. Jestem przekonany, że Smallwood widział w nim partnera i uwierzył, że to da się zrealizować. No, może zostawiając mały margines na sprawy, które były nie do przewidzenia w takiej, a nie innej rzeczywistości kraju, do którego jego zespół miał przybyć... Rod pomyślał: 'OK, to facet stamtąd, ale myśli zupełnie jak ja!'. Kluczowe jest porozumienie mentalne. I ono między nimi nastąpiło".
Kluczowa okazała się też wizja menedżera, by zespół przed gigantyczną światową trasą koncertową towarzyszącą premierze nowego albumu przetestował setlistę i wypróbował sprzęt nagłośnieniowy i oświetleniowy w dalekim kraju odciętym od opiniotwórczych mediów. Choć sam przyjazd do Polski miał mieć w zachodnich mediach mocny wydźwięk. I tak się stało! To znakomity dziennikarz muzyczny Howard Johnsson będzie już wkrótce relacjonował z płyty lotniska Okęcie: "Jesteśmy tutaj z misją z Anglii, aby być świadkami szturmu Iron Maiden przez ziemię Jaruzelskiego, Lecha Wałęsy i Jego Świątobliwości Papieża, przekraczając 'żelazną kurtynę!'".
Legenda metalu w PRL-u. Wypłata w walucie, której nie mogli wymienić
A jak na wizję koncertów w Polsce zapatrywali się ci, którzy już wkrótce mieli stanąć na scenie?
Basista i lider Steve Harris (dla zachodniej prasy): "Promotor z Polski nas zaprosił. Szczerze mówiąc, to nie jesteśmy pewni, jak to się stało. Wiem tyle, że powiedział, iż jesteśmy tam najpopularniejszym zespołem, ale zupełnie nie możemy tego zweryfikować, nie posiadamy na to żadnych statystyk, tam przecież nie można kupić naszych albumów... Nie myślę też zbyt wiele o stronie politycznej tego przedsięwzięcia, choć oczywiście zastanawiam się, czy nie będziemy wykorzystywani tam jako narzędzie propagandowe, ale przynajmniej, i co najważniejsze, zapewnimy rozrywkę dzieciakom".
I sam Smallwood (w rozmowie z dziennikarzem): "Tak, jedziemy do Polski! Zdecydowaliśmy, że chcemy wyruszyć do bloku wschodniego, choć zapłacą nam tam w walucie, której nie możemy nawet wymienić...".
Zespół dociera do Polski (pokonując złowieszczą "żelazną kurtynę") rejsowym połączeniem LOT-u. Już na lotnisku tłum fanów, który chóralnym skandowaniem nazwy zespołu łatwo zdegustował niektórych pracowników tego śpiącego obiektu i uświadomił ekipie Iron Maiden, że polscy heavymetalowcy doceniają klasę grupy i postarają się ją dopingować nie gorzej niż rówieśnicy w Anglii czy USA. "W obliczu tej nawałnicy, niewątpliwie polującej na autografy, nie było innego wyjścia, jak tylko wymknąć się z Okęcia tylnymi drzwiami" - relacjonuje rodzima "Gazeta Młodych". "Witają nas jak Beatlesów!" - zauważa wokalista Bruce Dickinson.
Biało-pomarańczowy autobus (wynajęty przez Pagart do przewozu gości na trasie z lotniska do hotelu) z logo Orbisu na burcie mknie przez stolicę. Pierwsze wrażenia z przejazdu przez Warszawę? Perkusista Nicko McBrian (w rozmowie z jednym z dziennikarzy): "Niesamowicie szaro i ponuro. Pomyśleliśmy - aha, to tak wygląda komunizm...".
Przed hotelem "Victoria" na muzyków czekają już fani. To oni, od chwili wylądowania w Polsce, dodają ich bezpośredniemu otoczeniu koloru i spontaniczności.
Andrzej Marzec: "Byli wszędzie, gdzie nie spojrzeć. Nawet gdy wydawało się, że ich nie ma, to za moment już ktoś wyskakiwał zza rogu, czy to po autograf, czy żeby opowiedzieć któremuś z muzyków połowę swojego życia".
"Szurnięci fani" z Polski. Wkrótce pokazała to MTV
Wyróżnia się ekipa fanów ze Szczecina. Są żywiołowi i głośni. Potrafią być też niebezpieczni, ale to już inna historia, choć nie można jej zupełnie pominąć.
Krzysztof Skorb (fan): "Po drodze do Warszawy ciągłe zadymy, spać się nie dało. Sporo honorowych walk, ale też zwykłych zadym i szukania zaczepki".
Piotr "Baron" Brandt (fan): "Ktoś nie tak był ubrany, niewłaściwy zespół na katanie, czasami, co tutaj kryć, pod byle pretekstem dawało albo dostawało się w twarz. Konduktorzy nie sprawdzali biletów, bali się podejść do nas. Jakiś hipis, pamiętam go, miał gitarę. Poleciała przez okno, bo nie umiał zagrać na niej metalu...".
W ślad za zespołem do Polski przylatuje zakontraktowana na tę część "World Slavery Tour" ekipa filmowa dowodzona przez Kenny'ego Feuermana. To element promocji, całkiem dobrze przemyślanej strategii marketingowej Iron Maiden. Zarejestrowany przez ekipę filmowy reportaż "Behind The Iron Curtain" zostanie wkrótce zaprezentowany przez szalenie popularną stację MTV. Polscy fani z miejsca staja się ważną częścią tej produkcji.
Piotr "Baron" Brandt: "Patrzyli na nas i widzieli samych wariatów. Musieli tylko włączyć kamerę. Był z nimi ochroniarz i on też gapił się na nas jak na czubków. Pewnie podejrzewał, że jesteśmy szurnięci i będą z tego kłopoty, ale to cała prawda o nas - byliśmy szurnięci!".
Jedna z zarejestrowanych i umieszczonych w filmie scen - fan biegnie w stronę zespołu z kwiatami...
Robert "Bobiak" Lipski (fan ze Szczecina): "Chciałem je wręczyć na spokojnie, ale sam się zdziwiłem, że tak wyskoczyłem. Zagrały emocje. Dobrze, że Nicko nie pomyślał, że chcę się z nim bić, bo byłem bez koszulki. W takiej chwili, tak ważnej dla nas, człowiek tracił jakikolwiek rozsądek. Chyba nie spotkali się wcześniej z takimi ludźmi, z takim entuzjazmem. W innych krajach fani przychodzili na koncert i się bawili, a my byliśmy jak te głodne psy, jakby nam mięso rzucono. Amok".
Bruce Dickinson w wywiadzie udzielonym zagranicznym agencjom prasowym w kilka chwil po koncercie zagranym na Torwarze, stwierdza: "Publiczność genialna, fantastyczna, wygłodniała!".
"Cóż, ci ludzie na dwie godziny uciekli, czasami dosłownie, od szarości życia" - wspomina po latach Roman Rogowiecki.
Podobny szał czekał na zespół w każdym z miejsc, gdzie Iron Maiden zagrali. Relacjonowała reporterka "Expressu Poznańskiego": "Młodzież w różny sposób okazywała zachwyt. Wielu chłopców powróciło do domów tylko w... spodniach. Obsługa nie mogła nadążyć ze zbieraniem z estrady rzucanych koszulek, bluzek, transparentów. Gdybym jednym zdaniem miała przekazać wrażenia, dołączyłabym się do często powtarzanych w Wielkiej Brytanii opinii na temat tego, co prezentuje Iron Maiden - tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć!".
Pamiętny występ Iron Maiden na polskim weselu. "Wypiliśmy nieco"
W Poznaniu Ironi zagrani nie tylko w wypełnionej po brzegi hali, ale i w... "Adrii" - zwyczajnej restauracji w pobliżu terenów targowych.
Gitarzysta Dave Murray (dla zachodniej prasy): "Poszliśmy do klubu i było tam akurat przyjęcie weselne, z tymi wszystkimi mamami i tatusiami, tańczącymi i walcującymi, wiesz fokstrot i tak dalej. Potem trochę wypiliśmy, raptem kilka drinków. A potem wypiliśmy jeszcze kilka.... Grał mały zespół, więc pomyśleliśmy, wejdźmy i też zagramy! Kiedy to zapowiedzieliśmy, facet z ekipy telewizyjnej pobiegł z powrotem do hotelu, wyciągnął wszystkich z łóżek i nagrali to na wideo".
Steve Harris: "Wypiliśmy nieco i po prostu pomyśleliśmy: 'Och, a dlaczego nie?'".
Wystąp zespołu na polskim weselu przeszedł do historii. Podobnie jak rozegrany we Wrocławiu mecz pomiędzy muzykami, a rodzimymi działaczami związanymi z tamtejszym oddziałem PSJ (stowarzyszenie jazzowe). Gospodarze jednak, pod względem sportowym, nie przygotowali się sumiennie do spotkania. Nie każdy z graczy założył korkotrampki, za to każdy z "naszych" biegał po boisku odziany w białą bawełnianą koszulkę z napisem: "Miss Polonia 1984". To pamiątka po imprezie, którą krótko przed trasą Ironów współorganizował wrocławski oddział PSJ. Iron Maiden wbijają osiem bramek, wrocławianie zaledwie dwie.
Ostatni raz przed polską publicznością zespół objawia się w Zabrzu. Relacjonuje "Głos Zabrza": "8 tys. osób otaczało halę, a w jej środku znalazło się 'zaledwie' 6 tys. fanów! Wszystkie bilety wyprzedane".
Zespół korzystając z wolnego czasu odwiedza jeszcze niemiecki obóz koncentracyjny w Oświęcimiu (Rogowiecki: śmiech w autokarze, a w drodze powrotnej grobowa cisza. I ta cisza, która zapanowała była najbardziej wymownym komentarzem do tego, co tam zobaczyli...) oraz malownicze tereny Jury Krakowsko-Częstochowskiej (Marzec: byli zauroczeni Polską, nie tylko miastowym, ale i wiejskim kolorytem, krajobrazami. Wieść o ruinach gigantycznego zamku, tak niedaleko Katowic, mocno ich zainteresowała, chcieli je zobaczyć).
Do Polski (w latach PRL) Iron Maiden, zachęceni gorącym przyjęciem, powrócili jeszcze w 1986 roku. Ale to już zupełnie inna historia...
Tekst powstał w oparciu o fragmenty publikacji "Poland 1984. Iron Maiden - Iron Curtain".