Pilot, szermierz i… gwiazda polskiego wesela. Bruce Dickinson z Iron Maiden skończył 65 lat
Jego kariera potoczyłaby się pewnie zupełnie inaczej, gdyby nie brak pieniędzy. Bruce Dickinson, wokalista Iron Maiden, bardzo szybko odkrył, że chce występować na scenie, chociaż wcale nie zamierzał stawać za mikrofonem. Muzyk był zafascynowany grą na perkusji, ale nie było go stać na własny zestaw, więc wybrał opcję "ekonomiczną", za co fani pewnie są mu bardzo wdzięczni. Artysta skończył 65 lat, a takich zaskakujących momentów miał w swoim życiu i karierze znacznie więcej.
Pewnie są tacy fani, którzy dopiero przy opuszczaniu samolotu zorientowali się, kto wiózł ich na wymarzone wakacje. Bruce już w latach 90. zdobył licencję pilota. Na początku traktował latanie jako hobby, ale tak mu się spodobało pilotowanie dużych maszyn, że wkrótce stało się to dodatkową pracą wokalisty.
Artysta zatrudnił się w Astraeus Airlines, firmie, która skupiała się na wynajmowaniu samolotów firmom i organizacjom. Woził na przykład piłkarzy, transportował brytyjskich żołnierzy z Afganistanu i pomógł wrócić z Egiptu turystom, którzy utknęli tam po kłopotach biura podróży. Oczywiście najsłynniejszą podniebną pracą wokalisty było pilotowanie Ed Force One, czyli samolotu grupy Iron Maiden podczas jej tras koncertowych. W 2012 roku muzyk założył też własną firmę, która zajęła się szkoleniem pilotów i dbaniem o flotę. Takie kursy to może dobry sposób na lotniczą emeryturę, bo pilot rejsowy kończy karierę właśnie w wieku 65 lat.
Dyplomacja? A co to takiego?
Bruce raczej nie gryzie się w język i często mówi to, co myśli. Nie przysparza mu to przyjaciół. Jednym z najgłośniejszych konfliktów muzyka jest ten z Ozzym Osbournem. Zespół Iron Maiden był w 2005 roku jedną z gwiazd Ozzfestu, czyli festiwalu organizowanego przez Ozzy’ego. Żona Osbourne’a, Sharon, opowiedziała fanom o tym, jak Bruce nie szanuje gospodarza imprezy, nabija się z jego udziału w reality show i narzeka na sprzęt na scenie. Efekt był taki, że Iron Maiden zostali obrzuceni jajkami, do tego obsługa wyłączyła im prąd w trakcie występu. Osbourne nie był oczywiście zachwycony tym, co o sobie usłyszał, a jego żona powiedziała wprost, co myśli o Dickinsonie i "je**ny du*ek" był tu najłagodniejszym określeniem.
Bruce miał też na koncie konflikty z Guns N' Roses. Muzycy pokłócili się dawno temu o próbę, której Gunsi nie mogli zrobić z powodu rozbuchanej produkcji widowiska Iron Maiden. Konflikt wrócił po 30 latach, kiedy Bruce skrytykował udział Axla Rose'a w trasie AC/DC, wypominając koledze po fachu nieprofesjonalne podejście i spóźnianie się na koncerty. Na listę wrogów Dickinsona trafił też Rob Halford z Judas Priest, który podpadł artyście tym, że używał na scenie promptera, czyli urządzenia, które wyświetla na bieżąco tekst piosenki. Panowie znają się od lat i dobrze się dogadywali, ale to nie powstrzymało Bruce'a przed komentowaniem: "Nie miałem pojęcia, że ludzie używają prompterów na koncertach. O co w tym k**wa chodzi?".
Bójka, która prawie rozbiła grupę
O ile konflikty z muzykami innych zespołów kończyły się na słownych przepychankach, o tyle wewnątrz Iron Maiden już nie było tak miło. Kiedy Dickinson dołączył do grupy, nie mógł dogadać się z jej założycielem i basistą. Steve Harris uważał, że każdy na scenie ma swój fragment terenu. Bruce nie do końca się z tym zgadzał, więc kiedy tylko przekraczał umowną granicę, miał przed twarzą gryf gitary. Wokalista z kolei bronił się przed basistą, blokując mu drogę statywem od mikrofonu.
Zabawa toczyła się każdego wieczoru podczas pierwszej trasy Bruce’a z zespołem, aż do koncertu w Newcastle. Grupa występowała tam akurat na dość małej scenie, co tylko zaogniło konflikt. Za kulisami panowie rzucili się na siebie, muzyków musiał rozdzielać menedżer zespołu. Harris krzyczał, że Dickinson musi odejść z Iron Maiden. Ostatecznie artystom udało się dogadać i ustalić, że nie będą na siłę bronić swojego terytorium. Skorzystali na tym przede wszystkim fani, bo gdyby Bruce wyleciał wtedy z zespołu, dzisiaj byłaby to zupełnie inna grupa.
Nikt nie chciał uwierzyć nowożeńcom
Polscy fani mają wyjątkowe wspomnienia związane z Iron Maiden, zwłaszcza uczestnicy pewnego wesela. W 1984 roku grupa grała w Polsce w ramach "World Slavery Tour". Panowie mieli trochę wolnego czasu, więc w Poznaniu wybrali się do knajpy. Na miejscu okazało się, że lokal jest wynajęty na specjalną okazję i wstęp mają tylko zaproszeni goście. Ale kto by nie wpuścił Iron Maiden, prawda? Jeden z uczestników wesela zażartował, że może panowie chcieliby coś zagrać. Co na to panowie? "Pewnie, że tak!". Muzycy nie dość, że wystąpili, to jeszcze dobrali repertuar do imprezy i zagrali covery znanych rockowych piosenek. Aż trudno uwierzyć, że ktoś miał tyle szczęścia. Nic dziwnego, że para młoda była wyśmiewana, kiedy opowiadała tę historię po imprezie.
Boks? Mamy coś lepszego
To, że wokalista, który musi się wykazać dobrą kondycją na scenie, dba o formę, nikogo nie dziwi. Dickinson jednak nie ograniczał się nigdy do wizyt na siłowni. Muzyk traktował sport bardzo poważnie, jak zresztą wszystko, co robi. Artysta przyznał, że zawsze marzył o trenowaniu boksu. Bruce uważał, że dyscyplina, w której można bezpośrednio walczyć, jest idealna dla osób z problemami i kompleksami. Takie miał sam wokalista, który nie był zachwycony swoim wzrostem. Szkoła muzyka nie prowadziła zajęć z boksu, za to jeden z nauczycieli okazał się instruktorem szermierki. Dickinson zapisał się na lekcje i dyscyplina tak mu się spodobała, że został jednym z najlepszych zawodników w Wielkiej Brytanii. I tych najbardziej oryginalnych, bo leworęczny muzyk przez dekadę walczył, trzymając broń w prawej ręce, a potem wrócił do oryginalnego sposobu. Wyobraźcie sobie tylko dezorientację przeciwników Bruce'a.
Wyleciał ze szkoły po "aferze moczowej"
Samej szkoły muzyk nie wspomina najlepiej. Dickinson był gnębiony przez innych uczniów, a nauczyciele w tamtych czasach potrafili ukarać go fizycznie. Wokalista twierdzi jednak, że może dzięki tym przejściom dzisiaj jest tak uparty i udało mu się tyle osiągnąć. Bruce nie był jednak dłużny pedagogom i potrafił zajść im za skórę. Artysta został nawet wyrzucony z prestiżowej szkoły z internatem. Dlaczego? 13-latkowi nie podobała się żelazna dyscyplina w placówce, więc postanowił się zemścić. Dickinson i jego kolega zakradli się do kuchni i oddali mocz do potraw, które miały trafić na stół dyrektora. Sprawa wyszła na jaw, wokalista został oczywiście natychmiast wyrzucony i musiał szukać nowej szkoły. Dyrektor natomiast od tamtej pory nie mógł patrzeć na fasolkę szparagową. Czy to zniechęciło Bruce'a do systemu edukacji? W żadnym wypadku. Muzyk ma podwójny dyplom z historii.
Weekendy na odwyku i terapii? Nie, dziękuję
Rockandrollowy tryb życia raczej ominął Dickinsona. Oczywiście grupa ma za sobą lata szaleństwa, ale nie wszystkich muzyków dotyczyły one w tym samym stopniu. Bruce wspominał w autobiografii "What Does This Button Do?", że zespół mógł nie mieć pieniędzy, ale darmowe używki zawsze były w zasięgu ręki. Wokalista stwierdził jednak: "Tym, co 'sobotnie wyjście z kumplami z zespołu' zamienia w 'każdą sobotę na odwyku albo terapii', są pieniądze i narkotyki". Artysta nie ukrywał, że próbował narkotyków, ale tylko niektórych, na dodatek okazało się, że niezbyt dobrze na niego działają i nie przynoszą mu żadnych korzyści. Dickinson nie chciał odcinać się od świata, bo - jak stwierdził - rzeczywistość jest świetna. Muzyk ma jednak dzisiaj słabość do jednej używki i jest nią piwo. Bruce uwielbia ten trunek, jest jego znawcą i pomógł stworzyć specjalne piwo firmowane przez Iron Maiden. Artysta nie tylko podglądał profesjonalistów, ale sam zakasał rękawy i brał udział w pracach nad produktem. Piwo okazało się sporym sukcesem i jest bardzo chwalone przez znawców.
Choroba nauczyła go, jak szanować czas
Dickinson do wszystkiego w swoim życiu podchodzi jak do zadania do wykonania. Tak samo muzyk potraktował walkę z chorobą. W 2014 roku lekarze wykryli u Bruce'a raka gardła. Muzyk przeszedł terapię i udało mu się pokonać chorobę. Artysta nie przepada za opowiadaniem o prywatnym życiu, ale doświadczeniami w roli pacjenta akurat chętnie się dzieli, bo chce dodać otuchy innym chorym. Tym bardziej że - jak stwierdził Dickinson - medycyna niesamowicie się rozwija, diagnoza dla wielu osób nie musi już być wcale wyrokiem śmierci, więc warto walczyć. Muzyk przyznał w jednym z wywiadów, że choroba nauczyła go "bardziej żyć". Bruce dodał: "Odkryłem, że mam mniej czasu dla ludzi, którzy chcą go zmarnować".