Sad Smiles: "Rock powoli wraca do łask" [WYWIAD]
Sad Smiles niejednokrotnie powtarzali, że łączenie szkoły z pracą w studio było ogromnym wyzwaniem. Teraz natomiast mogą zacząć zbierać owoce ostatnich czterech lat w postaci debiutanckiego albumu "Bunt", wydanego tuż po zakończonych maturach. Z tej okazji porozmawialiśmy z zespołem, by dowiedzieć się nieco więcej o kulisach powstawania krążka.

Wiktor Fejkiel: Jak udało wam się połączyć wydanie debiutu i wszystkie kwestie dookoła z przygotowaniem się do matur?
Sad Smiles: - Matury poszły nam bardzo dobrze, tak że jesteśmy zadowoleni. Połączenie tego wszystkiego jednak nie było łatwe. Musieliśmy odpuścić od stycznia wszelkie koncerty oraz zadbać o dobre rozplanowanie każdego dnia. Było to dość męczące i najzwyczajniej trudne. Ale zależało nam, by płyta wyszła właśnie w tym konkretnym terminie, ze względu na jej treść, i to nam się udało. Ale tak jak mówimy, nie było to łatwe.
"Bunt" to właśnie jeden z tych debiutów, którym chcieliście podsumować całą swoją karierę dotychczas?
- Cały ten krążek ukazuje nastoletnie życie, myśli i właśnie bunt nastoletni, co też staraliśmy się zawrzeć w jego koncepcie. Ten album jest podsumowaniem tak naprawdę całego naszego dotychczasowego życia - nie ograniczalibyśmy tego do "kariery". Wszystkie piosenki, od pierwszej do ostatniej, tworzą razem opowieść o dojrzewaniu. Robiąc research w temacie, spotkaliśmy się niemal z setką młodych ludzi na kawę, by dobrze oddać te emocje.
Utwory, które znalazły się na krążku, to efekt ostatnich lat waszej studyjnej pracy?
- My tę płytę chcieliśmy wydać zdecydowanie wcześniej. Natomiast siłą rzeczy, musieliśmy to dojrzewanie najpierw przeżyć, by ten materiał był jak najbardziej autentyczny.
Czyli można powiedzieć, że te utwory musiały dojrzeć wraz z wami…
- Wiesz, my niektóre utwory zaczęliśmy robić już od pierwszej klasy liceum. Zanim one wyszły, spięte w longplay, mnóstwo razy zagraliśmy je na naszych dotychczasowych koncertach. Dojrzewały wraz z nami na scenie, a teraz przyszedł moment, by ukazać je na streamingach.
Na waszych socialach pojawił się wątek dość długiego kminienia nad nazwą albumu. Co sprawiło, że finalnie postawiliście na "Bunt"?
- Nazw było kilka. Pierwotnie krążek miał się nazywać "Dziwny film", jak jeden z naszych singli. Ale uznaliśmy, że "Bunt" lepiej rezonuje. Można odbierać go na dwa sposoby - bunt jako nasz zespół na polskiej scenie muzycznej oraz nastoletni bunt, który opisujemy w tekstach. Dlatego postawiliśmy na ten tytuł.
Jakie największe wyzwania postawił debiut przed wami?
- Było ich parę. Po pierwsze zmierzenie się z tymi licznymi rozmowami z wieloma ludźmi o dojrzewaniu, by to po prostu było autentyczne i miało sens. Do tego łączenie szkoły z pracą w studiu. W ciągu dnia kończyliśmy sprawdzian z matematyki i potem od razu jechaliśmy pod Warszawę nagrywać kolejne tracki, tak że nie było łatwo. Do tego cały czas towarzyszyło nam mnóstwo koncertów - tylko w zeszłym roku zagraliśmy ich 40…
Finalnie jednak nazwalibyście go waszym "wymarzonym debiutem"?
- Zdecydowanie tak. On idealnie oddaje naszą energię i totalną różnorodność stylową. Słychać na nim po prostu nas, a to jest najważniejsze. Do tego cały art dookoła, szczególnie okładka, wygląda w sposób niemal bezczelny i to jest idealne. Wchodzimy z kopa w polską branżę muzyczną (śmiech).
No właśnie, ta różnorodność stylowa, gdzie wystarczy zestawić ze sobą "Bądź ze mną" i "Terapeutę". To właśnie ma być wizytówka Sad Smiles - brak jakichkolwiek ograniczeń?
- Kiedy jesteś nastolatkiem, codziennie słuchasz nowej muzyki, zmieniasz się z dnia na dzień. Ten krążek też taki jest - nie chcieliśmy się gatunkowo zamykać na nic. "Terapeuta" miał być taki właśnie z mocnym przekazem. "Bądź ze mną" znowu spokojniejsze, bardziej sexy. Chcieliśmy jak najlepiej odzwierciedlić, co dzieje się w naszych głowach - stąd tyle gatunków.
Skąd pojawił się tak właściwie pomysł, by tematem krążka był temat jednocześnie tak bliski wam, ale i nieoczywisty, jak "młodość"?
- Na jednej z prób zdaliśmy sobie sprawę, że nie możemy zrobić płyty po prostu o nas, bo to dosłownie każdy robi. Stwierdziliśmy, że nie ma w sumie w Polsce takiej płyty, która byłaby całym dojrzewaniem na jednym krążku. Do tego liczba młodych ludzi, którzy podchodzili do nas po koncercie, zmieniła trochę nasze spoglądanie na ten cały proces twórczy. To był dla nas jasny sygnał, że to, co robimy, ma sens - oni czują te piosenki.
Uważacie, że rock w Polsce ma się dobrze? Choć jesteście dość młodzi, już trochę lat na tej scenie gracie…
- Rock stosunkowo powoli wraca do łask, a nawet do mody. Po latach 80. i 90. stał się trochę kwintesencją boomerstwa i dlatego tak mocno odeszło się od rocka w stronę rapu i popu. Ale wydaje nam się, że na takiej fali nostalgii te agresywniejsze dźwięki przyciągają coraz więcej odbiorców - na polskiej scenie wystarczy wspomnieć chociażby Walusia [WaluśKraksaKryzys] czy ostatni album Krzyśka Zalewskiego. Ten sound wraca i widać to dość wyraźnie.
Wraz z debiutem wyruszacie w trasę koncertową po Polsce - czy szykujecie jakieś niespodzianki?
- Zabookowane już koncerty liczymy w dziesiątkach, do tego kilka festiwali, więc będzie ich naprawdę multum. Nie możemy oczywiście powiedzieć jakie, ale kilka niespodzianek planujemy - może w końcu uda nam się ściągnąć jakiegoś gościa, żeby coś z nami zaśpiewał?
W obliczu tak napiętego kalendarza, potrzebujecie w ogóle chwili na odpoczynek? Czy to jest właśnie wasz moment, by zbierać te owoce kilku lat ciężkiej pracy?
- Raczej umiemy zadbać o to, by odpoczywać nawet gdy warunki nie są sprzyjające. Jesteśmy na tyle młodzi, że nie potrzebujemy trzech tygodni wakacji, więc w tym roku większego wyjazdu nie będzie. Ale jesteśmy na to gotowi, bo całe liceum czekaliśmy na ten moment, by wreszcie żyć muzyką.