Jakub Skorupa: "Patriotyzm to dla mnie coś więcej niż wystawianie słodkich laurek" [WYWIAD]
Po wydaniu singli takich jak "Dzień dobry jestem z Polski", czy "Fusy" z Dawidem Tyszkowskim, przyszła pora na drugi długogrający krążek “Zeszyt drugi" od Jakuba Skorupy. Z tej okazji porozmawialiśmy między innymi o tym, czym dla niego jest patriotyzm, czy czuje się raperem oraz o zaplanowanej trasie koncertowej.
Wiktor Fejkiel (Interia Muzyka): Spotykamy się przy okazji premiery twojego nowego krążka. Jakie to uczucie wydać swój drugi album "Zeszyt drugi"?
Jakub Skorupa: Jest dużo ekscytacji z tym związanej. Było wiele znaków zapytania, ale cieszę się, że ostatni rok intensywnej pracy nad tą płytą się nie zmarnował. Dość długo szukałem brzmienia tej płyty, mimo że miałem bardzo wyraźną jej wizję w głowie. Nowym doświadczeniem było dla mnie współpracowanie z wieloma producentami i naprawdę cieszę się z tego, jak to finalnie wyszło. To osobiste dla mnie piosenki, ale dokładnie takie, jakie chciałem, by były. Satysfakcja i szczęście z tego, co zrobiłem, są ogromne.
Tytuł bezpośrednio nawiązuje do debiutu, natomiast czy treść również jest swego rodzaju kontynuacją?
- Trochę tak, trochę nie. "Zeszyt pierwszy" opowiadał o pierwszych 30 latach mojego życia, "Zeszyt drugi" skupia się natomiast na dwóch, trzech latach wstecz - jest bardzo mocno osadzony w teraźniejszości, opisuje rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu i na świecie, w którym teraz żyję. Stąd też te piosenki są dużo bardziej aktualne, jak na przykład "Zima dwudziesty pierwszy", która opisuje kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Co do kompozycji, uważam, że nie ma rewolucji, a ewolucja. Chciałem, by ta płyta była brzmieniowo inna: trochę więcej gitar, synthu i brudu. Sporo też jest przesterów, co ma budować dynamikę. Brakowało mi na moich koncertach kawałków z dynamiką do poskakania, więc nadrobiłem to na tym albumie.
Dość małomelodyczne wokale, dużo opisywania tego, co cię otacza w tekstach - czujesz się raperem? Czy po prostu sprawia ci frajdę balansowanie pomiędzy granicami?
- Dobrze to rozgryzłeś, bo rzeczywiście sam jestem zdania, że balansuję pomiędzy różnymi stylistykami i formami wyrazu. Choć wydaję w rapowej wytwórni, nie nazwałbym siebie raperem, ale rockmanem również nie. Myślę, że ta szeroko pojęta alternatywa dobrze to oddaje. Po prostu staram się robić to, co mi wychodzi najlepiej. Pewnie gdybym był lepszym wokalistą, to bym więcej śpiewał. Gdybym był lepszym raperem, to bym więcej rapował. A że ja jestem gdzieś tam pośrodku, to moi znajomi mówią, że ja po prostu "skorupuję", i myślę, że mają w tym dużo racji.
Wróćmy do "Zeszytu drugiego", z którego chciałbym wziąć na tapet utwór "Dzień dobry jestem z Polski". Jest on twoją krytyką polskości, czy objawem patriotyzmu?
- Patriotyzmu, ale dziwnie wykręconego. Polska jest miejscem, na którym bardzo mi zależy, z którym jestem mocno związany. Wiele też jej zawdzięczam. Powiedziałbym nawet, że gdybym nie był stąd, nie tworzyłbym piosenek, bo nic mnie tak nie ukształtowało jak życie w Polsce. Nie gloryfikuję natomiast wszystkiego, co się tutaj dzieje, tylko jestem w stanie dostrzegać wady i zalety. I owszem, "Dzień dobry, jestem z Polski" skupia się na bardziej przykrych elementach, ale mimo wszystko pojawiają się wersy "Kocham ten nadwiślański świt, który miesza mnie z błotem". Może i są w tej piosence elementy jęczenia i narzekania, ale tylko dlatego, że mi po prostu na niej zależy. A to właśnie wynika z tego, że postrzegam patriotyzm jako coś więcej niż tylko wystawianie słodkich laurek z okazji jakiegoś święta państwowego.
Zobacz również:
- Liam Gallagher rozbudził nadzieję u fanów Oasis. Co z nową płytą? "Spokojnie, wyluzujmy"
- Kolejna artystka na Open'er Festivalu 2025. Fani zachwyceni. "Najlepsze ogłoszenie"
- Hucznie świętują swoje 10-lecie. The Dumplings w warszawskim Klubie Stodoła [ZDJĘCIA]
- Audioriver Festival 2025 ogłasza pierwsze gwiazdy i szczegóły wydarzenia
Co na "Zeszycie Drugim" jest dla ciebie na plus względem pierwszego wydawnictwa? W czym upatrujesz swój największy progres?
- Wiesz co, zacznę od okładki. W przypadku pierwszej płyty front robiłem na dzień przed deadlinem, bo się parę rzeczy wysypało po drodze. Tutaj jest ona zrobiona bardziej profesjonalnie. Skupiając się jednak na muzyce, myślę, że nabrałem dużo więcej swobody w wyrażaniu siebie i świadomego podchodzenia do muzyki. Pierwsza płyta wychodziła w momencie, kiedy miałem na koncie zaledwie kilka singli i byłem gościem, który nigdy wcześniej nie występował na żywo. A teraz, pomimo tego, że ja nadal jestem gdzieś tam trochę taki przyczajony i schowany w sobie, to nie czuję się już takim totalnym debiutantem. Chociaż przy okazji tworzenia drugiej płyty nadal miałem to uczucie, że robimy coś totalnie od zera i z super zajawką. To też było bardzo ważne dla mnie, żeby mieć w sobie to uczucie.
Do jednego z kawałków zaprosiłeś gościa - Dawida Tyszkowskiego. Jak współpracowało ci się z nim, tworząc "Fusy"?
- Z Dawidem poznaliśmy się dawno temu. Ja byłem na kilku jego koncertach, on był na kilku moich i jakoś tak się skumaliśmy. Obydwoje gdzieś tam poczuliśmy, że fajnie byłoby zrobić coś razem. Początkowo pracowaliśmy nad zupełnie innym utworem, ale gdy Dawid usłyszał demówkę "Fusów", uznał, że musi się do niego dograć. To był jeden wieczór, kiedy usiedliśmy, a Dawid wbił swoje wokale.
Dlaczego zdecydowałeś się, że Dawid będzie jedynym gościem na płycie?
- Doszedłem do wniosku, że tak jak w przypadku "Zeszytu pierwszego", chcę, by gościnki powstawały organicznie, na chillu. Jak coś wyjdzie, to wyjdzie, jak nie, to nie. Tak właśnie było z Dawidem Tyszkowskim, no i coś kliknęło. Natomiast nie mieliśmy parcia na zrobienie numeru razem. Na początku roku wydałem jeszcze utwór z Piotrem Ziołą, ale podjęliśmy decyzję, by nie było go finalnie na “Zeszycie drugim".
Na jesień, w listopadzie, wyruszasz w klubową trasę koncertową po Polsce, promując "Zeszyt drugi". Do którego z miast na trasie najchętniej wrócisz?
- Szczerze, jaram się wszystkimi, bo to zawsze zaszczyt grać w tak wielu miejscach dla tak cudownej publiczności, bo to naprawdę przeżycie nie z tej ziemi, że ludzie przychodzą i śpiewają moje piosenki. Z jakiegoś powodu Kraków zawsze generuje najliczniejszą publiczność. Na poprzedniej trasie był inauguracją, ludzie zaczęli skakać i dobrze się bawić, więc było to naprawdę niezapomniane przeżycie. Więc jak mam być szczery, postawiłbym na Kraków.
Jest szansa na jakichś gości na trasie?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Na razie mocno się skupiam na premierze albumu i dopiero pomału teraz zaczynam mieć przestrzeń, by się nad tym zastanawiać. W zeszłym roku w Krakowie był Wiktor Waligóra, zanim tak wystrzelił jak teraz, w Warszawie była Daria ze Śląska. Jak będzie w tym roku? Zobaczymy. Niech to będzie niespodzianka.
Czego sobie życzysz na najbliższe tygodnie/miesiące po premierze?
- Szybkiego powrotu do pisania piosenek. Już powoli zaczynam pisać jakieś takie drobne fragmenty, z których będą powstawać kolejne piosenki. Nie mogę doczekać też się trasy koncertowej, o której rozmawialiśmy. To będzie niesamowite spotkać tych wszystkich ludzi, którzy słuchają twojej muzę.