Robert Plant nie umie już pisać piosenek. "Nie mogę znaleźć słów"
Wokalista Led Zeppelin, który przez dekady po rozpadzie zespołu występuje solowo, wyznał w rozmowie z "Rolling Stone", że ma coraz większy problem z tworzeniem nowych utworów. Robert Plant narzeka na brak weny, a w nagrywaniu premierowych kompozycji pomagają mu młodsi koledzy - zespół Saving Grace i Alison Krauss, z którymi ostatnio koncertuje.
Robert Plant, czyli były lider Led Zeppelin, a także jeden z najwybitniejszych głosów w historii rocka, co jakiś czas wydaje premierowy materiał. I choć jego solowa płyta "Carry Fire" ukazała się w 2017 roku, to już cztery lata później po raz kolejny połączył siły z Alison Krauss nagrywając ciepło przyjęty przez fanów i krytyków krążek "Raise the Roof".
75-letni wokalista zapowiedział już dwie trasy koncertowe: z grupą Saving Grace, a także ze wspomnianą już Krauss. W rezultacie niemal cały 2024 rok spędzi w trasie. Artysta przyznaje, że występy z młodszymi twórcami bardzo go cieszą, bo oprócz sceny łączy ich także przyjaźń. W tym samym czasie zdarza mu się zaglądać do swojego archiwum przeglądając niewydane lub też nieskończone projekty. "Ekscytuję się tym. Myślę sobie: 'Wow, co ja z tym zrobię?'. To idiomy, miejsca, w których byłem muzycznie, a które nie są skończone, są po prostu oszałamiające i trochę przytłaczające" - mówi w rozmowie z "Rolling Stone".
Taka zapowiedź wydaje się być zwiastunem nowych nagrań lidera Led Zeppelin, lecz rzeczywistość nie jest wcale tak kolorowa. Choć wokalista wciąż rejestruje nowe wokale, głównie w domowym zaciszu, to ma problem, by muzyczne koncepcje ubrać w słowa. "Mam cyfrowy rejestrator Tascam i śpiewam, a wokale przepuszczam przez pedał gitarowy, a potem nagrywam je tam i brzmi to świetnie. Po co iść do studia? Ale nie mogę znaleźć słów. To bardzo trudny czas, by popadać w liryzm" - przyznaje.
Przy okazji Plant wspomniał o wykonaniu na żywo po latach przerwy klasyka "Stairway To Heaven". Wokalista zgodził się, by zrobić to w celach charytatywnych, a zaśpiewanie tego jednego utworu miało wzbogacić konto Cancer Awereness Trust o sześciocyfrową sumę. Oprócz zrobienia czegoś dobrego dla innych, Robert Plant upatruje się w zdarzeniu czegoś, co było dla niego oczyszczające - czegoś, co zdjęło mu z barków wielki ciężar. Sugeruje także, że był to naprawdę ostatni raz, gdy wrócił do legendarnego utworu na żywo.
"To było katartyczne. Ludzie mówią: 'Ach tak. A mówił, że nigdy tego nie zrobi'. Ale tak naprawdę tego nie zrobiłem! Po prostu wyrzuciłem to z siebie. To jest dla mnie tak ważna piosenka ze względu na to, gdzie byłem w tamtym czasie i gdzie byłem z Jimmym, Johnem i Bonzo. Więc tamtej nocy było jak było. To była próba ognia, ale pod koniec czułem się lepiej niż na początku" - stwierdził artysta.
Zobacz wykonanie "Stairway to Heaven" z 2023 roku!