Legenda rocka kończy karierę? "Ta część życia dobiegła końca"

Mateusz Kamiński

Oprac.: Mateusz Kamiński

The Who to jeden z najwybitniejszych i najbardziej cenionych zespołów rockowych wszech czasów. Wiadomo już od jakiegoś czasu, że nie doczekamy się raczej albumy z premierowymi kompozycjami grupy. Muzycy jednak wciąż byli głodni koncertów, ale po zakończonej w sierpniu ubiegłego roku trasie nie wygląda na to, by mieli jeszcze raz wyruszyć w trasę. Głos w sprawie zabrał wokalista, Roger Daltrey.

Roger Daltrey nie ma dobrych wieści dla fanów The Who
Roger Daltrey nie ma dobrych wieści dla fanów The WhoShahar AzranGetty Images

Grupa The Who zasłynęła debiutanckim albumem "My Generation" w 1965 roku. Na przestrzeni dekad wydali aż 12 płyt, a swój ostatni dotąd studyjny krążek "Who" zaprezentowali w 2019 roku. W oryginalnym składzie The Who występowali Roger Daltrey, Pete Townshend, Keith Moon (zmarły w 1978 roku), a u ich boku John Entwistle, który zmarł na zawał serca w 2002 roku.

Jakiś czas temu wokalista zespołu stwierdził, że "Who" to ostatni krążek w dorobku słynnego zespołu. "Jaki jest tego sens? Jaki jest sens płyt? Wydaliśmy cztery lata temu album i nic nie zdziałał. To świetna płyta, ale nie ma już zainteresowania naszą nową muzyką. Ludzie chcą słyszeć stare hity. Nie wiem dlaczego, ale takie są fakty" - mówił w marcu tego roku w rozmowie z "NME" frontman.

Po zakończeniu w sierpniu tego roku krótkiej trasy koncertowej nie pojawił się żaden plan, co dalej z działalnością legendy rocka. Światło na przyszłość grupy rzucił teraz Townshend, który zapowiada spotkanie z Daltreyem w celu ustalenia, co dalej.  "Myślę, że nadszedł czas, aby Roger i ja poszliśmy na lunch i porozmawialiśmy o tym, co dalej" - mówi gitarzysta w rozmowie z "Record Collector". "Mimo że [ostatni przystanek letniej trasy] nie powinien być odbierany jako koniec czegokolwiek, to odczuwa się go jak koniec pewnej ery" - wyznał.

Teraz swoją perspektywę ujawnił Daltrey. W rozmowie z "The Times" wypowiedział się w podobnym tonie  "Musimy usiąść, spotkać się, ale w tej chwili cieszę się, że ta część mojego życia dobiegła końca" - wyznał, co może zaskoczyć niektórych fanów grupy.

Gwiazdor rocka jednakże zasugerował, jakby tylko czekał na to, aż Townshend (jak zawsze) napisze mu jakiśnowy materiał. "Nie piszę piosenek. Nigdy tego nie robiłem" - dodał.

Jak na razie wiadomo, że The Who zagra jeden koncert podczas marcowego Teenage Cancer Trust. Będzie to ostatnia edycja charytatywnego koncertu z Daltreyem w roli kuratora, który po 24 latach oddaje stery zarządcom organizacji.

To już koniec The Who? "Jak koniec pewnej ery"

Nie jest tajemnicą, że Pete Townshend nigdy nie lubił tras koncertowych, Roger Daltrey natomiast ma dość nagrywania płyt. Nieco nadziei na wspólne, być może ostatnie występy założonego w 1964 roku zespołu, dawały słowa gitarzysty, który ostatnio polubił występować przed publiką. "Nigdy tak naprawdę nie lubiłem jeździć w trasy koncertowe, ale podczas tych kilku ostatnich - trasy po Wielkiej Brytanii, koncertów w Europie i amerykańskiej trasy koncertowej [w 2022 r. - przyp.] - przyznaję, że zacząłem odczuwać prawdziwe spełnienie" - stwierdził. "Czuję się bardzo szczęśliwy, że wciąż to robię w moim wieku, że wciąż mogę występować" - dodał Townshend.

Nie wiadomo więc, w jaki sposób udałoby się połączyć wizje obu muzyków. "To naprawdę kwestia tego, co jest wykonalne, co byłoby opłacalne, co byłoby zabawne?" - zastanawia się. "Napisałem więc do Rogera i powiedziałem: 'Chodź, porozmawiajmy i zobaczmy, co z tego wyjdzie'" - zdradził.

W 2013 roku zespół ogłosił trasę z okazji 50-lecia istnienia. Wówczas ogłaszano, że będą to ich ostatnie koncerty - sporo mówiło się o pierwszym występie w Polsce. "Wciąż są miejsca, w których nie graliśmy. Dobrze byłoby pojechać do Europy Wschodniej i innych miejsc, w których nie słyszeli na żywo naszych starych przebojów" - mówił wówczas Townshend dla "Evening Standard".

Nic z tych planów nie wyszło, co oznacza, że słynna grupa prawdopodobnie nigdy już nie zagra dla polskiej publiczności. 

Tymczasem Pete Townshend nie ma zamiaru marnować czasu i spoczywać na laurach. Od miesięcy pracuje nad nowymi kompozycjami - choćby nawet nie miały zostać wydane pod szyldem zespołu, który współtworzy przez całe życie. 78-letni gitarzysta zamknął się w studiu, by nagrywać ścieżkę dźwiękową obrazującą swoją powieść "The Age of Anxiety". Ta wkrótce zamieni się w całościowy materiał, z którego powstanie opera.

"Wciąż opracowuję ścieżkę dźwiękową i nagrywam muzykę. Pracuję również nad filmem dokumentalnym o projekcie, od jego powstania w 2007 roku do dziś. Prawdopodobnie za dwa lata go ukończę, a wtedy mam nadzieję wystawić go z pełną operą i obsadą gościnnych śpiewaków" - mówił w rozmowie z "The Sun".

Warto przypomnieć, że Townshend w przeszłości współtworzył już kultowe rock opery - "Tommy" (1969) oraz "Quadrophenia" (1973). Z pewnością liczy na to, że opowieść "o wieku niepewności" także pozwoli zyskać podobne miano.

Tymczasem Roger Daltrey zaangażował się w stworzenie filmu o perkusiście The Who, Keithie Moonie. Wokaliście zależy na tym, by pokazać koloryt charakteru zmarłego w 1978 roku przyjaciela. "Napisałem scenariusz filmowy o jego życiu, ponieważ nigdy w życiu nie spotkałem nikogo podobnego do Keitha. Był najzabawniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem" - wyjawił Daltrey.

Moon uznawany jest za jednego z najwybitniejszych perkusistów w historii rocka. "Nie potrafił kontrolować swojego talentu. Gdybyś próbował nakręcić film i zapytałbyś go: "Czy mógłbyś to zrobić jeszcze raz?", odpowiedziałby: 'Nie'. Nie mógł zrobić tego ponownie. Wszystko u niego było biegunowo przeciwne. Tak, był niesamowicie wadliwy, przeżył niebywałe tragedie w swoim życiu. Ale każdy, kto go znał, kto go spotkał, kochał go" - dodawał 79-letni wokalista.

Czytaj też:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas