Jak kończyć to z przytupem. Ostatni koncert Okiego na "WE ARE ERA 47 TOUR"

Młody jeżyk zakończył właśnie swoją trasę koncertową "WE ARE ERA 47 TOUR". Ostatni występ na krakowskiej Tauron Arenie przeszedł wszelkie moje oczekiwania. Od wybuchowego wejścia aż po mały festiwal. Tak było na koncercie w Krakowie.

Oki zakończył trasę niepowtarzalnym koncertem
Oki zakończył trasę niepowtarzalnym koncertemKarol MakuratEast News

Oki to postać, która od paru dobrych lat nie znika z ust słuchaczy rapu. Gdybym miał wskazać, komu na polskiej scenie najbliżej jest do światowej sławy, padłoby właśnie na niego, a ten koncert tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Oskar zafundował zgromadzonej publiczności show, które zmiata niejednego amerykańskiego rapera pod dywan.

Oki na krakowskiej Tauron Arenie. To w zasadzie mały festiwal

Zanim opowiem o niespodziankach, które przygotował Oskar, zacznijmy od początku. Na scenie najpierw pojawił się Phunk'ill (Kamil Wysocki), którego zadaniem było solidne rozgrzanie publiczności czekającej na gwiazdę wieczoru. Dostaliśmy dość krótki, bo trwający około pół godziny DJ-set, który napakowany był skocznymi remixami amerykańskich bitów i polskich przebojów. Możecie się domyślić, jak publiczność zareagowała na "Carnival" Kanye Westa zmixowane z "WIĘCEJ DYMU" od 2115 - długo nie trzeba było czekać na imponujące moshpity. Choć momentami kawałki miały przesadnie wykręcony bas, było to bardzo przyjemne i potrzebne czekadełko, po którym ciężko było nie wczuć się w to, co zaraz nadejdzie.

Najpierw na ekranach pojawił się krótki filmik animowany, opowiadający historię Oskara na scenie począwszy od nawijania na osiedlu, aż po obecną ogromną trasę "WE ARE ERA 47". Na scenie pojawili się DJ Blaki Selektah i Atutowy, który cały koncert siedział za syntezatorami.

Oki dosłownie cały na biało został katapultowany na scenę w akompaniamencie pirotechniki i głośnego "ŻYCIE TO ZA MAŁO" by momentalnie przejść do "Sonic Skit", który wciąż imponuje tak samo jak w momencie wydania. Fani "chcieli po szybkiemu" i to dostali. Później chwilowo tempo zwolniło przy zajeżdżającym old-schoolem "NIEWOLNIKU", nie oznaczało to jednak spadku energii, której Oki miał pod dostatkiem wlatując w taneczne "Jakie To Uczucie?". Po tak intensywnym początku przyszła chwila na odpoczynek przy "DLA ZIOMALI" i szczerym "Pieniądze, Dziewczyny, Zwrotki".

Muszę przyznać, że ogromne ukłony należą się Okiemu za kontakt z publicznością. W swój wyjątkowo skromny sposób pytał, czy wszystko okej i czy dobrze się bawimy, co najmniej jakby był to jeden z pierwszych jego koncertów. Prawie pełna Tauron Arena hucznie odpowiadała i domagała się dalszej zabawy, więc przyszedł czas na "SPRZEDAŁEM SIĘ", genialnie nawinięte "QUAD STUDIO FREESTYLE" i mojego faworyta z płyty "ERA47" czyli "WRAK". "KAUCJA" choć na płycie jest jednym z mocniejszych momentów, tak na żywo nie porwała mnie aż tak bardzo, może dlatego, że zaraz po niej zaczął się mały festiwal Okiego.

Z głośników wybrzmiało "WSZYSTKO MIJA", a na scenie pojawił się nie kto inny, a Otsochodzi. W swoim życiu widziałem masę metalowych koncertów, ale chyba na żadnym nie doświadczyłem tak wielkich moshpitów, jak tutaj. Młody Jan zagrał jeszcze wymowne "RAP", a sekundy później na scenie pojawił się Young Igi z utworem "15 MINUT". Na scenie mieliśmy właśnie cały skład OIO więc nie obyło się bez klasyków takich jak "MVP", "Przypadkiem", "Amerykańskie Teledyski" i oczywiście "Worki W Tłum".

Gdy wszystkim wydawało się, że lepiej już być nie może, Blaki na głośniki wrzucił "Tak to leciało!" przy którym na scenę dołączył sam Taco Hemingway! Fani, włącznie ze mną wpadli w szał. Obecna czołówka polskiej sceny stała właśnie ramię w ramię i zadowalała publiczność skocznym "club2020". Jak możecie się domyślić, nie był to koniec gościnnych występów, bo na "Malibu Barbie" na scenę dołączyła jeszcze Young Leosia i choć fajnie, że się pojawiła, była tam zdecydowanie za krótko. Na koniec mini festiwalu Taco Hemingway wręczył Oskarowi jego pierwszą diamentową płytę, która później miała być przekazana wybranemu fanowi.

Po tym emocjonalnym rollercoasterze Oki ponownie sam zawładnął sceną i zapowiedział, że po raz ostatni w swojej karierze zaprezentuje utwór "Doja Cat". Na chwilę zostaliśmy jeszcze przy sprawach sercowych z "OK OK OK" i "CERTIFIED LOVER", które osobiście były chyba najsłabszym momentem tego koncertu, ale wynikało to jedynie z mojego braku emocjonalnego stosunku do tych utworów, publiczność zdawała się mieć na ten temat inne zdanie.

Następnie przyszedł czas na kolejnego gościa. Na scenę wparował Sobel z utworami "MAMA POWTARZAŁA" i "Szary Blok" i "ILE LAT?", chłopaków oglądało się na scenie jak dwójkę dzieciaków w piaskownicy. Grali, jakby nie liczyło się nic poza dobrą zabawą i o to właśnie chodzi! Później na scenie pojawiła się nowa partnerka Okiego, Bambi, która zagrała jedynie "MILLIE WALKY" po czym zeszła ze sceny. Przez cały czas trwania kawałka artyści zachowywali się trochę tak, jakby bali się publicznie przyznać, że są razem, a gdy Bambi dała Okiemu całusa schodząc ze sceny, publiczność oszalała. Nie do końca rozumiem skąd ten zachwyt, ale cieszę się ich szczęściem.

Wydawałoby się, że koncert zbliża się do końca, bo z głośników wybrzmiewać zaczęły kolejne, długo wyczekiwane przeboje. Oki zagrał "Whoop?" i "SIRI" z dwoma fanami na scenie, a zaraz po tym przyszedł czas na highlight tego wieczoru. Oskar wraz z DJ-em Blakim zagrali razem "OD ZERA", które w bardzo piękny sposób podsumowało drogę, którą przeszli, żeby osiągnąć tak wielki sukces. Dostaliśmy również "Jeżyka", a na scenie znikąd pojawił się Mata, który grając "Lloret De Mar" i "JESTEM POJ384NY" zapowiedział, że jest głodny koncertowania i w 2025 roku wyruszy w trasę.

Później Oki starał się wyciągnąć z publiczności resztki energii, wjeżdżając na pełnej parze z "AGENTEM47" i poprzedzonym nagranymi przez koszykarza pozdrowieniami "JEREMYM SOCHANEM". Fani, choć zmęczeni intensywnym koncertem wciąż skakali, jakby miało nie być jutra do "NA ZAWSZE MAŁOLAT" i "Pogo" z gościnnym występem Kizo.

Na finisz Oskar zagrał po raz pierwszy na całej trasie "WODĘ SODOWĄ" i zakończył ten wspaniały wieczór, który wspominać będę jeszcze przez długi czas. 40 utworów minęło mi jak dwie minuty. Jeżeli macie okazję zobaczyć Okiego na żywo to nie zastanawiajcie się dwa razy. 47movement nie zatrzyma się na Tauron Arenie, myślę, że to jedynie kwestia czasu aż zobaczymy Okiego na PGE Narodowym w Warszawie.

Newseria LifestyleNewseria Lifestyle/informacja prasowa
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas