"Jak pies spuszczony ze smyczy". 30 lat "King for a Day... Fool for a Lifetime" Faith No More
Gitarzysta Jim Martin został zwolniony faksem, klawiszowiec Roddy Bottum coraz mocniej pogrążał się w oparach nałogu - w takich nienajlepszych nastrojach do pracy nad płytą "King for a Day... Fool for a Lifetime" przystępowała grupa Faith No More. Choć po premierze krytycy raczej dalecy byli od zachwytów, po latach wydawnictwo zaliczane jest do grona klasyków w dorobku ekipy Mike'a Pattona.

"Czuliśmy się jak pies spuszczony ze smyczy" - mówił przy okazji premiery basista Billy Gould, który odpowiadał również za część partii gitar na "King for a Day... Fool for a Lifetime".
Grupa Faith No More wbrew pozorom nie miała łatwego zadania. Poprzedni album "Angel Dust" (1992) okazał się artystycznym i komercyjnym sukcesem (ponad 2,5 mln sprzedanych płyt, 10. miejsce na liście "Billboardu", nominacja do Grammy). Początek lat 90. zespół spędził w intensywnej trasie u boku innych wielkich gwiazd ciężkiego grania tamtej dekady - Guns N' Roses, Metalliki i Soundgarden.
Faith No More w oparach kłótni i nałogów
To również czas wewnętrznych sporów - w połowie 1993 r. zwolniony został wieloletni gitarzysta Jim Martin. Klawiszowiec Roddy Bottum twierdził, że decyzję o wyrzuceniu przekazał mu faksem, nieco inną wersję wydarzeń przedstawiał sam Martin, który przekonywał, że sam odszedł ze względu na "różnice artystyczne". Muzyczny kierunek obrany na "Angel Dust" nazywał bowiem... "gejowskim disco".
Zobacz również:
Poszukiwania następcy gitarzysty trwały kolejne parę miesięcy (ostatecznie do zespołu dołączył Trey Spruance, współzałożyciel Mr. Bungle, w którym grał razem z wokalistą FNM Mikiem Pattonem). W tym czasie w odmętach nałogu coraz mocniej pogrążał się Roddy Bottum, dlatego większość materiału powstała bez instrumentów klawiszowych.

Zespół po raz pierwszy w swojej historii z nagraniami wyniósł się z Kalifornii - płytę zarejestrowano niemal na drugim końcu Stanów, w Bearsville Studios w Woodstock w stanie Nowy Jork. Nowa była też osoba producenta - za konsoletą pojawił się Andy Wallace (m.in. Slayer, Nirvana, Sonic Youth), którego z poprzednim producentem Mattem Wallace'em łączy tylko przypadkowa zbieżność nazwisk.

"To było jak deprywacja sensoryczna" (czyli ograniczenie bodźców tak, że jednostka jest wyalienowana ze środowiska naturalnego i społecznego) - porównywał prace w studiu Billy Gould. Choć przygotowywanie materiału miało trwać ok. 8-9 miesięcy, ponoć większość z tego czasu muzycy spędzili na poszukiwaniu nowego gitarzysty. Perkusista Mike Bordin nawet stwierdził, że mimo trudności pracowało im się sprawniej, niż przy płycie "Angel Dust".
Faith No More: "Nie wiemy, co robimy"
Tym razem Faith No More zdecydowali się stworzyć nagrania w różnych, często wręcz zaskakujących stylach - to, co wcześniej upychali w jednym utworze, teraz przybrało formę osobnych piosenek. Z jednej strony metalowe granie, z obok bossa nova, punkowy łomot, a obok country. Do tego soul, grindcore, gotyk, gospel, jazz, funk, różne oblicza metalowej ekstremy... "Nie wiemy, co robimy, wiemy tylko, jak to zrobić" - tłumaczył w swoim stylu Mike Patton.
"King for a Day... Fool for a Lifetime" nie powtórzył komercyjnego sukcesu "Angel Dust". Ówcześni krytycy też byli dość sceptyczni - 2/5 od "Rolling Stone", 3/5 od magazynu "Q". W "Metal Hammerze" mogliśmy przeczytać, że zespół zmierzył się z "miażdżącym rozczarowaniem", choć gazeta doceniła stylistyczną różnorodność albumu. Po latach oceny znacznie poszły w górę.
"Wielkość, która wzniosła się ponad ogromną presję"
"Album 10/10. Wielkość, która wzniosła się ponad ogromną presję. Lekkość przeplata się z dojrzałością. (...) Dla mnie ta jedna płyta jest ważniejsza niż całe dyskografie tzw. klasyków rocka. Tu jest życie, tu jest granie" - napisał na Facebooku Marcin Cichoński, dziennikarz muzyczny Radia 357.
Billy Gould wciąż jest bardzo dumny z tej płyty. "Uważam, że największą krytykę zebrała za to, że się nie sprzedała. To naprawdę ironia. Gdyby to w ten sposób oceniać, że to Ford Taurus byłby najwspanialszym samochodem w historii ludzkości" - kpił basista pod koniec lat 90.
Tuż przed rozpoczęciem trasy promującej "King for a Day... Fool for a Lifetime" odszedł Trey Spruance, a zastąpił go Dean Menta, techniczny Roddy'ego Bottuma. Tu znów opinie były rozbieżne - zespół twierdził, że Spruance nie był gotowy ruszyć w trasę (Gould w jednym z wywiadów miał nazwać go "zepsutym bogatym dzieciakiem"), a gitarzysta odpowiadał, że nigdy nie czuł się pełnoprawnym członkiem zespołu. "To był kosmiczny moment, bo nie stać mnie było wtedy nawet na to, żeby kupić sobie gazetę, w której był ten wywiad" - narzekał Spruance.
Co dalej z Faith No More?
Ten muzyk po raz pierwszy w składzie Faith No More zagrał dopiero w listopadzie 2011 r. na Maquinaria Festival w Chile, gdzie w całości przez publicznością zaprezentowali album "King for a Day... Fool for a Lifetime".
Dorobek grupa powiększył się jeszcze tylko o dwie płyty - "Album of the Year" (1997) i nagrany po reaktywacji "Sol Invictus" (2015). Od 2020 r. działalność formacji pozostaje w stanie zawieszenia z powodu problemów psychicznych Mike'a Pattona. Ponoć od 2022 r. wokalista nie rozmawiał z kolegami z zespołu.