Sebastian Bach "Child Within a Man": próbuje coś udowodnić [RECENZJA]
Paweł Waliński
Tytuł nowej płyty byłego wokalisty Skid Row bardzo łatwo wyśmiać jako kolosalne samozaoranie. W takim sensie, że właściwie wszyscy pięknisie z okolic pudel metalu zawsze byli Piotrusiami Panami i mieli poważny problem z dorośnięciem. Czy takie samo wrażenie prowokuje jednak i muzyka?
Muzyka muzyką, okładka na pewno. Wygląda bowiem jak - nie przymierzając - dokonanie artystyczne dwunastolatka albo jakby Bach wynajął grafika, który na co dzień ilustruje pismo świadków Jehowy, "Strażnica". Pierwszej solówce od bez mała dziesięciu lat należało się coś zdecydowanie lepszego, ale cóż... kto bogatemu zabroni? Swoją drogą była to dla Bacha dekada raczej kiepskich, czy wręcz żenujących, wyborów artystycznych i w kwestiach kariery w ogóle, jak choćby występ w przebraniu kufla tiki (to takie polinezyjskie rzeźby) w jednej z edycji programu "The Masked Singer". Wziąwszy to pod uwagę, "Child Within a Man" wydaje się niezłą próbą rehabilitacji i powrotu na właściwe tory.
Startujemy bardzo sprawnym (i bardzo retro) numerem "Everybody Bleeds". Przy czym słowo "retro" nie jest w żadnym wypadku zarzutem. Bach robi tu po prostu to, w czym jest dobry, a produkcja numeru podciąga go ku współczesności, ale nie czyni zeń przebierańca, starca kamuflującego się jako nastolatka. Nie. To po prostu rozsądny kompromis między brzmieniem epoki, a współczesnymi technikami studyjnymi.
We "Freedom" wokalista pozwala sobie na więcej i dowodzi wszelkim niedowiarkom, że wokal w stosunku do 1991 roku wcale mu się specjalnie nie zestarzał i nadal jest jednym z najłatwiej rozpoznawalnych barw epoki pudel-metalu. Jest w tym tak zwany "rockowy pazur" (ten, kto to określenie wymyślił powinien trafić do więzienia), energii nie brakuje. Szczególnie kiedy zostaje podbita ocierającym się o braggadocio, że "będzie kopał po tyłkach i zbierał nazwiska", który to idiom bierze się z metod dyscyplinowania w amerykańskiej marynarce.
Album zapowiadano jako próbę pogodzenia się artysty z jego dotychczasowym życiem, od młodości jurnej i durnej, przez niekoniecznie chlubną dalszą karierę. I słysząc ten i inne teksty trudno tym słowom odmówić prawdziwości. Dużo tu przemówień motywujących o stawaniu przy swoich wartościach, trzymaniu się własnych marzeń, pozostawaniu uczciwym wobec siebie i niemożności zabrania komuś jego dumy... Sami przyznacie, że o niebo lepsze to, niż klakierzenie w telewizji w przebraniu kufla.
Energii i jakości na "Child" jest naprawdę sporo. Jeśli się do czegoś czepiać to może niespecjalnie bombastycznych numerów. Owszem, wszystko tu się niby zgadza, ale jeśli na 11 numerów da się spamiętać pierwszy, "What Do I Got to Lose" i "Hard Darkness" trącający Ozzym, to jednak trochę za mało, żeby wylecieć ponad przeciętność. Ale ponownie: na pewno lepsze to, niż robienie z siebie idioty po niepoważnych telewizjach. I w tym przypadku wydaje się to już wystarczającym powodem, żeby Bacha pochwalić.
Sebastian Bach "Child Within a Man", Mystic
6/10