Sanah "Dwoje ludzieńków": Bezpiecznie jak w domu [RECENZJA]
"Dwoje ludzieńków" - z dosłownie kilkoma przebłyskami - stanowi dowód na artystyczny impas Sanah.

Dawno nie miałem okazji pisać nic o Sanah, więc muszę wam się przyznać do czegoś. Bardzo propsowałem debiutancką "Królową dram". Autentycznie bałem się poczucia rozczarowania przy powrocie do tamtej płyty, mając w pamięci rzecz celowo naiwną, ale bardzo dopracowaną i autentyczną. Tego, że rosnąca liczba krytyki przy rosnącej popularności Sanah mnie zwyczajnie porwała do tego stopnia, iż stałem się zaślepiony.
I wiecie co? Włączyłem sobie tamtą płytę przed odpaleniem"Dwojga ludzieńków" i… nadal uważam, że "Królowa dram" to autentycznie kawał świetnej muzyki, która tyle wspólnego, co z popem, ma również z elektropopem i muzyka indie. Jest to również historyczny dowód na to, że pod kątem artystycznym kariera Sanah skręciła w stronę co najmniej kontrowersyjną. Co nowy album tylko potwierdza.
Rozumiem, że "Dwoje ludzieńków" to kontynuacja "Sanah śpiewa poezyje", tym razem połączone koncepcyjnie z tym, co artystka zaprezentowała na albumie "UCZTA". Krótko mówiąc, jako teksty do oryginalnych kompozycji funkcjonują wiersze popularnych rodzimych poetów, dokładany do tego jest gościnny udział rozpoznawalnego rodzimego artysty muzycznego i przepis na sukces gwarantowany.
Pod kątem tego, co wzięto na warsztat i w jaki sposób, mam jednak naprawdę sporo wątpliwości. Mickiewiczowska "Inwokacja" z "Pana Tadeusza" z wybrzmiewającym gregoriańskim chórem i wrzuconym "Litwo, ojczyzno moja…" w formie refrenu składa się ostatecznie na formę wyjątkowo groteskową, której absurd podkreślony jest tylko przez wejście w pełni na pop-rockowe naciąganie strun pod koniec numeru. Nie umiem też obronić zestawienia Sanah z Michałem Bajorem w "Elegii o… [chłopcu polskim]" Baczyńskiego i wybaczyć przekształcenia przejmującego dzieła w minorowy, acz skoczny numer z wokalnym "la la la".
Ale tu wszystko rozbija się o to, że jeżeli Sanah kiedyś miała moment, w którym stanowiła urzekającą naturalnością odtrutkę na mainstreamowy przepych, tak niejednokrotnie daje się temu przepychowi tu porwać. A zaproszenie Zespołu Pieśni i Tańca "Mazowsze" do "Jesienią", mając w pamięci całą falę neo-folku czerpiącego garściami z muzyki ludowej, to wręcz ordynarne pokazanie tego, jak bardzo osoby siedzące nad tą płytą boją się czegokolwiek, co wymagałoby otwartości większej niż miał inżynier Mamoń.
W "Ofelii" z Nosowską pojawiło się wszystko, czego zabrakło pozostałym utworom - brak emfazowania, minimalizacja środków. Ta stłumiona techno-pulsacja, obojętność w wokalu i subtelny udział Nosowskiej oraz rosnące napięcie naprawdę działają. "Kochałam Pana" psują niepotrzebne wędrówki wokalu, ale warto poczekać na moment, w którym pojawia się Anna-Maria Jopek, a kompozycja przechodzi z quasi-filmowej, smyczkowej aranżacji w stronę jazzowych harmonii na fortepianie. Sobel przełamuje skutecznie monotonię snutą przez Sanah w tytułowym utworze.
Z jednej strony doceniam to, że dla wielu osób, które nigdy nie były zafascynowane rodzimą poezją, Sanah śpiewająca liryki z kanonu może stanowić niezły wstęp. Pod tym kątem to album idealny. A dla mnie jednak ostatecznie staje się eksperymentalny w miejscach, gdzie nie powinien takowy być, a bezpieczny w miejscach, gdzie można by było pozwolić sobie na więcej. Ale Sanah w tej chwili jest na to chyba zbyt dużą postacią. Szkoda.
Sanah, "Dwoje ludzieńków", Magic Records
5/10