Rasmentalism "Geniusz": Rap modnego pokolenia [RECENZJA]

To było coś. Poszukiwanie siebie w wielkomiejskiej dżungli, trochę w klimacie wczesnego Kanyego Westa, gdzie indziej czerpiąc inspiracje z komercyjnego, jednak tego najbardziej stylowego rapu. Wszystko to ze specyficznym, rzadko u nas spotykanym soulowym sznytem. Rasmentalism, mały-wielki ewenement, duet łączący ultrasów czterech elementów, jak i bywalców imprezek z premierą nowych butów, dla których dobra nuta to tylko dodatek do kolejnego darmowego drinka. Wielu próbowało przeszczepić takie dźwięki na rodzimy grunt, ale mało kto robił to z takim polotem jak Ras i Ment.

Okładka płyty "Geniusz" grupy Rasmentalism
Okładka płyty "Geniusz" grupy Rasmentalism 

Każdy kolejny album Rasmentalismu to dowód na to, że duet nie ma zamiaru stać w miejscu. Poszerzanie horyzontów jest u nich normą, więc drugich "Za młodych na Heroda", ewentualnie "Wyszli coś zjeść", jednego z bardziej niedocenionych albumów dekady, już nie będzie.

Wygrywa ciągłe przymilanie się tym, dla których Flirtini stało się czymś więcej niż tylko pierwszą-lepszą kompilacją, wejście w nowe środowiska i zdobywanie kolejnych słuchaczy. I teoretycznie wszystko się tutaj zgadza - pierwszoligowy MC, który lepiej pisze niż rapuje oraz producent, który eksploruje najważniejsze rejony muzyki popularnej, podtrzymując przy życiu swojego starego, hiphopowego ducha zakorzenionego w soulu.

To co tam słychać w tej warszafce? Ano Tinder, bitcoiny, wszechobecne banery reklamowe, memy i mleko bez laktozy, bo na wybory Ras tu jeszcze nie zdążył, więc na trzask przyjdzie jeszcze czas. Spokoju i charyzmy też nie utracił, ale gdzie mu do zwrotki ze "Stu".

Fajnie i milusio napisane, zwłaszcza "Świat się pali, a ja wpadłem po pojarę / Przy gwizdku poszaleć / Drogi do sukcesu równo wyasfaltowane / Zgodnie z planem" czy "Ojciec mi pozwolił usiąść z przodu, a potem mi pozwolił poprowadzić / I ruszyłem, choć nie czułem się gotowy / I ruszyłem, chociaż nie chciałem nas zabić" działające na wyobraźnię każdego chłopaka.

Eksperymentów też za wiele tutaj nie ma, bo efekty na wokalach w "Jakoś dziwnie bez palenia" (skądinąd zaczynające się znakomitym "O lataniu", w którym lwią robotę wykonują Jaq Merner i Tort) czy "Musze" to trochę za mało. Próba bycia drugim Białasem w "Dzisiaj nie zasnę" też nie ma racji bytu, zwłaszcza kiedy na beat wchodzi oryginał z SBM.

Rap na "Geniuszu" to tylko pojedyncze fragmenty, które na dłużej pozostają w pamięci. W pozostałych przypadkach wieje nudą, nawet kiedy do głosu dochodzą Jan-Rapowanie, Pezet i coraz mniej wyrazisty schafter. Zdecydowanie więcej frajdy daje Ment, który mimo zabawy klimatami i olbrzymiego pola inspiracji, trzyma wszystko w ryzach.

Pełno tu nostalgicznych rasmentów, chociażby w postaci rhodesowego "Nowego plemienia" czy "Lip Sync", gdzie show kradnie również Taco Hemingway z genialnymi porównaniami "Znowu w Realu jak Zizou / Bez pomysłu jak Tim Cook / Zacząłem liczyć już przyszłość / Mechanicznie jak Deep Blue".

Hiphopową klasę pokazują "Góra dół góra dół" i "Dzisiaj nie zasnę", klubowe oblicze "Supermema" udowadnia, jak mogłoby zyskać Flirtini, a przy okazji świetnie kontrastuje z następującym po nim, akustycznym "O lataniu". No i ten klimat - klawisze, syntetyki, trochę skrytych gitar i kobiece wokale, które unoszą "Krajobrazy".

"Geniusz" w niektórych momentach wyprzedza swoich starszych braci pod względem "flirtinizacji", ale tego bardziej popowego oblicza duetu wcale nie trzeba traktować jako wady. Słychać tu naturalną konsekwencję w działaniu, progres i współpracę z coraz ciekawszymi artystami, bo są tu Dawid Podsiadło, Rosalie., Vito i Kuba Badach. Tylko co z tego, skoro z albumem jest trochę jak z kuchnią tajską ze zlotu food trucków. Dobre na raz, ale w zbyt dużych ilościach mdłe, zmuszające iść gdzieś indziej. A jeszcze lepiej wrócić do czegoś już sprawdzonego.

Rasmentalism "Geniusz", Sony Music

5/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas