Recenzja Rasmentalism "Tango": Ikea Music

Ciekawie dojrzewali, by dojść do pustej, bezpodstawnie zadowolonej z siebie płyty. Nie bądź jak Rasmentalism.

Mentos i Ras na okładce płyty "Tango"
Mentos i Ras na okładce płyty "Tango" 

"1985" to był album. Emocje związane z zaglądaniem w zakamarki pamięci w poszukiwaniu Zamościa i Lublina, warszawski sen śniony ironicznie, na kacu, a do tego celny portret relacji z płcią kłopotliwą, podlany specyficznym humorem enigmatycznego Rasa, szły w parze z muzyką Menta. Dlatego można było spodziewać się po duecie płyt ważnych, zmieniających grę. "Tango" jest w najlepszym razie do puszczania w tle.

Nie ma już wschodu, jest Warszawa i to rozpięta gdzieś między Koszykami a Halą Gwardii, odbijająca się na ekranie smartfona, będąca podkręconym slajdem w Instastory. Ras nadal jest cierpki, ale przesiąkł na wskroś światem z którego kpi. To świetny warsztatowo raper, jego flow żyje, imponuje mnogość patentów. Tylko że słynął z ekonomii słowa, teraz zaś używa wielu słów, by powiedzieć relatywnie niewiele, co najwyżej zapewnić stałą podaż nieoczywistych bon motów. "Orły nie kradną piór bażantom, czołgi nie kradną kół trabantom", "Chodzisz mi po głowie jak w American History X" - to wszystko zgrabne, szkoda tylko, że pełni rolę wisienek na torcie jedzonym mimochodem, bez zaangażowania.

Ment znowu przeładowuje bity jak zły. Chłoszcze perkusjami, czka samplami, zalewa synthami. Są house'owe akordy, afrotrapy, trochę tropików, testy wydolnościowe subwooferów, napiętrzone rytmy, naciekające basy. To przesyt kompleksiarstwem podszyty. "Tango" i "Tryb samolot" mogłyby być hitami, ale są przeprodukowane.

Dostaliśmy płytę, która bardzo chcę być przystępna, modna, wielkomiejska i elegancka, na odkucie po zbyt ambitnym na dzisiejszego odbiorcę "1985". Bywa w tym natrętna - Taco rymuje o ramenie, Ras o glutenie, ludzie, których nie wypada nie słuchać - Vito z Bitaminy i Rosalie. - dostarczają zmanierowanych wokaliz (a i tak bardziej buja dobrze wymyślony, wykonany przez Rasa refren w "Palmie"). Niby wszystko się zgadza, tylko miałkość bije po uszach.


Akapit należy się "Duchowi", bo o ile reszta "Tanga" to Flirtini featuring Ras, to tu jest Rasmentalism, paranoiczny podkład sprawdziłby się na kendrickowym "DAMN.", a Oskar (z PRO8L3M-u) i Sokół nie są tylko znanymi ksywkami dopisanymi do numeru, a wspólnie z gospodarzem go budują. To oddech od mdlącego lifestyle'u, aspiracyjności i płyty, którą promocyjnie można by dorzucać do karty Multisport albo na trwałe wmontować w odtwarzaczach służbowych fur. Zejdźcie z tego hamaka, panowie.

Rasmentalism "Tango", Asfalt Records

5/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas