Justin Bieber "SWAG": Nie będziemy tu mieć do czynienia z tandetnym popem [RECENZJA]
Justin Bieber pokazuje, że wpadł w tryb tworzenia tego, co mu w duszy gra i po raz pierwszy od dawna - oddany materiał brzmi jak album, a nie zbiór singli. Natomiast nie ma co popadać w nadmierny optyzmim - choć wolta w stronę R&B jest jak najbardziej udana, to ciężko nie odnieść wrażenia, że każdy kolejny numer staję się po prostu przewidywalny…

Już od otwierającego "ALL I CAN TAKE" to dobrze słychać, że w przeciwieństwie do poprzedniego "JUSTICE", nie będziemy tu mieć do czynienia z tandetnym popem i krążkiem nastawionym pod instant-hity. Postawienie na znacznie prostszą i cieplejszą produkcję sprawia, że ten krążek bywa bardzo przytulny. Choć już tak na etapie "WALKING AWAY" robi się to zbyt nudne.
"SWAG" zawiera aż 20 kawałków i myślę, że zdecydowanie o połowę za dużo. Nie mówię już nawet o panującym trendzie, stawiającym na jakość, a nie ilość (jak chociażby Billie Eilish i "HIT ME HARD AND SOFT" czy Taylor Swift z najnowszym "The Life of a Showgirl") - brakuję mi pewnego zróżnicowania i zabawienia się tematem. Nawet tak charyzmatyczni goście, jak Sexyy Red na kawałku "SWEET SPOT" czy Gunna na "WAY IT SIT" najzwyczajniej w świecie bledną. A szkoda, bo już nie raz pokazywali na co ich stać.
Nie da się jednak ukryć, że jest to swoista odpowiedź na brak spójności na poprzednich krążkach, na którą wiele narzekało - no to teraz dostajemy jej aż nadto. Przez cały krążek przeplatana jest narracja Druskiego, znanego amerykańskiego komika, której w pewnym momencie miałem już po prostu przesyt. Choć sam zamysł, jako komentarz i odniesienie się, do wszystkich medialnych spekulacji, nie jest najgorszy - to nie wiem, czy Druski ze swoim specyficznym humorem był odpowiednim wyborem. Ale tak jak mówiłem, braku spójności nie można zarzucić Bieberowi.
Pomimo tych zastrzeżeń, "SWAG" naprawdę po raz pierwszy od dawna pokazuje nam autentycznego Biebera - a już szczególnie na "DAISIES" i na "YUKONIE". W dość płynny sposób łączą w sobie estetykę popu, ze współczesnym R&B. Aranżacja nie prowadzi wprost do refrenu, a gitary okraszone są chropowatym brzmieniem pełnym niedoskonałości, tak niezwykle zbliżonym do tego, na które latami pracował Dominic Fike - i ciężko nie odnieść wrażenia, że Justin mocno się na nim wzorował.
Ten krążek na pewno nie będzie dla osób, które kochają Biebera za patetyczny pop sprzed 10 lat. Cieszy mnie jednak szukanie swojego brzmienia, a R&B finalnie nie okazał się być złym kierunkiem. Mam jednak nadzieję, że na przyszłych wydawnictwach uda się wyjść jeszcze szerzej, spoza tychy utartych schematów i wpuścić trochę świeżości do swoich numerów.
7/10








