Reklama

Brodka "Sadza": Pokonać potwora [RECENZJA]

Siedem utworów, zaledwie 20 minut muzyki, ale takiej, która pojawia się w pewnej chwili i na zawsze zmienia oblicze artysty. Nie chodzi tu zupełnie o gatunek, bo gatunku tu nie ma. "Sadza" to miks popu, industrialu, trip-hopu i tego nieodgadnionego, co wyłania się z każdej piosenki.

Siedem utworów, zaledwie 20 minut muzyki, ale takiej, która pojawia się w pewnej chwili i na zawsze zmienia oblicze artysty. Nie chodzi tu zupełnie o gatunek, bo gatunku tu nie ma. "Sadza" to miks popu, industrialu, trip-hopu i tego nieodgadnionego, co wyłania się z każdej piosenki.
Okładka płyty "Sadza" Moniki Brodki /.

Coraz rzadziej dostajemy od artystów albumy kompletne, które są spójne dźwiękowo, lirycznie i wizualnie. Inaczej jest w przypadku nowego wydawnictwa Brodki. Monika zdołała przypomnieć ideę koncept albumu, wypuszczając w świat polskojęzyczny, mroczny i melancholijny album "Sadza".

Wszystko zaczęło się od tytułowego singla, który kilka miesięcy temu od Moniki dostaliśmy. Utwór "Sadza" od razu zapowiedział coś dużego. Hipnotyczny rytm, subtelny, oddechowy śpiew Brodki, mocny tekst zaintrygowały od pierwszych sekund pozostawiwszy chęć na więcej. I na albumie - całe szczęście - jest tego więcej. Na "Sadzy" bywa brzydko, gorzko i posępnie ("Utrata"). Jest ciemno i romantycznie ("Wpław"), a przy tym bardzo prosto i dosadnie ("Monika"). Niektóre kompozycje przywołują na myśl ostatnie nagrania Puscifera pomieszane z wczesnym Portishead okraszone bardzo ciekawą zabawą z językiem.

Reklama

"Sadza" w ogóle jest tekstowo bardzo mocna. Słychać to szczególnie w utworze "Hydroterapia", w którym Brodkę wspiera Zdechły Osa. Samo pojawienie się Zdechłego Osy na płycie mogło nieco zaskoczyć, bo chyba niewielu spodziewało się mariażu Brodki z reprezentantem alternatywnego hip-hop-punku, czy cokolwiek tam Zdechły z sukcesem uprawia. To połączenie dało jednak bardzo interesujący rezultat.

Bezkompromisowość celem nadrzędnym

Ten nieco hiphopowy nastrój, wyczuwalny na całym albumie, to zapewne zasługa producenta, z którym Monika "Sadzę" zrobiła. Za produkcję na albumie odpowiada bowiem 1988 znany z nieistniejącego już duetu Syny. Brodka sięgnęła więc po idealnego człowieka do takiej roboty. Bezkompromisowość widocznie była dla Moniki celem nadrzędnym, co opłaciło się wybitnie.

Pokonać potwora

"Sadza" to pełen intymności naturalistyczny, pachnący spalenizną potwór spod łóżka, który na szczęście się spod niego wyczołgał i dał się Monice oswoić. Przypuszczam, że dla Brodki ten album jest szczególnie ważny, bo pozwolił z potworem się zmierzyć, a może nawet go pokochać. Dla mnie natomiast "Sadza" wskakuje na wysoką półkę ostatnio wydawanych polskich albumów i niech się tam gości.

Brodka "Sadza", Kayax

8/10

Czytaj także:

Brodka: Od "Idola" do światowej gwiazdy

1988: Nie czuję się częścią polskiego hip hopu

Brodka i jej "BRUT": Marka sama w sobie

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Monika Brodka | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy