Arek Jakubik "Romeo i Julia żyją": Aktorstwo w służbie muzyki [RECENZJA]
Arek Jakubik wraca z drugim solowym albumem, który nie tylko kontynuuje jego muzyczne poszukiwania, ale przede wszystkim wnosi coś nowego i odważnego na polską scenę. Klimatem muzycznym blisko mu do Dr Misio, jednak wykonanie różni się znacząco. Niektórzy pochwalą za pomysł, niektórzy wyłączą po pierwszej piosence, a też znajdą się tacy, którzy będą czekać z zapartym tchem na ekranizację. Jedno jest pewne: drugiej takiej samej płyty próżno by szukać.

"Romeo i Julia żyją" zawiera dziesięć piosenek, opowiadających smutną historię miłosną. I od razu nasuwa mi się pytanie, jak to trafnie nazwać, bo może celniej byłoby uznać to za zbiór utworów na kształt pełnometrażowego dramatu ubranego w muzykę. A jak na dramat przystało, nie obejdzie się bez intymności, brutalności, ironii, ale przede wszystkim bez poruszającej szczerości. Przez pierwsze minuty słuchania myślałem, że to dosłownie będzie dramat, ale przyznać muszę, że opowiedziana (właśnie - opowiedziana) historia potrafi wciągnąć i zmusić do przesłuchania do końca, choć momentami losy bohaterów są dość oczywiste.
To, co jest ciekawe, to jak Jakubik zabrał się za ten temat. Już pierwszy utwór "Sonda uliczna" rzuca nas w środek lokalnego dramatu i zarysowuje klimat całego albumu. Autor wykorzystuje formułę reportażu, by oddać głos mieszkańcom miasteczka - ludziom, którzy coś tam widzieli, słyszeli, może czegoś się domyślają, plotkują. Każdy ma swoją wersję wydarzeń, ale nikt nie zna prawdy. To zagranie narracyjne działa jak zapalnik wyobraźni i powoduje, że chce się przejść do kolejnego "odcinka". Od pierwszej minuty słuchacz staje się świadkiem zbiorowej narracji, a pytanie "co naprawdę stało się z Janem i Krystyną?" staje się osią całej opowieści.
Jan i Krystyna (Julia) Marzec to małżeństwo z Piaseczna. Trzecim najważniejszym bohaterem jest Cezary (Romeo) Kot. Spokojnie - postaram się nie spoilerować za dużo z fabuły. Zamiast szekspirowskich balkonów znanych z Werony mamy osiedle w Piasecznie; zamiast młodzieńczej namiętności - skomplikowane emocje pary z długim stażem; zamiast romantycznego, poetyckiego i metaforycznego stylu Szekspira - bezpośredni, momentami wulgarny styl Jakubika. W właśnie swoim stylu, z rozbrajającą szczerością i dużą empatią opowiada historię tej dwójki/trójki, unikając patosu, ale nie unikając bólu. Jakubik nie stara się być "ładny" - stara się być prawdziwy. Swój artystyczny, aktorski dorobek wykorzystuje tutaj jako broń, bo interpretacje wokalne są pełne emocji, czasem teatralne, ale nigdy przejaskrawione. Wokalnie to płyta z jednej strony surowa, z drugiej - bogata w niuanse, głównie narracyjne. Bo jeżeli chodzi o śpiew, to właściwie nie mam czego oceniać, bo jest on zawarty po prostu w zdawkowej ilości, najczęściej w postaci chórków. Album jest czymś na pograniczu albumu muzycznego a audiobooka. Jest to album przegadany, więc na tym polu mogę docenić jedynie dykcję autora i przyjemny dla ucha głos. Element śpiewany pojawia się dopiero w "Weronie", a jest to dopiero czwarty utwór. Następnie śpiew (głównie w refrenach) mamy między innymi w "Bim bam bom", "Gandzia się pali", "Miłość to strach".
Muzycznie jest różnorodnie, ale spójnie. Dzięki przemyślanej narracji, a także świetnie dobranej, do tekstów Jakubika, muzyce słuchacz nie ma problemu, by wejść w ten świat. Pojawiają się echa rocka alternatywnego, momentami uderzającego w bardziej liryczne tony, elektroniki, a nawet punku, ale wszystko zagrane jest z dużym wyczuciem i dramaturgią. Brzmienie płyty podąża za emocjami - raz surowe, nerwowe, innym razem niemal filmowe, pełne melancholii.
To z pewnością nie jest album do puszczania w tle. "Romeo i Julia żyją" wymaga uwagi, skupienia, a może nawet ponownego przesłuchania, by uchwycić wszystkie niuanse i powiązania. To płyta, która może zostać z tobą na dłużej - jak książka lub film, do których wracasz, bo coś ci w nich nie daje spokoju. Plusem lub minusem tego zabiegu jest to, że bezsensownym wydaje się włączyć sobie pojedyncze utwory, w przypadkowej kolejności, bo zamysł jest taki, aby odsłuchiwać to w konkretnej kolejności - tak jak z serialem. Można się pogubić, włączając raz drugi, raz szósty, a kiedy indziej czwarty odcinek. Więc odsłuchanie jej sobie "na chillu", w drodze do szkoły lub pracy, na Spotify'u, z randomową kolejnością playlisty - nie sprawdzi się w tym przypadku.
"Romeo i Julia żyją" to ciekawa propozycja, ale nie dlatego, że mnie urzekła, ale dlatego, że jest odważna, bezkompromisowa i szczerze ludzka. Jakubik stworzył muzyczną opowieść o miłości, która nie jest bajką, jest życiem. I właśnie dlatego ta płyta może trafić dość mocno w osoby, które lubią takie klimaty. Ja dzisiaj nie oceniam jej wysoko, bo do mnie nie trafiła, ale też wierzę, że taka sztuka potrzebuje czasu, aby ją pozytywnie przyjąć - szczególnie, gdy robi się coś innego, nowego, odważnego. A odwaga jest potrzebna do przełamania schematów, wyrażania tego, czego inni boją się nazwać, powstawania nowych kierunków, eksperymentów i rewolucji artystycznych. Arek Jakubik ma tę odwagę.
Arek Jakubik "Romeo i Julia żyją", Mystic Production
3/10