Adrianne Lenker "Bright Future": Proste prawdy, szlachetne emocje [RECENZJA]
Paweł Waliński
Nowa płyta jednej z najważniejszych artystek folkowych swojego pokolenia doskonale demonstruje, dlaczego owa jest jedną z najważniejszych artystek folkowych swojego pokolenia.
Adrianne możecie znać zarówno z albumów solowych, jak również z nagrań z zespołem Big Thief, gdzie pełni rolę liderki i głównej kompozytorki - co może pod pewnym znakiem zapytania stawia sens rozdzielania tych projektów, ale kto bogatemu zabroni? Zaczynała wcześnie, bo już jako piętnastolatka i na przestrzeni siedemnastu lat dorobiła się nie tylko środowiskowej (czyt. indie-folkowej) renomy. O ile kłamać może fan, kłamać może recenzent, rzadkim przypadkiem jest, by kłamały sieciowe agregaty ocen. A te dają nowej płycie Lenker 88 na 100 możliwych punktów. Zupełnie słusznie.
Jasne, że pięknymi są orkiestracje wielkich klasyków. Jasne, że nielichych emocji może dostarczyć siarczysta blackmetalowa siepa. Oczywistym, że ulica mówi dziś przeróżnymi iteracjami rapu. Jednak gdyby drapać i drapać - pazurami za którymi mamy czarnoziem - w większości przypadków dodrapiemy się do muzyki rdzennej, ludowej, akustycznej, folkowej. A ta zazwyczaj nie bogactwem stała, a wynikającą z ograniczeń prostotą.
Tę prostotę Lenker czuje doskonale. Wystarczy wsłuchać się w otwierający album "Real House". Głos i pianino. W dodatku to drugie użyte oszczędnie. A ileż w tym emocji! Już jej poprzednie nagrania sugerowały wielki piosenkopisarski talent. Ale wielu zastanawiało się też, czy jej dwie ostatnie płyty nie są aby jeno fartem i czy da radę doskoczyć do poprzeczki, którą na niebywałej wysokości sama sobie zawiesiła. Spieszę uspokoić: tak, Lenker nie tylko do niej doskakuje, ale pokonuje ją z zapasem.
W kulturze - czy to kino, muzyka, czy gry komputerowe - ważne jest zjawisko immersji, czyli tego, jak bardzo jesteśmy w stanie wsiąknąć w świat przedstawiony. Umiejętność teleportacji słuchacza w sam środek porośniętych lasami wzgórz Indiany Lenker posiada absolutnie niesamowitą. Niby urodzona w 1991 roku, a brzmi jakby prędzej przyszła na świat w roku 1891. Adrianne opowiada nam niby proste historie: o tym jak pierwszy raz zobaczyła swoją matkę płaczącą, o tym jaki film przestraszył ją jako siedmiolatkę albo maluje nam obraz przeprowadzki do domu na farmie - ale pod tymi pozornie prostymi obrazkami kryją się niebanalne emocje i pewne, chciałoby się rzec niezmnienne, prawdy.
Absolutnie nic nie jest tu przegadane, nie ma ani jednego zbędnego dźwięku. Jest oczywiście miejsce na związki i rozstania, złamane serca, a wszystko podane z niebywałą wręcz gracją. Bez wątpliwości "Bright Future" będzie się bić o tegoroczne podium w kategorii najlepszej płyty folkowej. Bukmacherzy wróżą jej całkiem nieźle.
Adrianne Lenker "Bright Future", 4AD
9/10