Mark Chapman przerywa milczenie po 45 latach. Ujawnił, dlaczego zabił Johna Lennona
Minęło 45 lat od dnia, który wstrząsnął nie tylko muzycznym światem. 8 grudnia 1980 roku John Lennon, współzałożyciel The Beatles i głos pokoju całego pokolenia, został zastrzelony przed swoim nowojorskim domem. Jego oprawca, Mark David Chapman, po dekadach milczenia po raz pierwszy publicznie przyznał, co nim kierowało.

8 grudnia 1980 roku to data, której świat muzyki nigdy nie zapomni. Przed nowojorskim budynkiem Dakota padły strzały, które na zawsze zmieniły historię kultury popularnej. John Lennon został zastrzelony przez swojego fana, 25-letniego Marka Davida Chapmana. Po 45 latach od tamtych wydarzeń, morderca przerwał milczenie i po raz pierwszy wprost przyznał, dlaczego to zrobił.
Mark David Chapman od 1981 roku odbywa karę dożywotniego pozbawienia wolności w zakładzie karnym Green Haven w stanie Nowy Jork. Od lat bezskutecznie ubiega się o zwolnienie warunkowe. Jego ostatnie, czternaste już przesłuchanie, ponownie zakończyło się odmową - ale tym razem Chapman powiedział coś, czego nie mówił nigdy wcześniej.
"To było całkowicie egoistyczne. Zrobiłem to tylko dla siebie" - przyznał podczas przesłuchania, którego stenogram opublikował "New York Post".
Jak dodał, jego czyn był w pełni świadomy, a motywem nie była ideologia czy głos "szaleństwa", lecz pragnienie bycia kimś znaczącym.
"To wszystko miało związek z jego popularnością. Chciałem być kimś. Chciałem też być sławny" - mówił Chapman bez wahania.
Mark Chapman wykazuje skruchę. "Upadłem tak nisko"
Chapman przyznał również, że pierwotnie planował zakończyć życie po oddaniu strzałów do muzyka. Zamierzał, jak mówi, "zabrać ze sobą" ofiarę w medialny spektakl, który zapewni mu rozgłos. Jednak w ostatniej chwili zmienił zdanie.
"Pomyślałem: nie muszę się zabijać. Mam cel. Mogę być kimś. Zszedłem wtedy naprawdę nisko" - wyznał podczas przesłuchania.
Dziś, 70-letni więzień mówi o skrusze, choć komisja ds. zwolnień warunkowych pozostaje sceptyczna. - "To był człowiek. A ja go zabiłem. Dla sławy. Dla siebie. Nie myślałem o nikim innym" - stwierdził Chapman. - "Nie obchodziło mnie, co poczuje jego rodzina, jego przyjaciele, fani. Przepraszam za cierpienie, które zadałem. Wtedy to wszystko mnie nie obchodziło. Dziś to do mnie wraca."
Komisja nie dała się przekonać
Pomimo wyznań, władze więzienne po raz kolejny odrzuciły wniosek o przedterminowe zwolnienie. W uzasadnieniu wskazano, że choć Chapman deklaruje skruchę, jego postawa nie dowodzi "prawdziwej empatii wobec ofiary i społeczeństwa". Kolejną szansę na przesłuchanie otrzyma dopiero w 2027 roku.
W trakcie rozmowy z komisją skazany podkreślił, że nie szuka już rozgłosu. - "Nie chcę już być znany. W ogóle. Wyrzućcie mnie pod dywan, ukryjcie. Nie potrzebuję tego. Nie chcę być już sławny, kropka" - mówił.
Symboliczne spotkania fanów Johna Lennona
Śmierć Lennona pozostaje jednym z najbardziej symbolicznych momentów końca epoki "dzieci kwiatów". Każdego roku, 8 grudnia, fani gromadzą się przed budynkiem Dakota w Nowym Jorku, zapalając świece i śpiewając "Imagine". Yoko Ono, wdowa po muzyku, nigdy nie przeprowadziła się z tego miejsca - od lat apeluje o pamięć i przestrogę przed kultem sławy.
Dla wielu Lennon był nie tylko artystą, lecz również rzecznikiem nadziei i wolności. Jak zauważył brytyjski biograf Hunter Davies, autor oficjalnej biografii Beatlesów: "Jego śmierć była końcem pewnej epoki, ale także początkiem refleksji nad tym, jak łatwo sława może stać się przekleństwem".
Mark Chapman w więzieniu uchodzi za więźnia spokojnego. Według raportów czyta Biblię, gra w siatkówkę i utrzymuje kontakt ze swoją żoną Glorią. Ale w oczach świata pozostaje symbolem destrukcyjnej strony obsesji na punkcie celebrytów.









