Jerzy Owsiak pokazał poruszającą treść listu od wolontariusza WOŚP. "Zaczepił mnie na korytarzu"
Jerzy Owsiak na swoim Facebookowym profilu podzielił się listem, który otrzymał od jednego ze swoich współpracowników. Ariel, okazując swoją wdzięczność fundacji i opisując sytuację, w której sprzęt WOŚP pomógł jego rodzinie, przytoczył zaskakującą historię.

Od lat głośno mówi się o negatywnym stosunku niektórych osób wobec Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Sam Jerzy Owsiak regularnie dzieli się historiami, które mu się przytrafiają. Dostawał nawet groźby śmierci, a sprawy kierowane były do sądu. Po 33. finale Orkiestry, chuligani zniszczyli także jego dom, wypisując sprejem wulgarne hasła.
List, który Jerzy Owsiak otrzymał od jednego ze swoich współpracowników, udowadnia jednak, że nawet najbardziej negatywnie nastawione wobec działacza osoby, są w stanie całkowicie zmienić swoje zdanie.
O czym jest list, który otrzymał Jerzy Owsiak?
Nadawcą wiadomości jest Ariel, który od 25 lat pomaga w zbiórkach na WOŚP. Jego przygoda z fundacją zaczęła się jeszcze, gdy był nastolatkiem. Zbierał on wówczas pieniądze jako wolontariusz, później działał jako szef sztabu w Świeciu oraz odpowiadał za prowadzenie finałów w wielu innych miastach. Pewnego razu na własnej skórze przekonał się, jak ważne jest to, co robi.
"Wie pan, co zobaczyłem jako pierwsze, odprowadzając narzeczoną na oddział? Wielki inkubator, przykryty etui z logo orkiestry. Co dostaliśmy chwilę przed wyjazdem na cesarkę? Formularz z logo orkiestry, dotyczący badania uszu (wyszło ok)" - pisał.
Sprzęt ufundowany dzięki fundacji okazał się także pomocny dla syna Ariela, Józka. U małego chłopca zdiagnozowano bowiem żółtaczkę: "Co było w szpitalu w Bydgoszczy, gdy młody trafił z żółtaczką? Wasz sprzęt. [...] Czułem, że mój syn był zaopiekowany i byłem spokojny, bo sprzęt po prostu pracował" - kontynuował.
Wyjątkowa interakcja
Pewnego razu, gdy Ariel opuszczał szpital, spotkała go wyjątkowa interakcja, która skończyć się na wiele różnych i niepożądanych sposobów. Osoba, która zwróciła się do mężczyzny, zareagowała w dość niespodziewany sposób, o którym trudno zapomnieć.
"Zaczepił mnie na korytarzu gość, pierwszy raz widziałem go na oczy. Miałem na sobie orkiestrową koszulkę. Gość spojrzał na mnie, na koszulkę i pyta, czy mam coś wspólnego z Orkiestrą. Powiedziałem, że tak, że prowadzę Finały w Świeciu. Nastąpiła chwila ciszy i słowa i treści: wiesz co, parę lat temu z******** w ciemnej ulicy w brzuch za taką koszulkę. A dziś córa leży tam, a w sali stoi sprzęt i ma serduszka. No, to dziękuję. I przybił piątkę" - podsumował.









