Kubi Producent "Sen, którego nigdy nie miałem": Wielkie rozczarowanie [RECENZJA]
Po 5 latach Kubi Producent powrócił z drugim albumem producenckim. Nie od dziś wiadomo, że Kuba Salepa produkuje dla prawie całej czołówki polskiej sceny rapowej. Na wydanym 6 grudnia 2024 roku krążku "Sen, którego nigdy nie miałem" również gwiazd nie brakuje, ale czy to dobrze?
Muszę przyznać, że w momencie ogłoszenia albumu byłem bardzo podekscytowany. Kubi Producent nieraz pokazał, że potrafi wyprodukować fenomenalne utwory i idealnymi tego przykładami są "ZA KAŻDĄ Z MOICH PRÓŚB" Okiego, "Delfin" Bedoesa 2115 czy chociażby "Amerykańskie Teledyski" OIO.
Już pierwsze dźwięki albumu i historia Szpaka podbita chórkami wprowadziły bardzo podniosły nastrój, który szybko przerodził się w pełną energii nawijkę. Kawałek "Pusty pokój, ale płyty diamentowe" sprawił, że na mojej twarzy pojawił się całkiem spory uśmiech, a moje oczekiwania co do dalszej części tylko wzrosły. Kawałek z Kazem Bałagane, o ile produkcyjnie wypadł ciekawie, tak sam performance Kaza pozostawił wiele do życzenia. Brakowało tam typowych dla niego punchy i zabawnych linijek.
Wszystko zaczęło się rozjeżdżać przy "Zoë Kravitz". Kawałek absolutnie przekombinowany, a jednocześnie próbujący brzmieć jak prosty przebój radiowy, po którym znowu muzyka wróciła do bardziej podniosłego tonu z 27.Fuckdemons i Szaranem. "Efekt Motyla" okazał się być bardzo dobrym, introspektywnym i dobrym utworem, Szkoda, że „NIE PATRZ MI W OCZY” zniszczyło cały klimat. Ze względu na wątpliwą partię ReTo, bliżej temu do disco polo z rapową przebitką KęKę. Naprawdę ciężko się tego słuchało.
Idąc dalej odniosłem wrażenie, że ten krążek jest o wszystkim i niczym, zupełnie jakby Kubi sprawdził, kto w ostatnim czasie jest popularny i wysłał im bity, mówiąc "zróbcie co chcecie". Linia melodyczna Multiego na kawałku "Metropolia" do złudzenia przypominała tą z intra wydanego nie tak dawno "Młodego Mansona", w którym również występował ze Szpakiem, a za produkcję odpowiedzialny był Kubi. Z kolei "SQUOT", który miał pełnić funkcję wielkiego bangera, okazał się absolutnie nijakim kawałkiem nieoferującym nic wartego zapamiętania.
Moja uwaga wróciła dopiero przy "NIE POTRZEBUJĘ OTWIERAĆ TORBY". Wspólny kawałek Belmondziaka i Młodego Kordena na papierze brzmi jak coś co kompletnie nie ma sensu i choć sam początkowo odczuwałem lekki dyskomfort słuchając przejścia z partii Tytusa do Kordena, z czasem zacząłem doceniać ten kontrast stylistyczny. Brawa należą się też Kubiemu, bo w moim odczuciu jest to najlepszy bit na płycie oraz powiew świeżości i pomysłowości, który był w tym momencie odsłuchu bardzo potrzebny.
"Upadłe Anioły" również zadowoliły mnie dobrą produkcją, ale tekst i nawijka Szamza stały na przeszkodzie przed docenieniem tego utworu w całości. Niestety o "BIORĘ ŻYCIE TAKIM JAKIM JEST", które brzmiało jak kolejna nijaka radiówka, nie mogę powiedzieć już nic dobrego.
Całe szczęście w ramach rekompensaty zaraz po nim przyszła pora na „KUBI47”. Jeden kawałek, który produkcją, energią i tekstem zapodaje to, czego oczekiwałem od albumu Kubiego. Dzieje się dużo, jest emocjonalnie i przede wszystkim porządnie. Gdyby cała płyta była zrobiona z taką dokładnością jak ten utwór, moglibyśmy mówić tu o krążku roku. Szkoda, że takich momentów jest jak na lekarstwo. "Więcej życia" z kolei produkcyjnie wypadło dość przeciętne, ale Bedoes 2115 ze Szpakiem zrobili naprawdę solidną robotę. W tym momencie album mógłby się w zasadzie skończyć bo zarówno "Mroczna Komnata" na przestarzałym drillowym bicie, rozmyta "2:02" i Jersey clubowa "Woda Księżycowa" nie oferują nic, do czego chciałbym wrócić. Mieszane uczucia mam jedynie co do "GDY SERCE PRZESTAJE BIĆ”, bo o ile uwielbiam Oskara83, szczególnie za jego wczesną twórczość w duecie PRO8L3M, tak jego bardziej melodyjne wydanie nie do końca do mnie przemawia. Niemniej jednak bardzo dobra zwrotka wraz z producencką solówką całkiem ładnie zamykają tę wyjątkowo nierówną i momentami trudną przeprawę.
Zabrakło tu zdecydowanie spójnej wizji artystycznej, lepiej rozplanowanej produkcji i kontroli nad wkładem gości. Być może brak spójności wpasowuje się w koncept "snów", które często potrafią być chaotyczne, ale nawet jeśli tak jest, mogło to być wyegzekwowane w bardziej przemyślany sposób. Z przykrością muszę stwierdzić, że nieco zawiodłem się na tej płycie, bo mimo pokaźnej tracklisty składającej się z 18 utworów, zaledwie kilka z nich oferuje coś rzeczywiście ciekawego, do czego chciałoby się wrócić.
Kubi Producent „Sen, którego nigdy nie mialem”
3/10