Kubi Producent "Sen, którego nigdy nie miałem": Wielkie rozczarowanie [RECENZJA]

Po 5 latach Kubi Producent powrócił z drugim albumem producenckim. Nie od dziś wiadomo, że Kuba Salepa produkuje dla prawie całej czołówki polskiej sceny rapowej. Na wydanym 6 grudnia 2024 roku krążku "Sen, którego nigdy nie miałem" również gwiazd nie brakuje, ale czy to dobrze?

Kubi Producent wydał album "Sen, którego nigdy nie miałem"
Kubi Producent wydał album "Sen, którego nigdy nie miałem"You Tubemateriał zewnętrzny

Muszę przyznać, że w momencie ogłoszenia albumu byłem bardzo podekscytowany. Kubi Producent nieraz pokazał, że potrafi wyprodukować fenomenalne utwory i idealnymi tego przykładami są "ZA KAŻDĄ Z MOICH PRÓŚB" Okiego, "Delfin" Bedoesa 2115 czy chociażby "Amerykańskie Teledyski" OIO.

Już pierwsze dźwięki albumu i historia Szpaka podbita chórkami wprowadziły bardzo podniosły nastrój, który szybko przerodził się w pełną energii nawijkę. Kawałek "Pusty pokój, ale płyty diamentowe" sprawił, że na mojej twarzy pojawił się całkiem spory uśmiech, a moje oczekiwania co do dalszej części tylko wzrosły. Kawałek z Kazem Bałagane, o ile produkcyjnie wypadł ciekawie, tak sam performance Kaza pozostawił wiele do życzenia. Brakowało tam typowych dla niego punchy i zabawnych linijek.

Wszystko zaczęło się rozjeżdżać przy "Zoë Kravitz". Kawałek absolutnie przekombinowany, a jednocześnie próbujący brzmieć jak prosty przebój radiowy, po którym znowu muzyka wróciła do bardziej podniosłego tonu z 27.Fuckdemons i Szaranem. "Efekt Motyla" okazał się być bardzo dobrym, introspektywnym i dobrym utworem, Szkoda, że „NIE PATRZ MI W OCZY” zniszczyło cały klimat. Ze względu na wątpliwą partię ReTo, bliżej temu do disco polo z rapową przebitką KęKę. Naprawdę ciężko się tego słuchało.

Idąc dalej odniosłem wrażenie, że ten krążek jest o wszystkim i niczym, zupełnie jakby Kubi sprawdził, kto w ostatnim czasie jest popularny i wysłał im bity, mówiąc "zróbcie co chcecie". Linia melodyczna Multiego na kawałku "Metropolia" do złudzenia przypominała tą z intra wydanego nie tak dawno "Młodego Mansona", w którym również występował ze Szpakiem, a za produkcję odpowiedzialny był Kubi. Z kolei "SQUOT", który miał pełnić funkcję wielkiego bangera, okazał się absolutnie nijakim kawałkiem nieoferującym nic wartego zapamiętania.

Moja uwaga wróciła dopiero przy "NIE POTRZEBUJĘ OTWIERAĆ TORBY". Wspólny kawałek Belmondziaka i Młodego Kordena na papierze brzmi jak coś co kompletnie nie ma sensu i choć sam początkowo odczuwałem lekki dyskomfort słuchając przejścia z partii Tytusa do Kordena, z czasem zacząłem doceniać ten kontrast stylistyczny. Brawa należą się też Kubiemu, bo w moim odczuciu jest to najlepszy bit na płycie oraz powiew świeżości i pomysłowości, który był w tym momencie odsłuchu bardzo potrzebny.

"Upadłe Anioły" również zadowoliły mnie dobrą produkcją, ale tekst i nawijka Szamza stały na przeszkodzie przed docenieniem tego utworu w całości. Niestety o "BIORĘ ŻYCIE TAKIM JAKIM JEST", które brzmiało jak kolejna nijaka radiówka, nie mogę powiedzieć już nic dobrego.

Całe szczęście w ramach rekompensaty zaraz po nim przyszła pora na „KUBI47”. Jeden kawałek, który produkcją, energią i tekstem zapodaje to, czego oczekiwałem od albumu Kubiego. Dzieje się dużo, jest emocjonalnie i przede wszystkim porządnie. Gdyby cała płyta była zrobiona z taką dokładnością jak ten utwór, moglibyśmy mówić tu o krążku roku. Szkoda, że takich momentów jest jak na lekarstwo. "Więcej życia" z kolei produkcyjnie wypadło dość przeciętne, ale Bedoes 2115 ze Szpakiem zrobili naprawdę solidną robotę. W tym momencie album mógłby się w zasadzie skończyć bo zarówno "Mroczna Komnata" na przestarzałym drillowym bicie, rozmyta "2:02" i Jersey clubowa "Woda Księżycowa" nie oferują nic, do czego chciałbym wrócić. Mieszane uczucia mam jedynie co do "GDY SERCE PRZESTAJE BIĆ”, bo o ile uwielbiam Oskara83, szczególnie za jego wczesną twórczość w duecie PRO8L3M, tak jego bardziej melodyjne wydanie nie do końca do mnie przemawia. Niemniej jednak bardzo dobra zwrotka wraz z producencką solówką całkiem ładnie zamykają tę wyjątkowo nierówną i momentami trudną przeprawę.

Zabrakło tu zdecydowanie spójnej wizji artystycznej, lepiej rozplanowanej produkcji i kontroli nad wkładem gości. Być może brak spójności wpasowuje się w koncept "snów", które często potrafią być chaotyczne, ale nawet jeśli tak jest, mogło to być wyegzekwowane w bardziej przemyślany sposób. Z przykrością muszę stwierdzić, że nieco zawiodłem się na tej płycie, bo mimo pokaźnej tracklisty składającej się z 18 utworów, zaledwie kilka z nich oferuje coś rzeczywiście ciekawego, do czego chciałoby się wrócić.

Kubi Producent „Sen, którego nigdy nie mialem”

3/10 

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas