Zaczął od grania przy ognisku, na końcu porwał tłumy. Peter Gabriel wystąpił w Krakowie

Peter Gabriel wystąpił w Polsce /Jim Dyson/Redferns /Getty Images

"Coś wam powiem. To był mój pierwszy fakap na tej trasie" – zdradził Peter Gabriel po pomyłce we wstępie do "Playing Time". I chociaż dosłownie sekundę później przyznał się do drugiej wpadki, więcej już ich nie uświadczyliśmy. Legendarny wokalista otworzył swoją pierwszą od 10 lat trasę koncertową w krakowskiej Tauron Arenie i chociaż pewnie by mógł, wcale nie poszedł na łatwiznę. Setlisty nie wypełniał hiciorami, a przede wszystkim utworami z nadchodzącej płyty "i/o".

Do Tauron Areny podjechałem taksówką, a podczas kursu kierowca dopytywał mnie, co to za koncert na mieście. Musiałem mu pokrótce opowiedzieć kim jest Peter Gabriel, ile ma lat, co gra i o co w ogóle taka wrzawa. Wyjaśniłem więc, że muzyk wrócił do koncertowania po dekadzie. "To co się tam wydarzy? Czego się pan spodziewa" - zapytał taksiarz. No i zbił mnie z tropu, bo zrozumiałem, że kompletnie nie wiem czego się po tym koncercie spodziewać.

Już sam początek był zaskakujący, bo Gabriel razem z całym swoim zespołem usiadł w kręgu wokół sztucznego ogniska i pod wyświetlonym na okrągłym ekranie księżycem. Na start usłyszeliśmy niemalże akustyczne wersje "Washing of the Water" oraz "Growing Up", a później grupa trubadurów rozeszła się... I zaczął się klasyczny rockowy koncert.

Reklama

W setliście dominowały piosenki z nadchodzącej płyty Gabriela, o której, póki co wiadomo tylko tyle, że w końcu się pojawi - zarówno te znane, jak posępne "Panopticon", wzruszające "Four Kinds of Horses" czy hitowe "i/o" oraz aż pięć (!) utworów, które dopiero się pojawią. Trudno analizować te numery po jednym odsłuchu podczas koncertu. Ocenimy je na kolegium redakcji muzycznej, jeśli dostaniemy przedpremierowy odsłuch (Ba Dum Tss!). Póki co można chyba powiedzieć, że zaskoczeń nie ma, bo to typowy Gabriel, ale nie ma też tego wrażenia, że coś było robione na siłę. To przepiękne utwory!

Wiadomo, publika najbardziej lubi to co zna. Kiedy wspominany już taksówkarz poprosił, żebym puścił mu w drodze mój ulubiony numer Gabriela, bez namysłu odpaliłem "Digging in the Dirt". Nawet nie wiecie, co czułem, kiedy zespół wokalisty zagrał to jako numer 6. tego koncertu. I to w dość podkręconej wersji z szalejącą trąbką Josha Shpaka! Publiczność też szalała, ale największa wariacja miała dopiero nadejść, kiedy na koniec pierwszego setu Gabriel zapowiedział utwór, który "powinniście znać". Cała Tauron Arena zaśpiewała "Sledgehammer" (zobacz!) oraz wiwatowała na widok choreo Gabriela, Tony’ego LevinaDavida Rhodesa. Skoro przy hitach jesteśmy, już podczas drugiego setu usłyszeliśmy też legendarne "Don’t Give Up" (posłuchaj!) z fe-no-me-nal-ną Ayanną Witter-Johnson na wokalu, chwilę później poszło "Red Rain" w wersji niemalże jak z płyty. Na pierwszy bis grupa zagrała "In Your Eyes", a na drugi "Biko" z gospelową końcówką, podczas której Gabriel wciągnął publiczność w śpiewanie legendarnej już wokalizy. I przy akompaniamencie zebranego w Tauron Arenie "chóru" po kolei znikali ze sceny wszyscy muzycy a my zostaliśmy z wyświetloną na ekranach podobizną Stephena Biko.

Należy też wspomnieć, bo sam Gabriel zrobił to kilkukrotnie, o dopełniających ten koncert wizualizacjach. Gra świateł, animacje, filmy, ujęcia grających muzyków z różnymi "nakładkami" i przede wszystkim wielki, podwieszony okrągły ekran - to był wspaniale zaplanowane oraz wyprodukowane show i aż żałowałem, że nie siedzę pod samą sceną, aby móc tego lepiej doświadczyć. W pewnym momencie muzyków zasłoniła nawet prześwitująca kurtyna, na której wyświetlały się cienie Gabriela, a w kolejnym utworze dzięki wizualizacjom "malował" na niej przeróżne kształty.

Marzyłem o zobaczeniu Petera Gabriela od lat i ani przez chwilę nie czułem zawodu. Podejrzewam, że większość fanów chciałaby usłyszeć ciut więcej znanych numerów, u mnie jednak każdy muzyk, który ryzykuje przy doborze repertuaru, zawsze dostanie kilka punktów więcej. Gabriel wciąż zachwyca swoim głosem, a jego zespół warsztatem, kunsztem oraz muzykalnością. Oczywiście, był to pierwszy koncert tej trasy i czasami było widać, że muzycy nie do końca są pewni, co dalej. Ale wiecie co? Jednym z głównych wątków poruszanych przez Gabriela w jego zapowiedziach utworów, była sztuczna inteligencja. Na telebimach pojawiało się też tłumaczenie wypowiedzi Gabriela tworzone na bieżąco przez AI. Kiedy jednak tłumaczenia (hmm, czyżby celowo?) mocno odbiegały od sensu wypowiedzi muzyka, publiczność wpadała w konsternację, była zaniepokojona. Gdy zaś Gabriel przyznał się do wspomnianego już fakapu, wszyscy zareagowali serdecznym śmiechem. Niech to będzie moim komentarzem do ciągłych dyskusji na temat złowrogiej sztucznej inteligencji i tego, że wygryzie artystów i pracowników kreatywnych. Takich wygów jak Peter Gabriel AI nie ruszy!

Peter Gabriel: Wiecznie nieprzystosowany

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: peter gabriel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy