Twenty One Pilots "The Clancy World Tour": każdy fan mógł poczuć się wyjątkowo [RELACJA]
Jak użyć każdego możliwego efektu specjalnego na koncercie, dołożyć do tego występ z małą dziewczynką, sztuczkę ze znikaniem, muzyków, którzy co kilka piosenek zmieniają kostiumy i nie zrobić z tego kiczowatego show? To potrafią tylko Twenty One Pilots. Trasa "The Clancy World Tour" wreszcie zawitała do łódzkiej Atlas Areny, a najwierniejsi fani owinięci w złote folie termiczne czekali w kolejce ponad dobę. Czy było warto?

Ostatni raz miałam okazję uczestniczyć w koncercie Twenty One Pilots sześć lat temu. Zupełnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po tylu latach. Choć nigdy nie wątpiłam w to, że Tyler i Josh są jednymi z tych muzyków, którzy naprawdę ciężko pracują na to, aby każdy pojedynczy fan wyszedł po ich występie z uśmiechem na twarzy, trochę bałam się, czy będą w stanie jeszcze czymś zaskoczyć. Okazało się, że moje obawy były niepotrzebne.
Kolejka na koncert Twenty One Pilots w Łodzi ustawiła się wiele godzin przed wydarzeniem
Gdy dotarłam pod Atlas Arenę nieco wcześniej niż zaplanowana godzina otwarcia drzwi na wydarzenie, moim oczom ukazała się zgrabna kolejka ludzi, z których większość poowijana była w złote folie termiczne. Okazało się, że część fanów czekała ponad dobę na koncert, co nie jest niczym nadzwyczajnym w świecie Skeleton Cliques (bo taką nazwę przyjęli słuchacze Twenty One Pilots). Chyba nigdy nie widziałam bardziej zaangażowanej społeczności. Wszyscy ochoczo rozprawiali na temat nadchodzącego występu, wspólnie śpiewali piosenki, kolejka do sklepiku z merchem była chwilami dłuższa niż ta do drzwi, a każdy fan ubrany był pod kolor któregoś z albumów TOP - wszędzie przewijały się czerwone i żółte taśmy, którymi ludzie obklejali się nawzajem. Szykowali się na koncert, jakby to było jedyne takie wydarzenie w ich życiu.
Krótko po godzinie 18:00 niecierpliwy tłum kolejkujących fanów przedostał się na płytę Atlas Areny, a pozostali uczestnicy zajęli swoje miejsca na trybunach. Przed główną gwiazdą wieczoru na scenie pojawił się zespół Balu Brigada. Muzycy z nowozelandzkiej grupy zaserwowali nam sporą dawkę indie rocka na wysokim poziomie. Zachęcali publiczność do klaskania, machania rękami i zaświecania latarek przy okazji melancholijnych ballad. Wzorowo rozgrzali tłum przed tym, na co wszyscy tak naprawdę tutaj przyszli.

Twenty One Pilots zagrali w Atlas Arenie w Łodzi. Na setliście nie zabrakło klasyków
Gdy zbliżała się godzina wejścia Twenty One Pilots na scenę, z głośników wybrzmiało niepokojące "Welcome back to Trench", które fani również wykrzyczeli w niebogłosy. Chwilę później pierwsze dźwięki instrumentów sprawiły, że publiczność oszalała. Kurtyna spadła w dół, a naszym oczom ukazał się wokalista w charakterystycznej kominiarce i perkusista, który od pierwszych chwil uderzał w bębny tak, jakby od tego zależało całe jego życie. "Zaangażowanie" to słowo, które nasunęło mi się na myśl już po pierwszych minutach koncertu.
Twenty One Pilots rozpoczęli występ piosenką z najnowszej płyty - "Overcompensate" - żeby już za chwilę powrócić do klasyków. "Holding Onto You" wybrzmiało jako drugie, dzięki czemu od razu ogarnęła mnie nostalgia. Tyler tradycyjnie wskoczył na ludzi z pierwszych rzędów, którzy utrzymywali go w górze siłą własnych ramion. Ten moment koncertów Twenty One Pilots od zawsze mnie rozczulał.
Nie zabrakło kultowego (i mojego ukochanego) "Car Radio", podczas którego wokalista wykonał magiczną sztuczkę. Wierni fani zespołu doskonale wiedzieli czego się spodziewać, lecz inni uczestnicy koncertu nie byli w stanie pojąć, co się stało. Pod koniec utworu Tyler zeskoczył ze sceny w zapadnię, a sekundę później pojawił się pod sufitem areny, tuż nad trybunami, dokańczając w tamtym miejscu piosenkę. To zasługa dublera, hologramu czy magii? Wielu słuchaczy wciąż się nad tym zastanawia.
Perkusista grupy - Josh - również zadbał o to, aby zrobić wrażenie na fanach. Podczas jednej z piosenek, stojąc na pianinie, wykonał salto, a przy okazji innej, ubrał się w koszulkę z napisem "Łódź", którą następnie efektownie wyrzucił w tłum.

Przy okazji utworu "The Judge" na telebimach wyświetlone zostały nagrania, stworzone we współpracy ze słuchaczami. Kamerzysta Twenty One Pilots porozmawiał z osobami, które spędziły wiele godzin w kolejce, czekając na koncert w Atlas Arenie. Rozczulające wideo prezentowało nie tylko historie fanów, lecz także ich skrupulatnie przygotowane outfity, związane z estetyką zespołu.
W dalszej części koncertu zespół przeplatał nieco utwory ze starszych płyt (pojawiło się "Tear In My Heart", "Ride", popularne "Stressed Out" czy "Shy Away") z tymi najnowszymi ("Backslide", "Navigating", "Next Semester" czy "Routines in the Night"). Każda z piosenek robiła na mnie wyjątkowe wrażenie dzięki aranżacjom i temu, co działo się dookoła muzyków na scenie. Twenty One Pilots nie oszczędzali na efektach specjalnych. Podczas "Heathens" pojawiła się masa kolorowych i błyskających świateł, na "heavydirtysoul" do akcji wkroczyły ogień, dym i fajerwerki, a ostatniej piosence towarzyszyło konfetti spadające z sufitu.
Twenty One Pilots byli zachwyceni polską publicznością
Koncert w Polsce nie mógłby się odbyć bez pochwał dla naszych oddanych fanów. Po środowym wieczorze w Atlas Arenie, do grona zagranicznych gwiazd zachwyconych głośnym polskim tłumem dołączył duet Twenty One Pilots. Tyler już na samym początku przyznał, że za nimi dwa koncerty z europejskiej części trasy - które odbyły się w Hamburgu oraz Berlinie - a my mamy spore szanse na pobicie tamtejszej widowni. Pisk publiczności rzeczywiście wchodził chwilami na bardzo wysokie częstotliwości. "I like you, guys" - słowa te wybrzmiały w pewnym momencie ze sceny, co dało polskim fanom pewność, że TOP zapamiętają nasz tłum na długo.
Wokalista pochwalił się także znajomością naszego rodzimego języka i spróbował poprawnie wymówić nazwę miasta, w którym odbywał się koncert. "Łódź" w jego wykonaniu zabrzmiała niemalże tak, jakby był już rodowitym Polakiem.
Twenty One Pilots postanowili docenić niezwykle głośnych i oddanych widzów z Polski, obdarowując ich prezentem w postaci niewydanej piosenki. Wersja demo utworu "Doubt" od dawna znana jest wiernym fanom duetu, lecz wreszcie będzie miała okazję dotrzeć do szerszej publiczności - zostanie wydana. Grupa ogłosiła to podczas koncertu w Łodzi, a następnie wykonała kawałek specjalnie dla nas. Zrobili to pierwszy raz od 2016 r., przez co tłum wręcz oszalał.
Koncert, oprócz energicznych hitów i szalonych efektów specjalnych, zapewnił widzom sporą dawkę wzruszeń. Jednym z najbardziej emocjonalnych momentów był występ wokalisty w duecie z małą dziewczynką. Wypatrzona wśród publiczności młodziutka Laura miała okazję wkroczyć na scenę i zaśpiewać z Tylerem refren "Ride". Jeśli kogoś ten moment nie poruszył, to znaczy, że nie ma serca.

Gdy całe wydarzenie miało się ku końcowi, a muzycy zeszli na chwilę ze sceny, aby powrócić na bis, z głośników rozbrzmiał śpiew ptaków. Zamknęłam na chwilę oczy i poczułam się jak w letni, słoneczny dzień na pikniku (pomogła w tym trochę duszna atmosfera, panująca na arenie). Tłum fanów zaczął wówczas wyśpiewywać w kółko fragment piosenki "Leave The City" - "In time, I will leave the city. For now, I will stay alive". Było to doświadczenie oczyszczające - publiczność brzmiała jak natchniony chór, a słowa piosenki, powtarzane w kółko jak mantra, zostały ze mną jeszcze na długo po opuszczeniu Atlas Areny.
Oddani fani traktowani są jako część zespołu. Twenty One Pilots zadbali o każdego z nich
Zespół przez cały koncert ani na moment nie zapomniał o fanach, którzy od wielu lat są podstawą tego, aby ich show było kompletne. Część utworów wykonywana była nie na głównej scenie, a na innych, mniejszych, rozstawionych po bokach tłumu. Tyler, Josh i ich instrumenty, ściśnięci przez tłum, to widok, którego nigdy nie zapomnę. Widać było, że właśnie w takiej scenerii muzycy czuli się jak ryby w wodzie. Zadbali także o publiczność na trybunach, pojawiając się chwilami również blisko nich.
Na koniec muzycy wkroczyli na sam środek płyty i otoczeni fanami z każdej strony zagrali "Trees". Piosenka ma działanie kojące, a odśpiewanie jej razem z tłumem ludzi w arenie było dla mnie niemalże terapeutyczne. Konfetti spadające z sufitu i uderzanie muzyków w wielkie bębny dodały kawałkowi podniosłego charakteru - czułam, jakbyśmy śpiewali hymn tej pięknej społeczności. Właśnie tak powinno się kończyć koncerty.
Piloci traktują swoich fanów, jakby byli częścią zespołu i na tę więź między nimi a Skeleton Cliques patrzę z wielkim wzruszeniem. Podczas koncertu w Łodzi zadbali o to, aby każdy fan mógł poczuć się wyjątkowo. Show w dużej mierze oparte było na kontakcie z ludźmi i to między innymi dzięki temu tak dobrze się je oglądało.
Zaangażowanie, ciężka praca, talent i pomysłowość, a do tego wszystkiego ponad dwie godziny intensywnego przeżywania muzyki na żywo. Koncert Twenty One Pilots w Łodzi, zorganizowany przez Live Nation Polska, to show kompletne. Efekty specjalne, które jedynie dopełniły spektakl na najwyższym poziomie, ani na moment nie przyćmiły tego, co było tego wieczoru najważniejsze - muzyki.