Tool w Krakowie: To zawsze przyjemność [RELACJA, ZDJĘCIA]

Maynard James Keenan (Tool) podczas koncertu w Tauron Arenie Kraków - 21 maja 2022 r. /Ewelina Eris Wójcik /INTERIA.PL

To był mój piąty raz z Toolem na żywo. I jednocześnie mogę go nazwać chyba najdziwniejszym z wszystkich koncertów (i nie chodzi tylko o krzesełka na płycie). Ale czy to oznacza, że występ w Tauron Arenie Kraków był słabszy od pozostałych? No właśnie, wcale niekoniecznie.

20 czerwca 2001 r., mocno obskurna Hala Wisły w Krakowie, gorący wieczór w trakcie sesji egzaminacyjnej na studiach. Niewiele ponad miesiąc po premierze swojej trzeciej płyty "Lateralus" Amerykanie z grupy Tool po raz pierwszy odwiedzili Polskę. Dzień przed występem w Krakowie kwartet zaprezentował swój spektakl w Hali Mery w Warszawie. Po latach oba występy obrosną legendą, dla wielu fanów stając się niemal wydarzeniem pokoleniowym.

Maynard James Keenan z kolegami wyrwał wówczas tysiące słuchaczy z butów na inną orbitę. Dla mnie to wciąż koncert mieszczący się w trójce najlepszych, jakie dane było mi zobaczyć na żywo. Po takich ciosach jak "The Grudge", "Stinkfist", "Schism", "Sober" czy "Parabol/Parabola" niełatwo było wrócić do rzeczywistości.

Reklama

21 lat później, ponownie w Krakowie (tym razem w wypełnionej aż po dach przez kilkanaście tysięcy osób Tauron Arenie), Tool promował swój piąty album "Fear Inoculum". W tym samym miejscu, niemal dokładnie trzy lata temu (11 czerwca 2019 r.) zespół zagrał jako gwiazda szóstej edycji Impact Festival, będąc nieco ponad dwa miesiące przed premierą tego długo oczekiwanego materiału. Wydawało się, że fani nie będą musieli czekać aż tak długo na kolejny występ, ale rynek koncertowy kompletnie wywróciła pandemia koronawirusa. To zresztą jedno z pierwszych tak dużych wydarzeń w naszym kraju po oficjalnym odwołaniu stanu pandemii nad Wisłą.

"Cierpliwy" to słowo, które fan grupy Tool zna doskonale odmieniane przez wszystkie przypadki. Przypomnijmy, że "Fear Inoculum" i jego poprzednika "10,000 Days" (2006) dzieli w końcu aż 13 lat. "Jeśli nie masz cierpliwości, prawdopodobnie nie zrozumiesz tej płyty" - mówił Maynard James Keenan w jednym z wywiadów. "Tytuł dotyczy dojrzewania z wiekiem. To jakby dwie czy trzy piosenki w jednej, powiązane ze sobą" - dodawał gitarzysta Adam Jones.

I ku sporemu zaskoczeniu, Amerykanie postanowili ponownie wystawić fanów na próbę. Okazało się, że repertuar koncertów na trwającej trasie w zdecydowanej mierze opiera się na nowym albumie. Z "Fear Inoculum" usłyszeliśmy aż sześć numerów (z dziewięciu, które weszły na podstawową wersję płyty), które przeplatane były pojedynczymi starociami. Fani i krytycy podzielili się w swoich opiniach - jedni uważają, że to takie "the best of odrzuty" (zlepek różnych pomysłów chowanych przez lata w szufladach), dla innych "Fear Inoculum" to swoiste opus magnum kwartetu, zbierające w jedną potężną całość to, co najlepsze z poprzednich wydawnictw, które przecież bez problemu lądowały w czołówce podsumowań, gdy ukazywały się na rynku.

Bez względu na to, którą opcję się wybiera, Tool w wersji koncertowej to istny potwór, który nie pozostawia obojętnym na żywo i pewnie nieobecni będą sobie pluć w brodę, że jednak zdecydowali się zostać w domu (pozdrowienia dla kolegi z redakcji!). Wielowątkowość, skomplikowane zmiany rytmu (wiele mówiąca cyfra siedem przy nowym albumie) kierują twórczość w stronę progresywnego rocka, miażdżące brzmienie gitary Adama Jonesa wywraca trzewia na wierzch, od podłogi nie pozwala im się oderwać bas Justina Chancellora, przypominając dlaczego Toola umiłowali sobie fani pokręconego metalu, a imponujący groove to zasługa perkusji obsługiwanej przez Danny'ego Careya.

Co ciekawe, to właśnie bębniarz dla wielu uczestników koncertu był niekwestionowanym królem wieczoru. "Nawet gdyby on sam grał, to bym tyle zapłacił za bilet" - podsłuchałem u jednego z fanów. A nie były one tanie, bo ceny po kilkaset zł wcale nie były najniższe (niektórzy płacili nawet bliżej 1000 zł).

Począwszy od plemiennego stukania, przez głębokie dudnienie, po galopadę na blachach, cykanie i łomoty - wszechstronność i ogromna precyzja 61-latka sprawiała, że nie sposób było oderwać od niego wzroku. Jego zestaw umiejscowiony był też na środku sceny, a po jego bokach znajdowały się dwa podesty, z których śpiewał tradycyjnie skryty w mroku Keenan. W przeciwieństwie do wielu innych gwiazd rocka, to nie jest frontman, który skupia na sobie całą uwagę. Pojedyncze światła częściej padały właśnie na Careya, sporadycznie wyławiając jeszcze Jonesa. Maynard na niewielkich podestach zachowywał się niczym przyczajony tygrys w klatce, krążąc od jednego końca do drugiego, czasem przykucając, by za chwilę złapać za statyw z mikrofonem.

Podczas poprzedniego koncertu w krakowskiej Arenie niektórzy uczestnicy narzekali na niemal komplety brak interakcji muzyków (a szczególnie wokalisty) z publicznością. Tym razem zobaczyliśmy wręcz rozgadanego Keenana (oczywiście, jak na jego standardy). Tradycyjne "Good evening Cracow" po pierwszym utworze usłyszeliśmy nawet dwukrotnie, bo za pierwszym razem aplauz okazał się najwyraźniej za mały. Z kolei przed finałowym "Invicible" Maynard pozwolił fanom na wyciągnięcie telefonów (wcześniej obowiązywał absolutny zakaz nagrywania i robienia zdjęć).

"Dziękuję bardzo, Kraków. To zawsze jest przyjemność. Do zobaczenia wkrótce" - dodał, doprowadzając wyznawców do ekstazy. Słowo "wyznawcy" jest tu jak najbardziej na miejscu. Toola się albo wielbi, albo nie zna.

Ci, którzy śledzą media społecznościowe zespołu dobrze wiedzą, że Keenan wbrew pozorom nie jest typem nadętego ważniaka (zobaczcie sami żart z gumowym penisem podłożonym Danny'emu Careyowi podczas amerykańskiej części trasy).

Początkowo brzmienie było mocno metaliczne (nieco za bardzo schowany wokal), by z czasem się poprawić, pozwalając skupić się na niesamowitej oprawie muzyki Toola. Płachta przesłaniająca scenę, na której wyświetlane były mocno psychodeliczne wizualizacje, została rozsunięta dopiero pod koniec zagranego jako czwarty w kolejności "Pushit". Całość mocno intrygująca, częściowo znana z poprzedniego koncertu (jak mieniąca się różnymi kolorami figura przypominająca siedmioramienną gwiazdę). Wyświetlane twarze (bardziej jak maski), przenikające się języki, niezwykłe figury niczym fraktale - wizje pasujące do pokręconych i transowych dźwięków generowanych przez czteroosobową ekipę na scenie.

Kulminacją kosmicznych popisów było zagrane na początku finałowej części solo perkusyjne Danny'ego Careya ("Chocolate Chip Trip" zabrzmiało, jakby nie był to odlot po czekoladowym ciasteczku). W pewnym momencie zobaczyliśmy zwielokrotniony widok młócącego rękoma bębniarza, co dawało wrażenie, że zestaw obsługuje nie jeden człowiek, ale dziewięciu. Znajdźcie mi drugi zespół, który może sobie pozwolić na tego typu zagrywkę, zamiast po raz setny czy tysięczny na bis wypuścić jeden z największych hitów.

Materiał z "Fear Inoculum" na żywo wręcz zyskuje, choć momentami aż przytłacza eksplodującą w uszach dźwiękową magmą. "Pneuma", numer tytułowy, "Descending" czy "Invicible" mają swoje momenty, które zdecydowanie mocniej zapadają w pamięć, jak przed laty choćby "Sober".


W roli gościa specjalnego zaprezentowała się grupa Brass Against, która przerabia znane utwory z repertuaru m.in. Rage Against the Machine, Tool, Audioslave, Led Zeppelin czy Black Sabbath, do oryginałów dokładając rozbudowaną sekcję dętą i wściekły wokal Sophii Uristy. Co ciekawe, to za ich sprawą usłyszeliśmy "Stinkfist" i "Forty Six & 2" z dorobku gwiazdy wieczoru, których tym razem zabrakło w oryginalnych wersjach.

W sumie szkoda, że o Brass Against najgłośniej było za sprawą incydentu z listopada 2021 r., gdy podczas jednego z koncertów w USA wokalistka oddała mocz na leżącego na scenie fana. "Strefa bez sikania. W tym obszarze nie wolno oddawać, umieszczać, rozprowadzać, rozlewać, wylewać ani rozsypywać moczu" - zdjęcie takiej kartki przyklejonej na scenie opublikowała Sophia Urista na rozpoczęcie trasy po Europie. Z kolei już 11 czerwca Brass Against pojawi się na swoim koncercie w klubie Proxima w Warszawie.

W Krakowie głośna była tylko muzyka. Maynard i spółka, to znów była przyjemność - po naszej stronie.

Setlista koncertu Tool w Tauron Arenie Kraków (21 maja 2022 r.):

"Fear Inoculum"
"Opiate2"
"The Pot"
"Pushit"
"Pneuma"
"The Grudge"
"Right in Two"
"Descending"
"Hooker With a Penis"
bis:
"Chocolate Chip Trip"
"Culling Voices"
"Invicible".

Michał Boroń, Kraków

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tool | Brass Against
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy