Tool i długo nic
Odwołanie występu Chrisa Cornella, drugiej gwiazdy imprezy, sprawiło, że niedzielny (12 sierpnia) "Metal Hammer Festival" w katowickim "Spodku" tak naprawdę powinien nazywać się "koncert Toola plus 4 supporty".
W piątek, 10 sierpnia, pojawił się oficjalny komunikat o odwołaniu występu Cornella, wokalisty znanego z Soundgarden i Audioslave, z powodu kłopotów muzyka ze zdrowiem. Nie do wszystkich jednak dotarły te wiadomości, bo gdy ze sceny odczytano komunikat, w odpowiedzi pojawiły się gwizdy.
W zamian publiczność otrzymała dłuższe występy pozostałych wykonawców. Jednak Tool - główna gwiazda imprezy - zamiast pierwotnie planowanych ponad 100 minut (a mówiono nawet o 2 godzinach) dał koncert trwający 80 minut.
Dla mnie zostawienie przed Toolem egzotycznych Japończyków z Dir en Grey było sporą przesadą. Przed sceną zjawiła się wówczas liczna grupka piszczących nastolatek, reagujących ekstatycznie na każdy gest ich idoli. A Japończycy przypominali po prostu metalcore'ową (z elementami deathu, za sprawą growlującego gitarzysty) wersję Tokio Hotel. I nie zmieni tego fakt, że muzyka gości z Kraju Kwitnącej Wiśni znacznie różni się od nastoletnich Niemców.
- Czekałyśmy na ten koncert 4 lata - piały z zachwytu dziewczęta, które na "Metal Hammer Festival" pojawiły się tylko ze względu na obecność ich ulubieńców. Takie nagrania jak "Obscure" (ponoć hicior, ja zacząłem ziewać) czy zagrany pod koniec balladowy "Conceived Sorrow" (wokalista łkał niczym Scorpions z lat 80...) wzbudziły dziki entuzjazm fanek. Wydaje mi się, że pozostała większość widzów - tych, którzy nie wyszli na przerwę - po tym koncercie nie rzuci się na nagrania Dir en Grey.
Imprezę otworzył amerykański Fair To Midland. Kapelę odkrył Serj Tankian, wokalista System Of A Down. I trzeba przyznać, że miał nosa. Zmetalizowany hard rock, zagrany z wielką energią (myślałem, że w pewnym momencie wokaliście odpadnie głowa), przywołujące klimaty lat 70. kosmiczne efekty gitarowe przyciągnęły pod scenę sporą liczbę osób.
Jedynym uczestnikiem "Metal Hammer Festival", który występował również na poprzedniej edycji, w 2005 roku, był skawiński Delight. Grupa zaprezentowała przede wszystkim materiał z wydanej na początku roku płyty "Breaking Ground", będącej debiutem w barwach wytwórni Roadrunner. Trzeba jednak powiedzieć, że muzyka Delight w koncertowym wydaniu nie przekonywała tak jak na płycie. W ostrzejszych numerach głos Pauli czasem ginął, jak choćby w położonym singlowym "Sleep With The Light On". Nie zachwyciła również przeróbka "Careless Whisper" popowej grupy Wham! Na plus Delightowi należy zapisać za to spokojniejsze fragmenty.
Łódzka Coma ma w Polsce status prawdziwej rockowej gwiazdy. Ostatnie miesiące to pasmo nieustannych sukcesów i wyróżnień (Złoty Bączek na Przystanku Woodstock, poprzedzanie Linkin Park i Pearl Jam w Chorzowie, Fryderyki czy Złota płyta za "Zaprzepaszczone Siły Wielkiej Armii Świętych Znaków"). Choć wiele osób drażni nadmierna aktorska ekspresja wokalisty Piotra Roguckiego, to Coma zagrała kolejny bardzo profesjonalny koncert. Umiejętnie wymieszane nagrania z obu albumów (m.in. "Skaczemy", "Spadam", finałowy "Zbyszek", "System", "Tonacja", "Schizofrenia"), znakomity kontakt z publicznością i finałowa zapowiedź Roguckiego "jedziemy robić 3 płytę" sprawiło, że Comę żegnały zasłużone brawa.
Pojawienie się Dir en Grey skutecznie wymiotło fanów Comy. Japończycy zabawili niewiele ponad godzinę, ale chyba ten czas jest zbyt krótki by zrozumieć fenomen tej grupy. Być może chodzi tu o egzotykę?
Czwarty koncert Toola w Polsce, w ramach trzeciej wizyty w naszym kraju - 24 czerwca 2006 roku, również w "Spodku" - był dobry, jednak sporo osób wówczas kręciło nosami. Wydaje mi się, że po niedzielnym występie malkontenci powinni być bardziej zadowoleni, choć trwał on 80 minut.
Różnic w scenografii wielkich nie było (pojawił się dodatkowy telebim, na którym wyświetlano grafikę z ostatniego albumu "10000 Days", oraz zielone lasery), niewielkiej zmianie uległa też setlista - wypadły z niej dwa "killery": "Sober" i "Aenema" oraz nowy "Right In Two". Zamiast nich dodano "Flood" z drugiej płyty "Undertow" (1993). Dodatkowo "Stinkfist", "Schism" i "Lateralus" Amerykanie zagrali w poszerzonych wersjach.
Dla mnie Tool obecnie to ścisła czołówka pokręconego rocka, która dodatkowo zyskuje w wydaniu koncertowym. Nieodmiennie fascynujące wizualizacje autorstwa gitarzysty Adama Jonesa, znakomicie zgrana sekcja rytmiczna Justin Chancellor (bas) - Danny Carey (perkusja) i wyjątkowo tego dnia rozgadany wokalista Maynard James Kennan - tak Tool prezentował się w "Spodku".
Porównania dwóch ostatnich koncertów w Katowicach są nieuchronne, bo pewnie znaczna część licznej publiczności uczestniczyła w obydwu. Moje niewielkie zastrzeżenia dotyczą środkowej partii występu, kiedy nieco siadła dramaturgia. Porażająca końcówka - "Lateralus" z wplecionym solem perkusyjnym Carey'a i finałowy "Vicarious" - dawały nadzieję na bis.
"Byliście fantastyczni! Do zobaczenia kiedyś" - podsumował Keenan, wszyscy ładnie się ukłonili, porozdawali uśmiechy na prawo i lewo i zniknęli za kulisami. Można marudzić, że nie było "Sober", że podobny koncert, że promowany album "10000 Days" to już nie to samo co "Lateralus" czy "Aenima", ale ja byłem zachwycony.
Michał Boroń, Katowice
Zobacz nasz raport specjalny o Metal Hammer Festival 2007! Znajdziecie tam m.in. teledyski wykonawców, galerii zdjęć, informacje i materiały z poprzedniej edycji imprezy z 2005 roku.