Największy przebój przyszedł do niego we śnie. Keith Richards kończy 80 lat

Keith Richards z The Rolling Stones obchodzi 80. urodziny. Niczym kot, ma dziewięć żyć /MJ Kim/Getty Images /Getty Images

Podobno wiek to tylko liczba. Wszystko zależy od tego, jak wypełniasz w życiu swój czas. Patrząc na Keitha Richardsa, trudno uwierzyć, że legendarny muzyk właśnie kończy 80 lat. Jego witalności mogą mu pozazdrościć nawet najmłodsi czytelnicy. Zamiast cieszyć się urokami emerytury, razem ze swoimi kumplami z The Rolling Stones wydał w tym roku nowy album, a w przyszłym planuje amerykańską trasę koncertową.

Keith Richards jest ikonicznym wzorcem rock and rollowego stylu życia. Przez lata zanurzony w morzu alkoholu, nielegalnych substancji, skandali, konfliktów z policją i wymiarem sprawiedliwości zbudował swój szalony wizerunek. W przeciwieństwie jednak do wielu innych muzyków o podobnej reputacji, poza awanturniczą legendą stworzył coś jeszcze, co sytuuje go wysoko w rankingu gwiazd. Dziedzictwo muzyczne, które zamyka się w dwudziestu czterech studyjnych albumach The Rolling Stones, trzech płytach solowych, tysiącach koncertów i niezliczonych kultowych riffach, dzięki którym piosenki jego grupy stały się światowymi hitami.

Reklama

Charakterystyczna sylwetka, sposób poruszania i styl gry na gitarze to składowe doskonale znanego wizerunku artysty. Nic dziwnego, że Richards był inspiracją dla Johnnyego Deppa w stworzeniu postaci kapitana Jacka Sparrowa w serii filmów "Piraci z Karaibów". Sam muzyk zresztą pojawił się w nich, grając postać ojca głównego bohatera. 

Richards zapałał miłością do muzyki już w wieku trzech lat. Jego dziadek, Augustus "Gus" Dupree, był członkiem big-bandu jazzowego w Anglii. To Dupree jako pierwszy zaszczepił przyszłemu gitarzyście miłość do instrumentu. Podarował chłopcu pierwszy egzemplarz, stawiając go na półce, do której ten nie mógł dosięgnąć. Powiedział wnuczkowi, że jeśli mu się uda, to znaczy, że jest gotowy do grania na niej. Nie wiadomo, czy to kiełkujący rock and rollowy temperament, czy konsekwencja, z której słynie do dziś, pchnęła młodego Keitha do zbudowania wieży z książek i poduszek, po której wdrapał się do gitary. Od tej pory nie wypuszczał jej z rąk i godzinami ćwiczył, słuchając swoich ulubionych płyt. Dziś słynny muzyk ma imponującą kolekcję ponad trzech tysięcy gitar - z ulubionymi modelami Fender Telecaster: "Micawberem", czyli prezentem od Erica Claptona i "Malcolmem".

Keith Richards z The Rolling Stones kończy 80 lat. Niczym w czepku urodzony

"Muszę  przyznać, że jestem zaskoczony tym, iż moje ciało dalej funkcjonuje, a ja żyję" - wyznał niedawno w rozmowie z "Daily Telegraph" muzyk. Jeśli weźmiemy pod uwagę jego styl życia, który ogólnie mówiąc, nie należał do zbyt higienicznych, to z medycznego punktu widzenia to rzeczywiście zastanawiające. Oczywiście wokół Richardsa zawsze krążyły plotki o tajemniczych zabiegach medycznych, z przetaczaniem krwi na czele, ale były to raczej próby związane z detoksem organizmu, co nie ma wiele wspólnego z tajemniczymi praktykami. Gitarzysta The Rolling Stones jest po prostu rock and rollowym kotem i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zupełnie jakby miał siedem żyć, zawsze udawało mu się wyjść z największych tarapatów. 

Kiedy był niemowlęciem, uniknął w ostatniej chwili śmierci, uciekając z matką z domu przed bombardowaniem. Po powrocie okazało się, że pocisk trafił centralnie w łóżeczko przyszłej gwiazdy rocka. Kilka razy omal nie zginął w pożarach. Jeden z nich był wynikiem podpalenia łazienki w słynnej rezydencji Hugh Hefnera, inny efektem zaśnięcia z zapalonym papierosem w ręku, w wyniku czego łóżko, w którym spał ze swoją dziewczyną Anitą Pallenberg, stanęło w płomieniach. Za kolejnym stały szczury, które tak sprawnie zajęły się kablami elektrycznymi w posiadłości Richardsa, że doprowadziły do zwarcia i pożaru domu. Został porażony prądem podczas koncertu w 1965 roku w Sacramento. To, że przeżył, zawdzięcza swojej ulubionej marce butów "Hush Puppies", których gruba podeszwa zadziałała jak izolacja. 

Jeśli dołożymy do tego słynny upadek z palmy, który zakończył się interwencją chirurgiczną, przysypanie stosem książek w domowym salonie czy zatrucie podczas trasy koncertowej w Szwajcarii strychniną, którą ktoś dodał do heroiny, to naprawdę można stwierdzić, że Keith Richards jest urodzony w czepku.

Ogólnie znana jest historia powstania jednego z największych przebojów The Rolling Stones "Satisfaction". Gitarowy riff podobno przyśnił się muzykowi. Jest to o tyle dziwne, że nie mniej znane są jego problemy ze snem. W swojej biografii "Life" wydanej w 2010 roku wyznał, że w okresie świetności The Rolling Stones spał średnio tylko dwie noce w tygodniu. "Oznacza to, że byłem świadomy przez co najmniej trzy wcielenia" - napisał. Jego osobisty rekord to okres dziewięciu dni na pełnym gazie, imprezach i sesjach nagraniowych, po którym zasnął na stojąco, uderzając o krawędź głośnika i obudził się w kałuży krwi. 

Pełne szaleństwa czasy Richards ma już dawno za sobą. "Rzuciłem papierosy w 2019 roku, heroinę w 1978 roku, kokainę w 2006 roku.... ale nadal lubię pić" - powiedział w cytowanym już wywiadzie. Gitarzysta sam przyznaje, że musiał nieco zwolnić, tym bardziej że od lat zmaga się z artretyzmem, co utrudnia mu poruszanie się i grę na gitarze. Jednak, jak wspominał w programie "Today" w BBC Radio 4, to, że nie może już grać na gitarze jak wcześniej, zmusiło go do wymyślenia nowych technik i chwytów. "Co jest zabawne w tym wszystkim, nie czuję bólu, to raczej łagodna wersja choroby, ale bardzo przez to dla mnie kreatywna. Kiedy czuję, że czegoś nie dam rady zrobić, gitara daje nowe możliwości. Otwierają się nowe drzwi. Jeden palec przesunę tutaj, drugi tam i mamy nowe dźwięki" - mówił Richards. 

Przez lata swojej kariery był wielokrotnie nagradzany i obsypywany zaszczytami. Jednak w 2003 roku odmówił przyjęcia tytułu szlacheckiego i był wkurzony na Micka Jaggera, że ten zgodził się być pasowanym na rycerza. Powiedział wtedy magazynowi "Uncut": "Pomyślałem, że to niedorzeczne, przyjąć jeden z tych zaszczytów od  establishmentu, który przez lata robił wszystko, co w jego mocy, aby wrzucić nas do więzienia i zdyskredytować". 

Wspominał, że przez lata ich stosunek do monarchii był raczej oziębły, a sam Mick wielokrotnie nazywał Królową Elżbietę II "starą czarownicą". Ich styl życia był daleki od formy, jaką charakteryzowały się sfery wyższe. "Byliśmy łobuzami z robotniczych dzielnic i jak mam po latach wychodzić na scenę z kimś, kto będzie się ubierał w szlacheckie gronostaje" - dodał gitarzysta The Rolling Stone. Muzyk wspominał, że od najmłodszych lat czuł się raczej buntownikiem, nie pasował do tak zwanego systemu. Nie potrafił odnaleźć się nawet w drużynie skautów, do której należał jako nastolatek i z której szybko wyleciał po tym, jak przemycił na obóz alkohol i papierosy, upijając swoich kolegów. Na szczęście dla fanów grupy małe tarcia między The Glimmer Twins poszły w niepamięć.

Muzycy The Rolling Stones zgodnie twierdzą, że "Hackney Diamonds" jest ich ostatnią płytą, a planowane koncerty będą pożegnaniem z fanami. Świętując dziś urodziny Keitha Richardsa, miejmy cichą nadzieję, że spod jego palców jeszcze wydobędą się w przyszłości piękne riffy, które zmienią się w kolejne niezapomniane piosenki. Muzyk nie myśli o hucznej imprezie z okazji swojego święta. Planuje wyprawę rodzinną do Afryki, gdzie zamierza spędzić dobrze czas na kontakcie z przyrodą i podziwianiu widoków.

Czytaj też:

Byli dobrymi przyjaciółmi. Po transakcji za 50 mln przestali się do siebie odzywać!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Keith Richards | Hackney Diamonds | The Rolling Stones
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy