Kontrowersyjne nagrania oburzały społeczeństwo. Protestował nawet papież
Wywołały skandal, trafiły na czarne listy stacji radiowych, a niektóre doczekały się nawet politycznych protestów. Część z nich właśnie reakcjom oburzonych słuchaczy zawdzięcza swoją swoją wielką popularność, bo przecież nic nie sprzedaje się tak dobrze jak kontrowersje. Oto najbardziej skandalizujące piosenki.
Niektórzy artyści specjalnie prowokowali i nawet liczyli na skandal, inni sami się zdziwili, że ktokolwiek dostrzegł w ich utworach coś kontrowersyjnego. Czasem niewiele trzeba, żeby wzbudzić skrajne emocje. Wystarczy religijne skojarzenie, drobna sugestia, a nawet tytuł, który komuś źle się skojarzy - i afera gotowa.
Sex Pistols "God Save the Queen"
Tu akurat z góry było wiadomo, że zespół chciał narobić zamieszania. Sex Pistols mieli zresztą problemy nie tylko z powodu tego utworu. Już "Anarchy in the UK" trafiło na czarną listę BBC po tym, jak muzycy przeklinali podczas telewizyjnego występu. Nic jednak nie przebije skandalu, jaki wywołała piosenka "God Save the Queen". Wszystko zaczęło się oczywiście w Wielkiej Brytanii, czyli miejscu, w którym każda rzecz z "queen" w tytule była dwa razy sprawdzana, tak na wszelki wypadek. Co prawda w ostatnich latach pewnie ten sam utwór zostałby uznany za rockandrollowy bunt i nikt specjalnie by się nie oburzył, jednak w 1977 roku sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
Malcolm McLaren, czyli menedżer Sex Pistols uznał, że wypuszczenie singla krytykującego brytyjską monarchię w okolicach srebrnego jubileuszu Elżbiety II, będzie świetnym pomysłem na promocję. Muzycy nawet podpisali nowy kontrakt płytowy przed Pałacem Buckingham. Malcolm doskonale ocenił sytuację, bo piosenka została natychmiast zakazana w mediach, za to w sklepach singel sprzedawał się jak ciepłe bułeczki. Zespół zagrał nawet nietypowy koncert na łodzi, na Tamizie, żeby podbić zainteresowanie piosenką. O Sex Pistols usłyszeli dzięki temu już wszyscy, co oczywiście zachwyciło artystów - nawet Johna Lydona, który z powodu utworu został zaatakowany na ulicy.
Frankie Goes to Hollywood "Relax"
Co prawda kontrowersje wokół "Relax" nie były na początku efektem chłodnej kalkulacji, ale taka okazja do promocji piosenki aż prosiła się o to, żeby ją później wykorzystać. Wokalista Holly Johnson wpadł na pomysł tekstu podczas spaceru i nawet przez chwilę nie pomyślał, że utwór trafi na jakąkolwiek czarną listę. Nie była to może grzeczna piosenka, ale żeby od razu robić o nią aferę?
Współpracownicy zespołu wymyślili, że zrobią singlowi nietypową promocję, więc wykupili w magazynach muzycznych reklamy z seksualnym podtekstem. Czy to zadziałało? Niekoniecznie. Utwór raczej słabo radził sobie na listach przebojów. Trochę pomógł mu występ muzyków w publicznej telewizji, ale sukcesu nie byłoby, gdyby nie oburzenie pewnego DJa radiowego. Mike Read był zdegustowany okładką singla i samym tekstem piosenki. BBC zakazało więc emisji "Relax", chociaż ciągle grały go prywatne stacje. Wtedy ludzie zainteresowali się, co też budzi takie wielkie kontrowersje i utwór błyskawicznie trafił do pierwszej piątki najpopularniejszych singli w Wielkiej Brytanii. Kiedy członkowie Frankie Goes to Hollywood byli pytani o znaczenie piosenki, odpowiadali, że to tekst o motywacji. Wielu fanów dostrzegło w utworze silne aluzje, które zespół potwierdził jako zamierzone, choć symboliczne, po latach.
The Beatles "Lucy in the Sky with Diamonds"
Legendarna czwórka z Liverpoolu podpadła strażnikom moralności dwoma utworami. "A Day in the Life" i właśnie "Lucy in the Sky with Diamonds" były dla krytyków zespołu jawną zachętą do zażywania nielegalnych substancji. "Lucy in the Sky with Diamonds" oberwało się mocniej, ze względu na tytuł, w którym niektórzy od razu dostrzegli nawiązanie do LSD. The Beatles tłumaczyli, że to absurdalne oskarżenia, ale wyjaśnienia na nic się nie zdały. John Lennon wspominał, że kiedy jego syn Julian Lennon pokazał mu rysunek, który właśnie tak zatytułował, muzyk się wzruszył i postanowił szybko napisać piosenkę. Tekst zainspirowała z kolei książka "Alicja w krainie czarów", co może tłumaczyć "baśniowe" nawiązania. Lennon i McCartney wiele razy przekonywali, że utwór nie ma nic wspólnego z używkami, jednak fani, a tym bardziej antyfani grupy, wiedzieli swoje. Nie pomogło również to, że Paul przyznał się do zażywania LSD.
Jane Birkin & Serge Gainsbourg "Je T’aime... Moi Non Plus"
Konserwatyści nie znosili tej piosenki, do tego wodą na młyn były dla nich same okoliczności powstania utworu. Pod koniec lat 60. Serge Gainsbourg zakochał się w młodej aktorce Brigitte Bardot. Nic dziwnego, bo artystka zauroczyła wtedy mniej więcej pół Francji. Kompozytor postanowił zaprosić młodą gwiazdę na randkę i wcale nie przeszkadzało mu to, że Brigitte miała męża. Jej chyba też niekoniecznie, bo para spotkała się na kolacji, ale trudno było zaliczyć tę randkę do udanych. Następnego dnia Bardot zadzwoniła do Serge’a i zażądała zadośćuczynienia. Jakiego? Artysta miał napisać najpiękniejszą piosenkę, jaką tylko da radę. Tak powstało "Je T’aime... Moi Non Plus". Para na dobre rozpoczęła romans, który wywołał skandal, pisały o nim wszystkie francuskie gazety. Brigitte przeraziła ta sytuacja. Aktorka poprosiła, żeby Gainsbourg nie wydawał utworu, bo to tylko pogorszyłoby sytuację. W 1969 roku Serge miał już jednak nową dziewczynę i stwierdził, że piosenka jest zbyt dobra, żeby leżała w szufladzie.
Artysta nagrał więc singel z Jane Birkin. Utwór wywołał skandal nawet poza Francją, w której stacje radiowe grały go tylko w nocy. Intencje utworu były zrozumiałe nawet bez bezpośredniego tłumaczenia, chociaż sami autorzy uważali, że oburzenie jest zdecydowanie przesadzone. Piosenka podpadła nawet Watykanowi, co tylko pomogło zrobić z niej jeszcze większy przebój. Jak wspominała Jane Birkin, Gainsbourg uważał papieża za swojego "najlepszego specjalistę od promocji".
Nine Inch Nails "Closer"
To, co Serge Gainsbourg i Jane Birkin próbowali ubrać w raczej subtelną otoczkę, Trent Reznor przekazał w swoim stylu, czyli... mało subtelnie. Co prawda piosenka opowiada o obsesji i nienawidzeniu siebie, ale jawne seksualne nawiązania w refrenie nie umknęły uwadze bardziej konserwatywnych słuchaczy. Nawet jeśli ktoś nie wsłuchiwał się w sam tekst utworu, to już teledysk, który w nieocenzurowanej wersji miał szansę na emisję w telewizji tylko w nocy, rozwiewał wszelkie wątpliwości. Oczywiście singel wywołał spore kontrowersje, ale w przeciwieństwie do wielu innych skandalizujących piosenek pojawiał się w radiu. Alternatywne stacje nie miały większego problemu z tekstem. Kontrowersje tylko pomogły w promocji, a "Closer" stało się dzięki nim jednym z największych przebojów Nine Inch Nails.
Eminem "Stan"
Eminem ma na koncie wiele utworów, które nie spodobały się albo cenzurze, albo kolegom po fachu, albo obrońcom moralności. "Stan" wywołał jednak spore emocje przede wszystkim dlatego, że singel stał się wielkim przebojem. Piosenka opowiada o fanie, który ma obsesję na punkcie rapera. Zna wszystkie teksty muzyka na pamięć i traktuje go jako swojego życiowego przewodnika. Cały utwór to wiadomość od Stana dla Eminema. Fan opisuje swoje problemy, a potem opowiada, że właśnie jedzie autem autostradą. Nie sam. Popił duże ilości leków alkoholem, a potem, po awanturze, zapakował swoją ciężarną dziewczynę do bagażnika i liczy na to, że kobieta się tam udusi. Stan nie kończy jednak wiadomości, bo auto spada z mostu do rzeki.
Piosence towarzyszy teledysk, który dosłownie krok po kroku pokazuje tę historię. I klip, i sam utwór, zostały ocenzurowane. Krzyki oraz sceny ze związaną Dido w bagażniku zostały wycięte z teledysku, a z samego tekstu zniknęły między innymi siłowa o poderżnięciu gardła. To jeszcze bardziej zachęciło wiele osób do przesłuchania pełnej wersji. Nawet "ugrzecznione" wydanie singla budziło kontrowersje, co nie przeszkodziło piosence stać się jednym z najpopularniejszych utworów na świecie w 2001 roku, a przy okazji jednym z największych przebojów Eminema.
Slayer "Angel of Death"
To nie jest grupa, której piosenki pojawiają się w popularnych stacjach radiowych z popowymi przebojami albo która zagrałaby swój najnowszy utwór w telewizyjnej śniadaniówce. Dotarcie przeciętnego słuchacza do "Angel of Death" nie było więc wcale takie proste, ale kawałek i tak wywołał skandal. Tytułowy "anioł śmierci" to pseudonim Josefa Mengele, lekarza i zbrodniarza wojennego, który przeprowadzał okrutne eksperymenty medyczne na więźniach obozów koncentracyjnych, przede wszystkim Auschwitz. Członkowie zespołu chcieli opowiedzieć historię okrucieństwa, ale sprowadziło to na nich spore kłopoty. Przede wszystkim niektórzy uznali, że Slayer gloryfikuje nazistów. Oburzeni utworem byli między innymi byli więźniowie obozów oraz ich rodziny. Grupa próbowała wyjaśniać, że jej intencje były zupełnie inne, ale to nie pomogło. Wytwórnia płytowa z powodu afery zrezygnowała z wydania albumu "Reign in Blood", przez co muzycy musieli szukać nowej firmy. Artyści jeszcze wiele razy w różnych wywiadach tłumaczyli się z "Angel of Death" i minęło parę lat, zanim emocje wokół piosenki opadły.
Madonna "Like a Prayer"
Madonna i kontrowersje to od lat stały zestaw. Artystka śmiała się nawet, że niezależnie od tego, co zrobi, niektórzy automatycznie będą oburzeni, nawet bez powodu. W przypadku "Like a Prayer" trudno jednak mówić o braku powodów, bo wokalistka dobrze wiedziała, co robi. Połączenie religijnych motywów i seksualnych podtekstów nie mogło się skończyć inaczej niż skandalem. Madonna kocha kontrowersje, za to nie lubi półśrodków, więc utworowi towarzyszył też teledysk, który nie mógł przejść bez echa. Zabójstwo, kościół, pocałunki ze świętym i płonące krzyże - wokalistka była zachwycona, a religijni konserwatyści niemal dostawali zawału na samą myśl o scenach z klipu.
Piosenka została też użyta w reklamie popularnego napoju, więc nie było szans, żeby ludzie jej gdzieś nie usłyszeli, a im głośniej było o utworze, tym większe były protesty. Wiele stacji telewizyjnych zakazało emisji teledysku, gorliwi chrześcijanie grozili bojkotem napoju, w sprawę zaangażował się nawet papież, który z kolei namawiał do bojkotowania Madonny. Wokalistka jest dzisiaj jedną z najpopularniejszych artystek na świecie, więc sami się domyślacie, jakie były efekty tych protestów. Piosenkarka podsumowała sprawę krótko: "Sztuka powinna być kontrowersyjna i tyle w temacie".
The Prodigy "Smack My B... Up"
"Szkodliwa, zwłaszcza dla dzieci" - organizacje broniące praw kobiet nie miały litości dla tej piosenki. Dla wielu osób to najbardziej skandalizujący utwór ostatnich kilkudziesięciu lat, mimo że zamieszanie wokół innych singli było pewnie znacznie większe niż w przypadku kawałka The Prodigy. Krytycy tego przeboju tłumaczyli, że "Smack My B... Up" promuje przemoc domową i mizoginię. Wiele stacji radiowych nie chciało grać piosenki, a te, które to robiły, często wybierały... wersję bez tekstu. Problem z utworem miały też telewizje, którym nie spodobały się nie tylko słowa, ale też to, że tytuł trzeba będzie wyświetlać na ekranie. Nie pomógł również teledysk, którego bohater najpierw zażywa nielegalne substancje, a potem rusza na podbój klubu.
Nawet Beastie Boys byli zdegustowani i zaapelowali do muzyków The Prodigy, żeby odwołali występ na słynnym festiwalu Reading. Jak sam zespół zareagował na aferę wokół singla? Artyści stwierdzili, że zostali źle zrozumiani i wcale nie chodziło o przemoc, lecz o "intensywne przeżywanie wszystkiego". Muzycy nie ukrywali jednak, że afera wokół singla bardzo pomogła w jego sprzedaży.
Robin Thicke feat. T.I. & Pharrell Williams "Blurred Lines"
Ten przypadek to prawdziwa kumulacja skandali. Artystom zarzucono, że zbyt mocno zainspirowali się utworem Marvina Gaye'a "Got to Give It Up". Sprawa trafiła do sądu, a efekt był taki, że Gaye widnieje dzisiaj jako współtwórca piosenki. Gdyby tylko na tym się skończyło, Robin Thicke, Pharrell Williams i T.I. byliby pewnie szczęśliwi. Kontrowersje wywołał jednak teledysk z udziałem półnagich modelek, między innymi Emily Ratajkowski, a kroplą, która przelała czarę goryczy, okazał się tekst "Blurred Lines". Tekst piosenki i teledysk wywołały ostrą debatę na temat sposobu przedstawiania relacji międzyludzkich i percepcji kobiet w mediach. "Wiem, że tego chcesz" wyśpiewywane do wesołych, tanecznych dźwięków, wywołało oburzenie, którego muzycy nie przewidzieli. To oczywiście nie przeszkodziło piosence stać się przebojem, a klipowi - internetowym viralem. Pharrell przyznał po latach, że dopiero później dotarło do niego, dlaczego utwór wywołał skandal. Wcześniej muzyk sądził, że to niewinna piosenka, która "podoba się kobietom, bo przemawia do nich jej energia". Również po latach odezwała się Emily Ratajkowski, która kiedyś broniła produkcji. Modelka w swoich wspomnieniach napisała, że na planie klipu czuła się molestowana przez Thicke, co wywołało dodatkowe kontrowersje.