Nikt nie chciał marnować na niego pieniędzy. Dziś hit "I'm Too Sexy" zna cały świat
Zaczęło się od niewinnego żartu, skończyło się wielkim przebojem. Grupa Right Said Fred zrobiła furorę na świecie dzięki piosence "I'm Too Sexy”, chociaż trzeba przyznać, że nie wszyscy zrozumieli ironię w tekście. Przedstawiciele wytwórni płytowych i agent zespołu nawet się nie uśmiechnęli po przesłuchaniu utworu, chyba że liczymy kurtuazyjny uśmiech przy wypowiadaniu klasycznego: "Dziękujemy, zadzwonimy do państwa". Muzycy usłyszeli też, że szkoda ich pieniędzy na profesjonalne nagranie, bo to się nigdy nie uda. Nie uwierzyli - i to był ich największy sukces.
Niewiele jest zespołów, które musiały mówić "Nie, to wcale nie tak" równie często jak Right Said Fred. Połowa świata była na przykład przekonana, że grupę tworzyły tylko dwie osoby. Fakt, dzisiaj to duet - bo formacja nadal działa - ale przez siedem lat, właśnie w czasie największych sukcesów, grał tam również gitarzysta Rob Manzoli. Niektórzy nieźle się też zdziwili, kiedy okazało się, że dwaj najbardziej charakterystyczni muzycy (sorry, Rob) to bracia: Fred Fairbrass i Richard Fairbrass.
To nie koniec niespodzianek. Right Said Fred może i sprawiali wrażenie przypadkowych chłopaków, którzy tworzą bezpretensjonalny pop, ale to profesjonalni, do tego świetni muzycy. Fred grywał na gitarze z innymi artystami i pojawił się między innymi w filmie Boba Dylana "Hearts of Fire". Wokalista Richard był natomiast wziętym basistą, którego na sesje zatrudniali na przykład Boy George, David Bowie i Mick Jagger. Zaskoczeni? W takim razie jeszcze jeden smaczek: przed Right Said Fred bracia działali w zespole The Actors, który supportował takie legendy jak Suicide i Joy Division. Nieźle, prawda? Kiedy muzycy poszli "na swoje", wybrali nazwę Right Said Fred, bo zainspirowali się przebojem Bernarda Cribbinsa z lat 60., a skoro w zespole był Fred, to aż się prosiło o skorzystanie z okazji.
Ambitne piosenki? Do kosza!
"I’m Too Sexy" było pierwszym singlem zespołu, do tego z debiutanckiej płyty. Największy przebój w karierze na sam początek działalności? Dla jednych to jak wygrana na loterii, dla innych przekleństwo. Muzycy Right Said Fred mieli to szczęście, że byli już doświadczeni w branży, więc wiedzieli, ile trzeba się napracować, żeby cokolwiek osiągnąć. Nawet jeśli mieliby na zawsze zostać "kolesiami od 'I'm Too Sexy'", nie mieli z tym problemu. Skoro mowa o pracy, to pod koniec lat 80. bracia wyjechali do Nowego Jorku. Próbowali przebić się ze swoją muzyką, ale też "normalnie" pracowali: Richard w klubie, a Fred w firmie odzieżowej.
W Stanach muzycy często chodzili na imprezy, więc spotykali ludzi z branży i nasłuchali się historii o zniszczonych karierach, fatalnych współpracownikach oraz zmarnowanych okazjach. Fairbrassowie wrócili do Londynu z nowym podejściem do życia. Ambitne piosenki? Nikt nie będzie tego słuchać. Bracia wyrzucili do kosza wszystko, co do tej pory napisali, rozpoczęli też nowy rozdział w życiu, właśnie pod szyldem Right Said Fred. Robowi, swojemu gitarzyście powiedzieli wprost, że sporo już w życiu przeszli i potrzebują nowego początku. Czegoś świeżego, nieskomplikowanego i chwytliwego.
Siłownia pełna narcyzów
Richard i Fred wspominali, że za oceanem spotkali wielu narcyzów, ludzi, którzy najbardziej na świecie kochali siebie, a potem uwielbienie w oczach innych. Kiedy muzycy wrócili do Europy, okazało się, że trafili z deszczu pod rynnę. Bracia prowadzili siłownię w Londynie i na co dzień obserwowali ludzi, których najbardziej interesował nie sprzęt w sali, lecz wielkie lustra. Artyści nawet czasem nabijali się z bywalców obiektu, którzy potrafili spędzać pół treningu wyłącznie na napinaniu mięśni i podziwianiu swojego odbicia. To między innymi o nich jest "I'm Too Sexy".
Muzycy w ciągu dnia trenowali ludzi, a po godzinach cały czas próbowali coś zdziałać na scenie. W końcu skontaktowali się z klawiszowcem i specjalistą od sprzętu Brianem Pugsleyem. To on miał tchnąć w muzykę zespołu nową energię i pomóc artystom zamienić gitary akustyczne na coś nowocześniejszego. Right Said Fred przyszli pewnego dnia do Briana z pierwszą piosenką, "Heaven", która opierała się na mocnej linii basu. Ekipa siedziała, rozmawiała, a dla rozluźnienia wszyscy wypili po kilka drinków. Richard zaczął wtedy spacerować po domu producenta i natknął się na wielką garderobę ze starymi ubraniami oraz wielkim lustrem.
W pomieszczeniu było akurat bardzo ciepło, więc muzyk, dla żartu, zdjął koszulkę, zaczął przeglądać się w lustrze, zupełnie jak klienci siłowni i rzucił "I’m too sexy for my shirt". Tekst idealnie pasował do linii basu, z którą grupa przyszła do Briana. Wszyscy zaczęli się śmiać, ale po chwili stwierdzili, że to może być fajny pomysł na piosenkę. Nawet początkowo zdystansowany do pomysłu Fred, dał się przekonać. Zresztą muzyk, który akurat w tamtym czasie spotykał się z modelką, sam podrzucił linijkę "I'm a model". Panowie wiedzieli już, co chcą zrobić, w którą stronę pójść, brakowało tylko reszty tekstu, który ekipa tworzyła jeszcze przez kilka tygodni. Miało być prosto, zabawnie i uniwersalnie, żeby w każdym miejscu na świecie piosenka była zrozumiała.
Studio bez światła i ogrzewania
Utwór trzeba było jeszcze nagrać w profesjonalnym studiu. Muzycy znaleźli miejsce, które oficjalnie było w likwidacji, ale kilka banknotów dla realizatora, który pilnował miejsca, załatwiło sprawę. Inżynier dźwięku wpuścił artystów do budynku na noc, ale oczywiście oficjalnie nikt nie mógł tam przebywać, więc sesja odbyła się... po ciemku, żeby przypadkiem nikt z zewnątrz nie zauważył świateł w oknach. Muzycy zapamiętali też, że w pomieszczeniach było bardzo zimno, bo nie mogli włączać ogrzewania. Spartańskie warunki, ale czego się nie robi dla sztuki, prawda?
Po sesji zespół był już przekonany, że ma przebój. Nieco mniej przekonani byli przedstawiciele rynku muzycznego. Każda wytwórnia odpowiadała "Nie, to się nie sprawdzi". Jedna z nich nawet przysłała artystom faks z informacją, że "to okropny utwór i nikt go nie zagra". Agent grupy natomiast podziękował za współpracę. Piosenkę doceniły właściwie tylko dwie osoby. Recepcjonistka jednego ze studiów nagraniowych w Londynie, która była świeżo upieczoną absolwentką szkoły średniej, przypadkiem usłyszała utwór i natychmiast powiedziała muzykom, że to będzie hit.
Drugą postacią okazał się Guy Holmes, specjalista od promocji muzyki w radiu. Co prawda Guy szybko wyłączył piosenkę przy pierwszym przesłuchaniu, ale kiedy pasażerki jego auta od razu zaczęły powtarzać tekst, zorientował się, że to nie jest tylko kolejny przeciętny kawałek. "I'm Too Sexy" trafiło do radia, odważny DJ zagrał singel jako pierwszy i w stacji natychmiast rozdzwoniły się telefony. Słuchacze chcieli powtórki piosenki. Nic dziwnego, że utwór zdobył popularność, a wkrótce Right Said Fred mieli numer jeden na listach przebojów w ponad 30 krajach. Najlepsze jest to, że nadal nie mieli kontraktu płytowego, bo przecież wszystkie firmy im wcześniej odmówiły.
Zespół był w szoku. Oczywiście muzycy wiedzieli, że mają przebojową piosenkę, ale nie spodziewali się aż takiego sukcesu. Kiedy grupa pojechała do Stanów Zjednoczonych na koncerty, a przede wszystkim po to, żeby się wypromować, "I'm Too Sexy" było tam już takim hitem, że żadna promocja nie była właściwie potrzebna. Richard, Fred i Rob stali się gwiazdami. Wokalista zdradził "The Guardian": "Kiedy mieliśmy numer jeden w USA, Madonna powiedziała, że chciałaby pójść ze mną do łóżka. Nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy, ale muszę powiedzieć, że ma świetny gust". "I'm Too Sexy" nie tylko zapewniło zespołowi najlepszy start na scenie, jaki tylko można sobie wymarzyć. Singel stał się też elementem popkultury. Uczniowie amerykańskich szkół nawet nosili koszulki z napisem "I'm too sexy for school". Nie wspominając już o sytuacjach takich jak ta z baru w Teksasie: grupka dziewczyn rzuciła się na jednego z gości, kiedy po ośmiu godzinach chciał zmienić teledysk na jakiś inny. Ten mężczyzna akurat fanem grupy chyba nie został.
Co łączy Right Said Fred, Jimiego Hendrixa i Taylor Swift?
Wiedzieliście, że swój udział w "I'm Too Sexy" miał nawet Jimi Hendrix? To nie żart. Rob Manzoli zagrał w singlu fragment riffu z piosenki Hendrixa "Third Stone from the Sun". Spadkobiercy legendarnego gitarzysty ponoć bez problemu wyrazili zgodę. Historia kołem się toczy, więc muzyka Right Said Fred też pojawiła się w cudzym utworze. Taylor Swift wykorzystała "I’m Too Sexy" w przeboju "Look What You Made Me Do". Muzycy do końca nie wiedzieli, o czyją piosenkę chodzi. Zespół dostał prośbę o użyczenie fragmentu utworu i zdawkową informację, że zależy na tym pewnej dużej gwieździe pop. Right Said Fred domyślali się, że być może jest to Taylor, ale efekty usłyszeli dopiero pewnego ranka w radiu. Muzycy świetnie wspominają współpracę z ekipą Swift, od której dostali podziękowania, a nawet kwiaty. Nie wspominając już o tym, że Right Said Fred zyskali dzięki wokalistce nowych fanów. Jak to dobrze, że akurat nie byli "Too sexy for Taylor".