Kuba Szmajkowski: Od zawsze to właśnie pop był w moim sercu [WYWIAD]

Kuba Szmajkowski wygrał program "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" /Gałązka /AKPA

Odkryciem nazywano go już niejednokrotnie. Najpierw w programie "The Voice Kids", teraz w "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". Po drodze były również preselekcje do Eurowizji. Kuba Szmajkowski idzie za ciosem. Niedawno wydał nowy singel "Running With Lightning" we współpracy ze szwedzkim artystą.

Damian Westfal: Gratulacje! Jesteśmy po finale 19. edycji programu "TTBZ", który zwyciężyłeś jako George Michael. Emocje już opadły?

Kuba Szmajkowski: Już doszedłem do siebie, ale na pewno nie spodziewałem się takiego obrotu spraw i czuję się mile zaskoczony i wyróżniony. Tym bardziej, że nigdy nie próbowałem naśladować innych głosów, było mi to totalnie obce. Śpiewam po prostu jako Kuba i na scenie też zawsze jestem sobą. Nigdy nie dowiedziałem się tyle na temat interpretacji utworów. Ten program pokazał mi jednak nowe horyzonty, pomógł poznać siebie z innej strony: jako człowieka, ale i artystę. Dziś śmiało mogę przyznać, że dotychczas była to najlepsza przygoda w moim życiu.

Reklama

Przed finałem tryumfowałeś dwukrotnie w tym programie. Zdziwiłem się jednak, gdy najsłabiej został oceniony twój występ jako sanah. Śpiewałeś wtedy gatunek muzyczny, w którym czujesz się najlepiej. Co zaważyło o tym wyniku?

- To była dla mnie sytuacja absurdalna i myślę, że jurorzy poczuli, że nie czuję się komfortowo. Musiałem wystąpić w sukni ślubnej i pamiętam, że jak miałem próby, to ze śmiechu nie byłem w stanie zaśpiewać całego utworu. Dodatkowo inni uczestnicy siedzieli na widowni i rozśmieszali mnie. Bałem się, że stres i adrenalina nie pozwolą mi się skupić i nie będę w stanie zaśpiewać. To była najbardziej zabawna postać, jaką przyszło mi odegrać.

A ulubiona?

Z pewnością Billie Eilish i Phil Collins.

Myślałem, że nie polubiłeś się z Billie.

- Jestem osobą, która zamiata pod dywan negatywne emocje. Kiedy coś złego dzieje się w moim życiu, nie pokazuję tego i idę dalej, bo nie mam czasu na zastanawianie, analizowanie i rozgrzebywanie sytuacji, które mnie tylko dołują. Jestem pozytywny, czasem aż za bardzo. Tutaj nie dało się inaczej i musiałem wejść w głębie tych wszystkich przeżyć, które Billie opisała w tekście piosenki, i tym samym rozdrapać własne blizny. Wymagało to u mnie konkretnej zmiany nastroju. Potem przez tydzień albo i dłużej byłem w dołku. Ale jak widać występ widowni i jurorom się spodobał, wiec kolejny raz los pokazuje, że te najprawdziwsze emocje zawsze zadziałają na odbiorcę najbardziej. Był to bardzo emocjonalny utwór i myślę, że gdybym nie znalazł w sobie tego smutku, to po prostu to by się nie udało.

Czyli jesteś optymistą?

- Tak. I nie chcę tego zmieniać, ale czasem w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy coś się nie udaje i wówczas musi przez to po prostu przejść. Wtedy powinien dać sobie moment wytchnienia, a ja czasem sobie tego wytchnienia emocjonalnego nie daję. Bo po prostu idę dalej, działam z innymi rzeczami i odwracam swoją uwagę. Ma to też swoje dobre strony, ale warto dopuszczać do siebie inne emocje, które niekoniecznie są pozytywne. Ważny jest balans - mieszkam na wsi i to też mi pomaga odpocząć od zgiełku i ciągłego biegu. Kocham ludzi, ale super jest mieć swoją przestrzeń, w której się zamykasz i spędzasz ten czas samemu.

Czyli na przykład z Adele ci nie po drodze?

- To wspaniała piosenkarka, ale nie słucham jej w ogóle. Przez to, że jestem pozytywny, nie słucham takiej muzyki na co dzień. W żaden sposób mnie nie motywuje, bo żeby wstać z łóżka, potrzebuję swojego ulubionego utworu, który daje mi energię. Bardzo rzadko słucham smutnych piosenek, bo nie mam takiej natury depresyjnej, melancholijnej. Choć program poszerzył mi te horyzonty i polubiłem też te wolniejsze piosenki i nawet niektóre dodałem do swojej setlisty na koncerty, na przykład "Against All Odds (Take a Look at Me Now)" Phila Collinsa. Nie każdy mój utwór musi być "pod nóżkę". Nie trzeba być cały czas wesołym, ma się różne dni i nastroje, a muzyka przychodzi nam z pomocą.

Masz niedosyt po programie? Przed startem tej edycji mówiłeś, że chciałbyś wykonać jakąś piosenkę eurowizyjną albo w stylu latino.

- Z latino rzeczywiście się nie udało, ale z Eurowizji był za to Måneskin, choć inny utwór. Dobrze, jak jest lekki niedosyt. Uważam to za zdrowe i lepsze niż mieć przesyt. Może jeszcze kiedyś będzie okazja zaśpiewać na tej scenie. Nie udało mi się też wcielić w Edytę Górniak. To mogłoby być zabawne.

W twojej rodzinie muzyka jest obecna? Wiem, że twój tata też lubi śpiewać.

- Moja rodzina nie jest muzykalna. Bardziej babcie śpiewają, z pasji. Tata natomiast lubi piosenki, które można usłyszeć na weselach. Jak byłem dzieckiem, to rodzice często mnie zabierali na wesela. Siłą rzeczy znam parę weselnych hitów, bo mam przypadłość, że cokolwiek posłucham, to od razu to nucę, powtarzam i szybko zapamiętuję, nieważne co by to nie było. Jednak taki klimat nie jest moim klimatem. Choć przyznam, że z tego rodzaju muzyki jestem fanem Teresy Werner. Kiedyś może uda mi się z nią wystąpić na jednej scenie.

I co byście razem zaśpiewali, gdyby doszło do spotkania?

- Ustąpiłbym jej i zaśpiewał jakąś jej piosenkę. Jednak słucham na co dzień popu i nie wyobrażam sobie tworzyć innego gatunku - chociaż na ten moment. Od zawsze to właśnie pop był w moim sercu.

Stworzysz kiedyś balladę?

- Nie zamykam się. Próbuję nowych rzeczy, odkrywam siebie. Do tego wniosku pomógł mi dojść program "TTBZ", bo zauważyłem, że te postaci, których bym się w życiu nie podjął i uważałbym wewnętrznie, że nie uda się ich odtworzyć, wyszły całkiem dobrze.

Program wygrałeś jako George Michael. Będzie twoja wersja "Last Christmas"?

- Bardzo bym chciał wystąpić z tym utworem. I dodatkowo przebrany za George'a - to byłoby super. Może na jakimś koncercie kolędowym, świątecznym...

W tym samym dniu, co finał programu, mogliśmy odsłuchać twój nowy singel w duecie z LIAMOO.

- Kocham Konkurs Piosenki Eurowizji i pamiętam, że oglądałem Melodifestivalen, czyli szwedzki odpowiednik preselekcji do konkursu Eurowizji. Wielokrotnie kibicowałem właśnie LIAMOO, a tu nagle mieliśmy okazję nagrać wspólnie nasz najnowszy singel "Running With Lightning", którego współtwórcą jest też współtwórca zwycięskiego "Tattoo" Loreen. Bardzo się cieszę, że mogę uczestniczyć w takich projektach, z tak ogromnymi nazwiskami, bo to jest naprawdę budujące.

Z której strony wyszła propozycja współpracy?

- Z obu. Zdarzyło się tak, że mój management zapoznał mnie z LIAMOO i stwierdziliśmy, że fajnie by było wydać wspólny numer.

Dwukrotnie brałeś udział w polskich preselekcjach do Eurowizji. Będziesz jeszcze walczył?

- Bardzo chcę, ale mam dopiero 21 lat, więc nigdzie mi się nie spieszy. Mogę jeszcze poczekać i przygotować taki utwór, którego będę już na 100% pewny. Nie raz przekonałem się, że na rzeczy, na które czekamy, nie wydarzyły się w momencie, w którym ich pragnęliśmy najbardziej, a zdarzyły się w momencie, w którym byśmy się ich nie spodziewali. I w dodatku uderzają z podwójną siłą. Tak było w przypadku programu "TTBZ". Ten moment okazał się po prostu odpowiedni dla mnie. Każdy ma swój etap rozwoju. Ale na pewno kiedyś uda mi się stanąć na eurowizyjnej scenie.

Jak tam twój taniec? Opowiadałeś kiedyś, że chciałbyś się nauczyć tańczyć.

- Odłożyłem te plany na chwilę na bok. Priorytetem jest dla mnie teraz muzyka, wydanie nowych utworów i promocja ich. Zależy mi teraz na tym, żeby dużo się działo i muzycznie, i koncertowo. Ale nie ukrywam - ostatnio pomyślałem, że ciekawa byłaby propozycja udziału w programie "Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami". Jeżeli przyjdzie taki moment, żeby pochwalić się inną umiejętnością, na przykład tańcem, będę się zastanawiał. To byłoby wspaniałe, gdyby widzowie i moi fani mogli mnie jeszcze bliżej poznać, z wielu stron. Nie tylko tej muzycznej, ale i tanecznej. Ćwiczyłem kiedyś hip-hop i wykonywałem choreografie do swoich własnych występów na scenie. Ale jestem ciekawy, bo nigdy nie był mi bliski taniec towarzyski i chętnie bym spróbował.

Na polskim rynku muzycznym działasz solowo ponad dwa lata. Na koncie masz już parę singli. Kiedy album?

- Jeżeli miałbym wydawać jakiś album, to chciałbym w jakimś konkretnym stylu. A ja cały czas szukam jeszcze siebie. Jeżeli miałbym zbierać materiał na projekt płytowy, to wolałbym, żeby to był jednolity, spójny kierunek. Liczę, że uda mi się to uzyskać w najbliższym czasie. Powiem ci szczerze, że jak ktoś mnie pytał o marzenia, to miałem ich wiele, ale na tej liście nigdy nie było wydanie albumu. Nie wiem dlaczego. To musi być fajna rzecz, ale to nie jest mój wyznacznik do spełnienia zawodowego albo bycia artystą.

To jakie marzenia są na liście Kuby Szmajkowskiego?

- Oprócz Eurowizji - dużo koncertów, dużo muzyki. Po tym sezonie przydałyby się jakieś wakacje. Może Zanzibar, Madagaskar. Lubię ciepło. Można się domyślić tego po mojej piosence "Pocałunek Słońca" - idea zrodziła się, kiedy uświadomiłem sobie, że nikt na ten moment nie jest mi potrzebny do pełni życia i szczęścia. Cieszę się, że doszedłem do takiego momentu w swoim życiu, w którym zrozumiałem, że moje szczęście jest zależne głównie ode mnie. Życie bywa przewrotne. Czasem można się zakochać, a czasem można się odkochać. O tym też jest ten singel. Kiedy nad nim pracowaliśmy było mi po prostu dobrze, jako singlowi. Do tej pory jest.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kuba Szmajkowski | wywiad
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama