Reklama

Justyna Steczkowska: Zmianę trzeba zaczynać od siebie [WYWIAD]

To intensywny czas dla jednej z najbardziej charakterystycznych polskich piosenkarek. Promuje swoje najnowsze wydawnictwo "Steczkowska/Demarczyk", cały czas wydaje nową muzykę, ubiega się o udział w Konkursie Piosenki Eurowizji 2024. Justyna Steczkowska opowiedziała nam o swojej nowej muzyce, planach, festiwalu.

To intensywny czas dla jednej z najbardziej charakterystycznych polskich piosenkarek. Promuje swoje najnowsze wydawnictwo "Steczkowska/Demarczyk", cały czas wydaje nową muzykę, ubiega się o udział w Konkursie Piosenki Eurowizji 2024. Justyna Steczkowska opowiedziała nam o swojej nowej muzyce, planach, festiwalu.
Justyna Steczkowska szykuje się na Eurowizję 2024 /AKPA

Damian Westfal, Interia: Dzień dobry w Nowym Roku! Jak minęła pani sylwestrowa noc?

Justyna Steczkowska: - Pracowicie. Bawiliśmy się wspólnie z widzami przy nowej wersji "Dziewczyny Szamana", którą zaaranżował mój syn, oprócz tego "Carpe Diem" w połączeniu z "Motion", czyli piosenką dotąd niepublikowaną nigdzie. Zaśpiewałam też po raz pierwszy moją propozycję na tegoroczny Konkurs Eurowizji - "WITCH-ER Tarohoro" (posłuchaj!).

Reklama

Chciałbym zapytać najpierw o utwór "Carpe Diem", bo to nie tylko piosenka, ale pani filozofia życia.

- Rzeczywiście tak jest. Carpe Diem, czyli chwytaj dzień. Wczoraj już było, jutra nie znamy. Wszystko, co nam pozostaje, to jest tylko tu i teraz.

Śpiewa pani w tej piosence "mijamy twarze wielu barw". Jakim kolorem pani by siebie opisała?

- Z pewnością byłoby to wiele kolorów zarówno w muzyce jak i życiu. Człowiek jest postacią wielobarwną i niezwykle emocjonalną. Emocje przynoszą nam w życiu wiele radości i piękna, bo poruszają nasze serce i duszę, co powoduje olbrzymie spektrum przeżyć i doświadczeń. Ale jeśli źle nimi zarządzamy i pozwalamy sobie na zbyt dużą ilość gniewu, złości, zazdrości, oceniania i wszystkich tych ciężkich odczuć, które w konsekwencji nie służą naszemu życiu, pochłaniają całą jego radość.

Ale pani potrafi oczyszczać się z tych trudnych emocji.

- Gdybym nie umiała, musiałbym już dawno ześwirować (śmiech).

Muzyka na pewno pomaga.

- Zawsze. Podobnie jak pasja. W moim przypadku muzyka jest moją pasją, nie tylko zawodem, więc nie tylko pomaga mi w życiu, ale też koi rany, oczyszcza duszę, przynosi też dużo radości i szczęścia. Szczególnie koncertowanie i tworzenie jej.

Justyna Steczkowska i jej propozycja na Eurowizję 2024. "Pierwotna słowiańska siła"

W najnowszej piosence - "WITCH-ER Tarohoro" wraca pani do słowiańskich korzeni.

- Uważam, że to zjawiskowy utwór, aczkolwiek nietypowy. Ma w sobie pierwotną słowiańską siłę i jest charyzmatyczny. Inspiracją do stworzenia tego utworu, nad którym pracowałam razem z Hotelem Torino, był nasz słynny "Wiedźmin". Uważam, że to świetna książka i od początku byłam jej fanem. Myślę, że piosenka ma szansę być zauważona na Festiwalu Eurowizji, właśnie przez te wszystkie cechy, które wymieniłam powyżej. Osobiście dobrze czuję się w takich muzycznych klimatach i rozbudowanych muzycznych formach. Jeśli ktoś śledzi moją twórczość to doskonale to wie. Niektóre utwory z "Animy" i "Marii Magdaleny" to już raczej intrygujące muzyczne formy orkiestrowe, a nie tylko piosenki.

Mam wrażenie, że nowy utwór został bardzo pozytywnie przyjęty. Ma pani podobne odczucie?

- Tak, to prawda. Piosenka ma bardzo dobre recenzje nie tylko wśród moich fanów, ale też wśród fanów Eurowizji na świecie. Jestem im bardzo wdzięczna za ten pozytywny zastrzyk energii, bo chociaż wiem co robię i dokąd zmierzam, to odbiór muzyki przez moich fanów jest równie ważny jak moje własne odczucia.

Ciekawią mnie jeszcze użyte słowa w tej piosence - ani po polsku, ani po angielsku. To zabawa słowem, jakiś ludowy język...?

- To starosłowiańskie słowa mocy. "Tarohoro" jest energią miłości, pomaga w połączeniu ze sobą dwojga ludzi na ich drodze życia. Dodaje mocy, korzystnie wpływa na sytuacje. Często powtarzane przynosi pozytywne wibracje. Podobnie jak pozostałe słowa: "Jarga Drago Wese Trado Istra Wejar Valve Ladodeja"... To wszystko stare mantry, które niosą nam dobrą energię i zrozumienie. Moja ulubiona to "Trado", bo jest mantrą mistrzów o czystych sercach i umysłach. Śpiewanie lub słuchanie tej piosenki przynosi dużo dobrego i dodaje mocy. Po to właśnie te słowa zostały użyte w tej piosence.

Plotki o pani udziale w Eurowizji pojawiały się już parę razy przy okazji kolejnych edycji. Co tym razem zaważyło na decyzji, żeby jednak wziąć udział?

- To był impuls. Oglądałam przez ostatnie lata Eurowizję, ale nie myślałam o tym, żeby się tam wybrać. Aż w zeszłym roku, oglądając ten festiwal, poczułam że chcę to przeżyć raz jeszcze. To bardzo dobry telewizyjny show zrobiony z dużym rozmachem. A ja to kocham. W XXI wieku muzyka to też wizualna koncepcja tego co chcesz przekazać swoim słuchaczom.

Są jakieś oczekiwania?

- W moim wieku nie mam już zbyt wielu oczekiwań. Po prostu liczę, że przyniesie mi to dużo radości i wszystkim tym, którzy przy tym pracują. Im mniej mamy oczekiwań, tym więcej radości przynosi nam życie. Taka rada dla młodych: cieszy bardziej droga niż sukces. To, co nas nakręca to jest właśnie droga, którą podążamy w stronę jakiegoś punktu w życiu. Ale jak już tam dojdziemy, to co dalej? Trzeba znowu wyruszyć w drogę. Jedyną stałą we wszechświecie jest ruch. On napędza życie, rozwój i kreatywność, ekspansję ludzkiej istoty.

Ostatnio skręca pani w kierunku muzyki klubowej i popu.

- Nagrywałam już wcześniej takie piosenki. Pop i muzyka klubowa w mojej dyskografii były już obecne. Między innymi płyta "Maria Magdalena". Klubowy klimat, ale bardziej do odczuwania głębszych emocji niż tylko tańca. To płyta o podróży duszy i człowieku w kontekście wszechświata. Uważam, że jest bardzo dojrzała i piękna. Wielu ludziom pomogła przetrwać trudne chwile i odnaleźć sens bycia tutaj. Dobrze jest pamiętać o tym, że człowiek to nie tylko doskonale skonstruowana biologicznie maszyna, ale przede wszystkim podróżująca dusza, która za każdym razem zbiera nowe doświadczenia potrzebne jej do rozwoju i własnej ekspansji.

Wydaję mi się, że "Maria Magdalena" została trochę niedoceniona. Przeżyje jeszcze swój renesans?

- Ma pan rację. Też tak to czuję. Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze jej czas. Bo niesie ze sobą dużo dobrej energii i pięknych myśli. Może przyszłe pokolenia kiedyś do niej wrócą, posłuchają jej i odnajdą w niej coś dla siebie. Tym, którzy z niej skorzystali, bo poszukiwali odpowiedzi na wiele egzystencjonalnych pytań, na pewno przyniosła rozwiązanie wielu spraw. Jeśli nawet nie bezpośrednie to przynajmniej możliwość spojrzenia na siebie i swojej egzystencji tutaj w o wiele szerszym kontekście.

Justyna Steczkowska i jej poszukiwania

W swoim repertuarze ma pani między innymi płytę cygańską, hebrajską, a ostatnio wydała pani na CD i winylu również płytę "Steczkowska/Demarczyk". Skąd czerpie pani inspiracje?

- Każda płyta jest zarejestrowaniem mojej świadomości i poszukiwań w danym momencie życia, ale i też emocjonalnych potrzeb w wyrażaniu siebie w muzyce. Inspiracją jest dla mnie po prostu życie i moje własne poszukiwania muzycznej drogi. W moim przypadku muzyka służy mi przede wszystkim do rozwoju mnie samej. Z tego powodu też moje płyty są tak różnorodne i jest ich tak dużo. 17 wydanych albumów długogrających to naprawdę dużo. Mogę uczciwe powiedzieć, że świadczy to o mojej miłości do muzyki, a nie do bycia tylko Justyną Steczkowską, która bazuje tylko na tym, co już było. To jednak duża różnica.

Pop w pani wydaniu różni się trochę od tego, jaki można usłyszeć na przykład w radiu.

- Trochę tak... ale też na tym mi właśnie zależy. Zawsze do piosenek staram się znaleźć słowa, które w moim przekonaniu mają głębszy sens.

Nie powinienem pytać już o kolejny album, bo obecny wydała pani na końcówce zeszłego roku. Ale odważę się: są już plany na nowy?

- Zdradzę, że powoli powstaje, ale muszę mieć jeszcze chwilę czasu. Jeśli wyjdzie, to dopiero wiosną lub jesienią przyszłego roku, ale i tak nie wiem, czy uda mi się zrobić to wszystko w takim tempie. Niedawno co skończyłam projekt "Steczkowska/Demarczyk", który kosztował mnie dużo pracy. Jeśli ktoś jest fanem poezji śpiewanej i starej polskiej piosenki, to ta płyta jest naprawdę perełką. Zbierałam się do tego wiele lat, bo to jest bardzo trudne zadanie: technicznie i emocjonalnie. To ogrom pracy, dla wokalisty przede wszystkim. Tu z całego serca muszę podziękować Tomkowi Kukurbie i Dariuszowi Greli - wspaniałym krakowskim muzykom, z którymi produkowaliśmy muzycznie płytę "Steczkowska/Demarczyk". To oni są odpowiedzialni za te fantastyczne aranże starych piosenek, do których podeszli z olbrzymim szacunkiem do oryginału, ale tworząc nową, niepowtarzalną jakość.

Jaki byłby ten nowy album?

- Nie chcę dużo teraz deklarować, bo to cały czas powstaje w mojej głowie, ale to będzie zdecydowanie nowoczesny materiał. Parę piosenek już jest. Jeśli uda mi się wszystko spiąć, to przyszła płyta pójdzie mnie więcej w tę stronę, co moja propozycja na Eurowizję.

Jest pani także po trasie "Christmas Time" z Royal Concert. Jak minęły święta?

- Ciepło, serdecznie, w rodzinnej atmosferze. Ale też muzycznie.

Muzycznie, czyli kolędowo. Domownicy mają wtedy prywatny koncert, czy raczej odpoczywa pani i pozwala im śpiewać?

- Kolędy są po to, żeby śpiewać je razem (śmiech), a święta po to, żeby miło spędzić czas z rodziną i odpocząć od pracy, a nie popisywać się śpiewaniem (śmiech).

W czym tkwi ten fenomen polskich kolęd, ale też zagranicznych piosenek świątecznych?

- W emocjach, jakie święta niosą. Kocham te klimaty: spędzanie świąt w rodzinnym gronie, z bliskimi, kiedy jesteśmy wszyscy razem. Moje dzieci w czasie świąt nie chcą nigdzie wyjeżdżać. Kiedyś zaproponowałam, żeby ten czas spędzić gdzieś w ciepłych krajach. Ale dla nich święta to zawsze dom. Podobnie było na tej świątecznej trasie koncertowej. Wszyscy się tam lubimy, szanujemy, śpiewamy razem. Szczególnie uwielbiam ten moment dzielenia się opłatkiem z publicznością. Jesteśmy wtedy po prostu ludźmi, serdecznymi dla siebie. Właśnie brak takiej prostoty, szacunku dla innych poglądów, serdeczności, zrozumienia powoduje tak strasznie dużo niepowodzeń i smutku. Zmianę trzeba zaczynać od siebie, więc staram się to robić każdego dnia. Przede wszystkim  nie oceniać i mieć szacunek i życzliwość do drugiego człowieka bez względu na poglądy religijne, polityczne, życiowe itd.

To może jakaś ulubiona kolęda?

- W zasadzie lubię wszystkie kolędy tak po prostu, bo są częścią naszej kultury. Ale też jest wiele pięknych, świątecznych piosenek. Moją ulubioną kolędą jest "Nie było miejsca dla Ciebie". Jest melancholijna, ale bardzo piękna i niesie ze sobą ważne przesłanie. Lubię też śpiewać z ludźmi "Cichą noc". A ze świątecznych piosenek "Mario, czy Ty wiesz".

Zdradzi pani plany na przyszły rok?

- Na pewno dużo będzie się działo muzycznie, zresztą jak co roku. Przez cały rok gramy koncerty. Już 27 stycznia w Teatrze Wielkim w Warszawie godz. 19:00 zaczynamy od koncertu "Steczkowska/Demarczyk". Następnego dnia w Gorzowie Wielkopolskim. Potem kolejne koncerty, a wiosną ruszamy w trasę z koncertami muzyki filmowej. Osobiście uwielbiam je. Są piękne, wzruszające, na bardzo wysokim poziomie artystycznym. Świetna orkiestra Royal Concert pod batutą Jose Maria Florencio oraz doskonały repertuar największych filmowych hitów wszech czasów. Wszystkie daty i miejsca koncertów można sprawdzić na stronie www.bilety.royalconcert.pl, bo jest tego tak dużo, że ja wszystkiego nie pamiętam (śmiech).

Ale w planach mam wydanie nowej płyty, co też wiąże się z trasą koncertową, aby pokazać ją światu. Poza tym zdradzę, że z Royal Concert wyruszamy w tym roku w bardzo fajną trasę koncertową pt. "Lata '90", czyli najlepsze muzyczne czasy po zmianie ustroju państwa, z którego w tamtym czasie wszyscy tak bardzo się cieszyliśmy. Pojawili się wtedy nowi artyści, nowi producenci, nowa fala w muzyce. Uważam, że lata 90. to cudowny okres dla polskiej muzyki. Trasa będzie przypomnieniem tych wszystkich, którzy w tamtych latach odnosili sukcesy na scenie.

Robi pani jakieś postanowienia na Nowy Rok?

- Chciałabym częściej wyjeżdżać na wakacje z moją rodziną, ale połapanie terminów naszej zapracowanej już teraz siódemki (dziewczyny naszych synów podróżują z nami) jest naprawdę trudne. Poza tym sama muszę mieć czas na kolejne warsztaty rozwojowe i oprócz muzyki na tym muszę się też skupić. Nowy rok przyniesie na pewno kolejne wyzwania, o których jeszcze nie wiem, ale czekam na nie z otwartą głową.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Justyna Steczkowska | wywiad
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy