Walka o tantiemy zmarłej legendy trwa. Szokujące słowa żony. "Oto prawda"

Konflikt o prawa do tantiem z utworów Grzegorza Ciechowskiego trwa. Po wypowiedzi mecenasa córki zmarłego artysty, głos zabrała druga strona sporu – Anna Skrobiszewska, żona lidera Republiki. Na mediach społecznościowych opublikowała kontrowersyjny post, w którym padły szokujące słowa.

Grzegorz Ciechowski
Grzegorz CiechowskiPrończykAKPA

Grzegorz Ciechowski zmarł 22 grudnia 2001 roku w Warszawie, a swój testament spisał chwilę przed śmiercią. Majątek przekazał żonie Annie Skrobiszewskiej, z którą miał trójkę dzieci.

Niewielka część spadku przysługiwała Weronice Ciechowskiej - jedynej córce z poprzedniego związku z Małgorzatą Ciechowską. Miała dostać tylko mały zachowek, bez praw autorskich do utworów. Adwokat kobiety wyznał, ile tantiem otrzymuje Skrobiszewska po zmarłym piosenkarzu.

"Przyznała, że kupiła sobie pensjonat i utrzymuje się także z tytułu przychodów osiąganych w tym pensjonacie. (...) Twierdzi, że z tego pensjonatu otrzymuje około 100 tys. zł rocznie plus 400 tys. bezpośrednio z tantiem, co naprawdę wystarcza na godne życie" - mówi Marcin Asłanowicz dla portalu Fakt .

Jego słowa nie przypadły do gustu Skrobiszewskiej. Opublikowała więc oświadczenie na swoim Facebooku, w którym padło wiele oskarżeń oraz niespodziewanych wyznań.

Żona Ciechowskiego: "Nikomu nic nie jestem winna"

Anna Skrobiszewska nie przebierała w słowach na swoich mediach społecznościowych. Oburzona upublicznieniem całej sprawy przez adwokata Ciechowskiej, zdecydowała się pokazać drugą stronę medalu.

"Oto prawda na temat procesu wytoczonego mi przez Weronikę Ciechowską. Proces, który powinien rozgrywać się na sali sądowej, rozgrywa się na forum publicznym, bo pełnomocnik Weroniki ma na celu nastawianie sądu i opinii publicznej przeciwko mnie. Nie padły w sądzie cytowane przez niego stwierdzenia, że nie pracuję i nigdy nie pracowałam" - czytamy na początku.

Skrobiszewskiej przede wszystkim nie spodobały się słowa Asłanowicza, iż od lat utrzymuje się tylko z tantiem i z tych pieniędzy kupiła swój pensjonat. Stwierdza, że zaciągnęła kredyt, aby je rozwinąć, a także ciężko w nich pracuje, m.in. czyszcząc toalety.

"Wspomnę więc, że dodatkowo od 2008 r. prowadzę działalność gospodarczą. Kupiłam na kredyt (a nie z pieniędzy mojego zmarłego męża Grzegorza Ciechowskiego) domy, które od zera przekształciłam w pensjonaty. Osobiście myję w nich toalety i przygotowuję pokoje dla naszych gości. Moja działalność cieszy się renomą, a pan pełnomocnik może kiedyś mnie odwiedzić i zobaczyć jak tu nic nie robię. Nie wstydzę się swojej pracy" - wyznała.

Nie brakowało oskarżeń wokół osób, za którymi nie przepadał zmarły muzyk. Wprost zarzuciła Małgorzacie Potockiej, która była nianią Ciechowskiej trzydzieści lat temu, składanie stronniczych zeznań.

"W procesie zeznają przeciwko mnie osoby, których Grzegorz nie lubił (jak Małgorzata Potocka i jej córka Matylda, której Grzegorz nie potrafił zapomnieć kłamstw potwierdzających słowa jej matki o zniszczeniu jego studia nagrań) oraz te, które nie mogą pogodzić się z faktem, że przejrzałam i ucięłam krzywdzące mechanizmy panujące wśród byłych przyjaciół Grzegorza, a także w mojej rodzinie" - wyjawiła.

Następnie napisała, co dla poszczególnych osób zrobiła, pożyczając pieniądze, które otrzymała: "pomagałam otwierać Zbigniewowi Krzywańskiemu kwiaciarnię, przedszkole siostrze, fundowałam prywatne porody, a nawet pokrywałam zdefraudowane przez mojego ojca pieniądze". Na końcu dodała, że nikomu nie przeszkadzało wtedy, skąd ma fundusze.

Anna Skrobiszewska: "Trudno o bardziej odrażające oszczerstwa"

Uważa również, że wiele osób, które nazwała "wyznawcami Ciechowskiego", nie akceptuje jej aktualnego męża, Wojtka Skrobiszewskiego. Szokującym wyznaniem były zarzuty w stronę jej siostry.

"Moja siostra zeznaje pod przysięgą, że Wojtek stosuje wobec mnie przemoc psychiczną i finansową, a w domu zabrania słuchania muzyki Grzegorza. Trudno o bardziej odrażające oszczerstwa" - napisała z oburzeniem.

Wyznała także, że zawarła ugodę z Weroniką Ciechowską w 2006 roku, która zawierała otrzymywanie tantiem. Był to tzw. zachowek, który nie była w stanie wypłacić jednorazowo ze względu na jego ogromną wielkość. Skrobiszewska podsumowuje, że nic nie jest nikomu winna. 

"W 2006 roku podpisałam z Weroniką w obecności i z udziałem jej prawnika ugodę przed sądem, w której została ustalona kwota do zapłaty na rzecz Weroniki tytułem tzw. zachowku, uwzględniająca w szczególności tantiemy autorskie oraz wykonawcze. (...) Była na tyle duża, że nie byłam jej w stanie zapłacić jednorazowo, a musiałam prosić o rozłożenie na raty. Całość ustalonej kwoty uregulowałam. Nasze relacje zostały zerwane 7 lat później nie z powodów finansowych, ale obyczajowych. Dzisiaj, ponad dwadzieścia lat po śmierci Grzegorza nagle okazuje się, że z czegoś się nie wywiązuję. Nikomu nic nie jestem winna" - napisała.

RoseMerry zaczarowali podczas Jarocińskich Rytmów Młodych. „Jesteśmy zaszczyceni”Interia.plINTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas