Jest jednym z największych hitów o miłości. Celine Dion wcale nie chciała go śpiewać

Celine Dion wykonała "My Heart Will Go On", choć początkowo nie była przekonana do utworu / Marc Piasecki / Contributor /Getty Images

W kinach z okazji walentynek ponownie pojawił się "Titanic". Romantyczna, a zarazem dramatyczna epopeja filmowa kończy się kultową piosenką w wykonaniu Celine Dion. Nie ma chyba osoby, która nie znałaby "My Heart Will Go On". Utorował on kanadyjskiej wokalistce drogę do międzynarodowej sławy. Wygląda na to, że fanem utworu nie był sam reżyser, James Cameron. Jak doszło do tego, że utwór stał się jednym z najsłynniejszych w dorobku diwy, a zarazem kultowym numerem w jej repertuarze?

Celine Dion to niedościgniony wokalny wzór - potęga, niekwestionowana gwiazda współczesnej muzyki, ikona mody, kochana przez miliony fanów na wszystkich kontynentach. Pod koniec lat 90. zupełnie zdominowała światowe listy przebojów. Pomimo problemów zdrowotnych, z którymi boryka się w ostatnich latach, nadal jest jedną z najpopularniejszych piosenkarek.

Do jej najbardziej rozpoznawalnych przebojów należą m.in. "I'm Alive" czy "It's All Coming Back to Me Now" - utwór z 1996 roku, który zyskał drugie życie dzięki TikTokowi. Jednocześnie do grona najczęściej odtwarzanych piosenek Celine Dion należy "My Heart Will Go On" - stworzone specjalnie do obsypanej Oscarami kasowej produkcji "Titanic" z Kate Winslet i Leonardo DiCaprio w rolach głównych. Słowa do utworu napisał Will Jennings, a muzykę skomponował James Horner. I to oni w tajemnicy przed reżyserem zaczęli tworzyć utwór wieńczący film.  

Reklama

"Titanic" nie miał mieć muzycznego motywu przewodniego. Reżyser był przeciwny

Co ciekawe, Celine Dion wcale nie była skora śpiewać piosenki, która miała stać się najważniejszym utworem w jej dorobku artystycznym. James Cameron, reżyser "Titanica", a prywatnie zdeklarowany fan Metalliki i mocniejszych brzmień, nie przewidywał umieszczenia piosenki na końcu swojego filmu. Był przeciwny, by popowy kawałek kończył jego katastroficzną epopeję. Wątpił też, czy tego rodzaju kompozycja zadziała na końcu dramatycznej opowieści. Jednocześnie jednak zdawał sobie sprawę, że dobry kawałek mógłby się stać narzędziem marketingowym, które promowałoby film. 

Nie tylko James Cameron był przeciwny powstaniu piosenki. O mało co sama Celine Dion odrzuciłaby propozycję jej nagrania. Gdy kompozytor "My Heart Will Go On" zagrał temat piosenki na fortepianie w hotelowym pokoju Caesars Palace w Las Vegas, Celine była pewna, że nie chce tego zaśpiewać. Decyzję podjął jednak jej mąż René Angélil, który obiecał kompozytorowi, że jego żona nagra wersję demo. 

"Chciałam udusić męża. Bo nie zamierzałam tego zrobić! Właśnie nagrałam piosenkę 'Because You Loved Me' i ścieżkę dźwiękową do 'Pięknej i Bestii'. To była ogromna praca. Chciałam zrobić przerwę" - wspominała po latach Celine Dion. Z kolei szef Sony, Tomy Mottola był pewien, że René za zamkniętymi drzwiami przekonał żonę, iż nagranie stanie się jej największym przebojem w karierze. 

W dniu nagrywania piosenki w studiu Celine czuła się źle, była zła i miała kobiece dolegliwości. Chciała szybko mieć to za sobą. Już w trakcie rejestrowania, świadkowie będący w studiu mieli dreszcze, niektórzy nawet płakali. Nagranie demo trafiło do kompozytora, który całymi tygodniami nosił je przy sobie, czekając na dobry humor Jamesa Camerona. Pamiętał o tym, że reżyser w ogóle nie chciał mieć piosenki w swoim filmie. W końcu Horner wręczył mu kasetę, prosząc, by wyświadczył przysługę i ją przesłuchał. Nie zdradził, kto ją nagrał. Cameron przyjął demo bez słowa. 

Po pokazie filmu zorganizowanym specjalnie dla Celine i jej męża, reżyser zapytał ją o zdanie. Artystka przez dłuższą chwilę nic nie mogła powiedzieć, była cała zapłakana, a w dłoni ściskała mokrą chusteczkę. Cameron wiedział już, że ta piosenka tylko pomoże filmowi. 

"My Heart Will Go On": Ponadczasowy przebój

Celine Dion nagrała dwie wersje "My Heart Will Go On". Jedna pojawiła się na końcu filmu, a druga, nieco bardziej popowa, ukazała się jako singel dla radia. I to właśnie ten wariant utworu zdobył nagrodę Grammy w 1999 roku. Trzeba było jeszcze nagrać teledysk. W klipie pojawiają się kadry z filmu, a fragmenty z Celine zostały nagrane w ciągu zaledwie dwóch dni w Los Angeles, czyli bardzo szybko. Teledysk powstał w słabym momencie promocyjnym, tuż przed Bożym Narodzeniem, wkrótce programiści i marketingowcy zacząć mieli urlopy, stacje radiowe i telewizyjne działały w świątecznym trybie. To nieco utrudniało jego promocję, ale też wzbudzało oczekiwanie. W końcu piosenka eksplodowała. 

"My Heart Will Go On" zadebiutowało 28 lutego 1998 roku na pierwszym miejscu listy Billboard Hot 100 i było zapowiedzią sukcesu, jaki miał wkrótce odnieść film.  Na szczycie Billboard 200 piosenka utrzymywała się przez 16 tygodni. Pojawiła się również na płycie Celine Dion pt. "Let's Talk About Love" z końca 1997 roku. Album i soundtrack z muzyką do filmu sprzedały się łącznie w ponad 60 milionach egzemplarzy. Sam singel z piosenką znalazł 10 milionów nabywców. 

Utwór szybko stał się symbolem przeboju kinowego, ale jego twórcy uważają, że tak naprawdę nikt porządnie nie zbadał wpływu sukcesu "My Heart Will Go On" na liczbę sprzedanych biletów na "Titanica". Są jednak pewni, że wielka promocja tego utworu, dzięki której nadawały ją niemal wszystkie rozgłośnie radiowe na świecie, a kanały muzyczne odtwarzały teledyski, stale przypominała o udaniu się do kina na "Titanica". I to kolejny raz. 

Niepokonana Celine Dion

Gdy przyszedł czas filmowych nagród, "Titanic" był nominowany do czternastu Oscarów. Otrzymał w końcu jedenaście statuetek, w tym - za najlepszą oryginalną piosenkę. Informację o wygranej przekazała na scenie Madonna, która otworzyła kopertę i skomentowała: "Co za szok...". 

"Byłam odrętwiała. Michael Kors zaprojektował dla mnie sukienkę. Wszyscy wybierają szyfonowe kreacje z dekoltami, a ja wymyśliłam sobie bardzo ciasną sukienkę z golfem i długimi rękawami w kolorze głębokiego granatu, jak ocean. Na szyi miałam wypożyczony naszyjnik o wartości 200 milionów dolarów. Na czerwonym dywanie towarzyszyło mi sześciu ochroniarzy. Myślałam, że oni byli tam dla mnie, ale ich zadaniem było... pilnowanie biżuterii. Kiedy śpiewałam na scenie piosenkę, naszyjnik uderzał mnie w klatkę piersiową - wspominała galę rozdania Oscarów w 1998 roku Celine Dion.

Piosenka "My Heart Will Go On" zdobyła także cztery nagrody Grammy, w kategoriach: nagranie roku, piosenka roku, najlepsze kobiece wykonanie piosenki pop, najlepsze wykonanie piosenki napisanej do filmu. Utwór zdobył też Złotego Globa i zyskał miano najlepiej sprzedającego się singla w 1998 roku na świecie.  

Parę lat temu, podczas serii koncertów w Las Vegas Celine Dion wspominała: "Każdej nocy mówię sobie: 'O rany, nie zamierzam ponownie śpiewać tej piosenki'. A potem kurtyna się otwiera, scenę spowija dym i ludzie płaczą. Każdej nocy, kiedy zaczynam śpiewać tę piosenkę, myślę: O rany, co za piosenka. Co za chwila. Jestem bardzo wdzięczna, że mnie nie posłuchali. Tak się cieszę, że mój mąż powiedział: 'Naprawdę uważam, że powinnaś ją nagrać" - mówiła artystka. 

Dzisiaj "My Heart Will Go On" jest uważana - obok "I Will Always Love You" Whitney Houston z filmu "The Bodyguard" i "(Everything I Do) I Do It for You" Bryana Adamsa z filmu "Robin Hood: Książę złodziei" - za najlepszą miłosną balladę lat 90. XX wieku. 

Kanadyjka zawsze wplata ją w swoją setlistę koncertową, więc jej fani, którzy mają zamiar wybrać się na jeden z koncertów planowanych na przyszły rok w Polsce, z pewnością ją tam usłyszą.  8 marca 2024 roku gwiazda wystąpi w Łodzi, a dwa dni później w Krakowie. Koncert organizuje Prestige MJM.

Celine Dion cierpi na rzadką chorobę

Od jakiegoś czasu wiadomo, że Celine Dion ma problem ze skurczami mięśniowymi. Pod koniec zeszłego roku poinformowała, że cierpi na "zespół sztywnego człowieka".  "Witam wszystkich. Przepraszam, że zajęło mi to tak długo, aby się do was odezwać. Tak bardzo tęsknię za wami i nie mogę się doczekać, kiedy będę znowu na scenie i będę mogła z wami porozmawiać. Nie chcę przed wami niczego ukrywać, chociaż nie byłam wcześniej gotowa, by wam o tym powiedzieć, to jestem teraz" - mówiła w nagraniu przekazanym fanom.

"Od dłuższego czasu borykam się z problemami zdrowotnymi i było mi naprawdę trudno zmierzyć się z tymi wyzwaniami i mówić o tym wszystkim, przez co przechodziłam. Ostatnio zdiagnozowano u mnie rzadkie zaburzenie neurologiczne zwane zespołem sztywnego człowieka, które dotyka ok. 1 mln osób. Wciąż uczymy się o tym schorzeniu, ale teraz już wiemy, że to ono powoduje wszystkie spazmy, które miałam" - dodawała.

Czym jest zespół sztywnego człowieka?

Zespół sztywności ogólnej, zwanej też zespołem sztywnego człowieka, SMS (sitff man syndrome), i zespołem Moerscha-Woltmanna to bardzo rzadka choroba neurologiczna o podłożu autoimmunologicznym. Dotyka 1-9 osób na 100 tys. Charakteryzuje się postępującym sztywnieniem kręgosłupa i kończyn. Dotyka też mięśni, mogą pojawić się napadowe skurcze i drgawki. Symptomy mięśniowe mogą trwać od krótkich chwil do kilku godzin i nawracać co jakiś czas, co skutecznie utrudnia normalne funkcjonowanie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Celine Dion
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy