Odeszli zbyt wcześnie, a wciąż kochamy ich piosenki. "Bardzo za nią tęsknię"
Oprac.: Oliwia Kopcik
Niestety historia muzyki naznaczona jest wieloma smutnymi wydarzeniami. Wielu muzyków odeszło zbyt wcześnie, pozostawiając jednak po sobie piosenki, które mogą nieść pocieszenie fanom.
OLIWIA KOPCIK
Andrzej Zaucha - wokalista, saksofonista, perkusista i człowiek, który ma specjalne miejsce w moim serduszku. Moja przygoda z Zauchą, jak pewnie większości dzieciaków z lat 90., zaczęła się oczywiście od intro z "Gumisiów". Teraz uwielbiam wracać m.in. do nagrań z Opola 90', na których z błyskiem w oku śpiewa "Już taki jestem zimny drań" albo świetnie bawi się z Ryszardem Rynkowskim w piosence "Ach te baby". Mam wrażenie, że wszystko umiałby zaśpiewać tak, żeby zrobić z tego wielki przebój. Ale to przy wersie "Ile można tak żyć na palcach?" z "C'est La Vie" zawsze dostaję ciarek. Obyśmy się kiedyś spotkali gdzieś tam i pogadali, panie Andrzeju!
WERONIKA FIGIEL
Uwielbiam zanurzać się we wspomnieniach i wracać myślami do czasów, kiedy wszystko było jakieś takie prostsze. Piosenka Zbigniewa Wodeckiego od lat przypomina mi o tym, że “kiedyś to było”. Poklepuje po ramieniu, przytula i pozwala zatrzymać się na chwilę w codziennym pędzie. Idealnie nostalgiczny tekst sprawia, że chciałabym ponownie zagłębić się w nutach i wierszach, z czasów, gdy kochałam pierwszy raz. Melancholijna melodia, urokliwy głos legendarnego wokalisty i te przepiękne skrzypce na zakończenie - miód na moje serce. Do końca swoich dni będę żałowała, że nigdy nie będzie mi dane usłyszeć tak wielkiej kompozycji na żywo.
BARTŁOMIEJ WAROWNY
Ten kawałek od lat przypomina mi, jak bardzo tęsknię za Amy. Jej sposób budowania utworów ma mistrzowski dryg, którego nie da się nauczyć. Wydaje się, jakby nadawała barwy piosenkom od niechcenia, a efekt jest za każdym razem powalający. "Love is a Losing Game" najlepiej to udowadnia, bo oprócz poruszenia miłosnych wątków, jest po prostu surowy, dziurawy, a zarazem ciepły. Gdyby dzisiaj występowała z tym utworem na żywo, zamiast papierosa w ręku trzymałaby zapewne truskawkowego vape'a i, choć nie lubię gdybać, to bardzo miła wizja.
TYMOTEUSZ HOŁYSZ
Pokusiłbym się o stwierdzenie, że dla wczesnego Gen-Z, Peep jest w pewnym sensie odpowiednikiem Kurta Cobaina. Choć daleko mu było do stania się wybitnym muzykiem, z pewnością wiedział, jak pisać chwytliwe hity, które rezonują ze słuchaczami do dziś. "Witchblades" było pierwszym utworem Lil Peepa, który usłyszałem. Chodziłem jeszcze wtedy do gimnazjum i przechodziłem okres intensywnego zgłębiania black metalu, jednak jego twórczość miała w sobie coś przyciągającego, co kompletnie zmieniło moje podejście do słuchania muzyki.
MICHAŁ BOROŃ
Przerażająco smutno brzmią słowa "If I can't be my own / I'd feel better dead" (Jeśli nie mogę być sobą / Lepiej poczułbym się martwy), szczególnie kiedy znamy życiorys Layne'a Staleya. To jedna z ofiar amoku, który w ciągu kilkunastu lat zmiótł z planszy znaczącą część sceny wrzuconej do pojemnego worka pod hasłem "grunge".
Sami muzycy Alice in Chains nawet po latach przyznają, że grając ten numer na żywo, czują, że dławi ich w gardle, a czytelnicy "Rolling Stone" umieścili "Nutshell" w gronie 10 najsmutniejszych utworów wszech czasów.
BARTOSZ STOCZKOWSKI
Ponieważ z zasady staram się słuchać wyłącznie twórców, którzy nie żyją, wybór nie jest łatwy. W normalnych warunkach z pewnością padłby na Tupaca Shakura, który oficjalnie zmarł w 1996 roku. Jak wiadomo, "kto nie ma miedzi, ten w domu siedzi", Tupac miał jednak miedzi i złota z nadwyżką, więc wybrał się oglądać walkę bokserką Mike'a Tysona. Gdy z niej wracał doszło do ataku w stylu drive-by z "GTA San Andreas". Szczęśliwie kilka lat później okazało się, że Tupac żyje w Serbii, ma się dobrze i tworzy rap dla serbskiego narodu, który "posiada mądrość jastrzębia" - co możecie zobaczyć pod zamieszczonym wyżej linkiem.