Trupa Trupa "Mourners": Nowy początek [RECENZJA]
Wydawać by się mogło, że po piętnastu latach działalności Trupa Trupa zdołała opracować niezawodny przepis na swoją muzykę. Metodę gwarantującą uznanie publiczności i krytyków na całym globie, z dziennikarzami "Rolling Stone'a" czy "Chicago Tribune" na czele, a do tego jeszcze pochwały takich postaci jak Iggy Pop i Henry Rollins. To był ten moment, kiedy - wzorem wielu innych grup - wystarczyło już nic nie robić, tylko replikować siebie samego co kilka lat, by utrzymać status quo, ale gdańskie trio zdecydowało się na woltę. Może nie drastyczną, ale wyraźną.

Zmiany trudno było zresztą uniknąć, skoro z zespołu odszedł jeden z jego filarów - grający na instrumentach klawiszowych i gitarze Rafał Wojczal. Lukę po nim pewnie dałoby się wypełnić (mało kto o tym dzisiaj pamięta, ale na samym początku na organach grał Piotr Kaliński, czyli Hatti Vatti), ale Trupa zawsze sprawiała wrażenie wspólnego projektu kolegów, a nie rock'n'rollowej machiny, której elementy można zastąpić, jeżeli za bardzo się poluzują.
Zostało więc trio, a w konsekwencji doszło do swoistej kondensacji i to nie tylko dlatego, że pierwsze wydawnictwo po zmianach personalnych to trwająca niespełna kwadrans - ale intensywna jak wiele podobnej długości punkowych wydawnictw - EP-ka. Na "Mourners" nie ma niespiesznych, hipnotyzujących momentów przypominających "Lit" albo "All And All" z albumu "B Flat A" z 2022 roku, które wręcz domagały się, by zamknąć oczy i pozwolić sobie na odrobinę snu na jawie. Nie jest tutaj dokonywana dekonstrukcja piosenkowej formuły do mniej regularnego, psychodelicznego, choć trzymanego na wodzy za pomocą stałego rytmu kształtu, jak w "Sick".
W odświeżonej formule Trupa Trupa stałą się intensywniejsza i bardziej energetyczna, co nie jest całkowitą nowością - kto miał okazję brać udział w koncercie zespołu, szybko zorientuje się, że tym razem nagrania po prostu lepiej odzwierciedlają występy na żywo.
Niemałą zasługę w osiągnięciu takiego brzmienia miał producent Nick Launay, dzisiaj najczęściej wymieniany jako współpracownik Nick Cave and the Bad Seeds, Idles czy Amyl and the Sniffers, ale warto pamiętać, że to jedna z najważniejszych postaci post-punka z lat 80. Nagrywał między innymi Killing Joke, Public Image Ltd i Virgin Prunes, a te wczesne doświadczenia idealnie zbiegł się z kierunkiem obranym przez gdański zespół.
W otwierającym album, singlowym "Sister Ray" chroboczący bas Wojtka Juchniewicza nie wydaje wprawdzie charakterystycznego dla post-punka bulgotu, ale zajmuje odpowiadającą mu, wysuniętą na front rolę. Najciekawszy efekt wywołują jednak kontrasty - zwrotki są raczej ponure i gęste, refren durowy i przejrzysty, z partią gitarową rozrzedzającą mrok basu. Juchniewicz i Grzegorz Kwiatkowski śpiewają przy tym (pierwszy w zwrotkach, drugi w refrenie) w dość regularnych odstępach w schemacie wers-pauza-wers-pauza, a Tomek Pawluczuk gra na zmianę stopa-werbel-dwa tomy albo stopa-dwa werble-stopa-werbel. Niby to proste, na pewno bardzo chwytliwe, a jednak dalekie od banału. Nie jest zresztą żadną tajemnicą, że często łatwiej jest zapuścić się w rejony szalonych eksperymentów niż skomponować przebojową melodię.
Skutecznie przyćmiona w "Sister Ray" posępność daje o sobie wyraźniej znać w kolejnym utworze, utrzymanym w umiarkowanym tempie "Looking For", w którym można też z większą łatwością wyłapać zainteresowanie powtórzeniami. W notce prasowej załączonej do albumu znalazło się zdanie: "Istotnym punktem odniesienia i inspiracji dla nowego materiału jest Holger Czukay" i rzeczywiście repetytywność emblematyczna dla urodzonego w Wolnym Mieście Gdańsku basisty, znanego przede wszystkim z jednego z najważniejszych zespołów krautrocka - Can - została tutaj mocniej podkreślona. Jej zakres pozostaje zróżnicowany na długości całej EP-ki, na przykład w "No More" objawia się głównie w zwrotkach, jako osiem równych uderzeń w jeden klawisz fortepianu i osiem w kolejny, ale całą uwagę kradnie fenomenalna partia basowa, która wraca w myślach jeszcze długo po zakończeniu odsłuchu.
Przy "Backwards Water" przedrostek "post" można właściwie porzucić i zostawić samo "punk" - żwawe tempo i "szycie" na gitarze momentami upodobnia trio bardziej do Amebix z okresu "Arise!" niż do Gang of Four. Na koncertach to musi być zabójczy kawałek, ale Trupa nie byłaby sobą, gdyby na jednym pomyśle dotrwała do samego końca - przy samym finale znalazło się nieco miejsca na drastyczną zmianę dynamiczną. W okolice najbliższe poprzedniego wydawnictwa zespołu zmierza wieńczący EP-kę utwór tytułowy, najbardziej różnorodny i naszpikowany skrajnościami. Z jednej strony krzyki Juchniewicza, z drugiej łagodny głos Kwiatkowskiego. Z jednej gitara jakby zapożyczona od INXS, z drugiej perkusja dwukrotnie wpada w niemal stonerowy tryb (z tego najlepszego okresu - przełomu stuleci), a w dodatku w końcówce upiorne organy nakazują dosłowne rozumienie tytułu "Żałobnicy".
Dosłowności w tekstach Trupy nigdy jednak tak naprawdę nie ma, co Kwiatkowski wielokrotnie podkreślał. Schemat wers-pauza-wers-pauza z "Sister Ray" służy nie tylko frazowaniu w zgodzie z iteracyjnym fundamentem kompozycji, ale nawet bardziej poszarpaniu tekstu w strzępy, które można różnorako interpretować. Wszystko dzisiaj kojarzy się z fatalną sytuacją na świecie, radykalizującą się polityką, zmianami klimatycznymi, niebezpiecznym kierunkiem rozwoju technologii, pogłębiającą się przepaścią pomiędzy bogatymi a biednymi i odzwierciedlenie wszystkich tych niepokojów da się w słowach z "Mourners" odnaleźć. W mniejszym stopniu jest to jednak konkretny przekaz czy wezwanie do walki, w większym podsycanie płomienia u tych osób, u których tli się od dawna. Kto natomiast będzie chciał wyciągnąć z tej EP-ki wyłącznie chwytliwe refreny i taneczne rytmy, też nie będzie rozczarowany.
Skład Trupy Trupa pomniejszył się, ale muzyka urosła, stała się bardziej bezpośrednia i błyskawicznie wpada w ucho. Ani to lepiej, ani gorzej, bo dyskografia tego zespołu nie ma słabych punktów, na uznanie zasługuje natomiast podjęcie ryzyka wyjścia poza sprawdzone rewiry estetyczne i spróbowania czegoś innego. Efekt już w studiu okazał się piorunujący, na koncertach najpewniej zwiększy siłę rażenia.
Autor: Jarosław Kowal
Trupa Trupa "Mourners", Glitterbeat Records
9/10