Reklama

The Killers "Imploding the Mirage": Kopiuj – Wklej [RECENZJA]

Powiedzieć, że dyskografia The Killers jest nierówna, to jak nie powiedzieć nic. W ciągu swojej ponad szesnastoletniej kariery zespołowi udawało się nagrywać zarówno bardzo dobre płyty, jak i takie, na których wspomnienie włos jeży się na głowie. Jak w tym kontekście wypada najnowszy krążek Amerykanów?

Powiedzieć, że dyskografia The Killers jest nierówna, to jak nie powiedzieć nic. W ciągu swojej ponad szesnastoletniej kariery zespołowi udawało się nagrywać zarówno bardzo dobre płyty, jak i takie, na których wspomnienie włos jeży się na głowie. Jak w tym kontekście wypada najnowszy krążek Amerykanów?
Okładka płyty The Killers "Imploding The Mirage" /

Album, który swoją premierę miał dosłownie przed chwilą, jest następcą bardzo przeciętnej płyty "Wonderful Wonderful" z 2017 roku. Można było więc mieć wątpliwości, czy The Killers zaoferują nam tym razem coś wartościowego. No i rzeczywiście "Imploding the Mirage" nie przekonało mnie.

Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze jeszcze nigdy zespół nie brzmiał tak bardzo podobnie do swoich idoli z początków kariery. Tropy prowadzące do U2, Bruce'a Springsteena, New Order, Kate Bush czy Petera Gabriela są tak wyraźnie odciśnięte na tej płycie, że aż człowiek zastanawia się, czy ktoś tu nie używał przypadkiem zbyt często kombinacji "kopiuj - wklej".

Reklama

The Killers pokazują słuchaczom wszystkie swoje kluczowe triki - melodyjne, wręcz stadionowe refreny zanurzone w rockowo-synth-popowej, new wave'owej mieszance, dopieszczoną produkcję i egzaltację występującą na zmianę z melancholią. Przy czym wokalista Brandon Flowers chyba po raz pierwszy jest tak bardzo rozkrzyczany, a muzyka zespołu tak bardzo rozbuchana. Bywa to momentami bardzo irytujące, jakby robione na siłę. Może wpływ na to miał fakt, że materiał był nagrywany głównie w błyszczącym i pełnym blichtru oraz kiczu Las Vegas (z którego wywodzą się zresztą The Killers), i słonecznym, rozgorączkowanym Los Angeles. Tak czy inaczej, nie jest to z pewnością płyta, którą należy słuchać do snu.

Singlowe "My Own Soul’s Warning" czy kolejne na liście "Blowback" i "Dying Bride" ze swoim charakterystycznymi przestrzennymi gitarami i hymnicznymi syntezatorami mogły być bez problemu puszczane na dyskotekach. Ale raczej takich dla 16-latków. Nieco spokojniej robi się jedynie w dwóch numerach - springsteenowskim "Running Towards The Place" i new orderowym "Lighting Fields". Całość tracklisty łączy ze sobą pewna pstrokatość, podniosły klimat i krzykliwość...oraz totalna zżynka z dokonań twórców, o których wspomniałem we wcześniejszej części recenzji.

Aż dziw bierze, że tak bardzo profesjonalny zespół pozwolił sobie na tak bardzo odczuwalny brak oryginalności. "Imploding The Mirage" miała być zamierzeniu rzeczą o wiecznej miłości, przechodzeniu ciężkich czasów oraz siły, którą czerpiemy z przyjaźni i rodziny. Jednak ten ważny przecież temat rozmydla się gdzieś pomiędzy muzycznym patosem i ckliwymi tekstami Flowersa.

Na koniec warto jeszcze zaznaczyć, że gościnnie na krążku pojawili się Lindsey Buckingham, k.d. lang, Weyes Blood, Adam Granduciel, Blake Mills i Lucius. Udział tych artystów przy powstawaniu albumu nie pomógł jednak niestety The Killers wspiąć się na wyżyny swoich muzycznych umiejętności. Następnym razem, panowie, proszę o większą wiarę w siebie i zdecydowanie większą oryginalność!

The Killers "Imploding the Mirage", Universal Music

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Killers
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy