Reklama

Tede i Borixon "Fiodor i Borys": Smak rozczarowania [RECENZJA]

To mogło być senioralne Taconafide. Ale Tedemu i Boriksonowi wyszła płyta, po której nic nie zostaje i do niczego nie chce się wracać.

To mogło być senioralne Taconafide. Ale Tedemu i Boriksonowi wyszła płyta, po której nic nie zostaje i do niczego nie chce się wracać.
Tede nagrał płytę z Borixonem /Karol Makurat /Reporter

Mamy kariery solowe, mamy zespoły, ale hip-hop byłby o wiele mniej fajny, gdyby raperzy nie robili sobie czegoś na boku. Taki Method Man i Redman wyglądali zawsze jak dwóch gości, którzy dobrze się ze sobą bawią, a gdy się spotykają, to z dymu wyłania się coś poprawiającego humor również słuchaczom. Świat nie bez przyczyny ekscytował się połączeniem sił Jaya-Z i Kanyego Westa, czy Drake'a i 21 Savage'a. Bo przecież nie trzeba scenarzysty filmowego, żeby łączyć superbohaterów i dobrze na tym wychodzić.

Wspólna rzecz Tedego i Borixona miała potencjał, bo stoi za nią dobra historia. "S.P.O.R.T.", namaszczony na klasyka debiut Pana Tedeusza, trudno sobie wyobrazić bez udziału kieleckiego kompana. Dwóch typów ze skrajnie różnych środowisk jechało po bandzie w czasach, gdy polski hip-hop cały był utkany z tego, co trzeba, co wypada, co się powinno. Potem poszli własnymi drogami, skonfliktowali się, wreszcie pogodzili, świętując to wspólnie dwa lata temu na jubileuszu rzeczonego "S.P.O.R.T.". Taki melodramat, że brakowało tylko pocałunku na dziobie luksusowego statku.

Reklama

Nie mogłem uwolnić się od myśli, że trzeba było siadać do EP-ki wtedy i wtedy ją wydawać, na fali zaskakująco długo utrzymującej się euforii po wydarzeniu. Tymczasem "Fiodor i Borys" ukazało się dopiero teraz, nagle, pośrodku wakacji. Odpalam pierwszy numer i jestem skłonny przyznać się do błędu, bo wszystko jest w porządku. BAHsick zniszczył bitem, melodyjka hula jak zła, bas dobija się do membran. Borixon przeskakuje z deklamacji na agresywne flow, Tede obwieszcza z wigorem "Robimy Mortal Kombat na rymy". "BOMBANADINI" sugeruje, że będzie zabawa, że projekt zaraz rozkręci się na całego. I co? I nic. Zamiast tego skręca się jak kostka.

"RĘCE" to rap o rapie, ale bez momentów, z niedziałającym, zamulającym utwór refrenem. "FIODORABORYSABUS" przynosi tyle pomysłowy, co kakofoniczny, podkład duetu clearmind i DJ Merqury, do pary z anonimowymi występami mistrzów ceremonii. "JUNGLEROAD" jest po prostu słaby, koniunkturalny, z tej zabawy w Żabsona z Kizo nie wyszło nic, co czepiałoby się ucha, zwracało uwagę, raczej "Puerto Bounce" nie miarę własnych niemożliwości. Podobną gonitwę za trendami mamy w "SMAKU CZEKOLADY", gdzie sięgnięto po wszechobecny teraz jersey club. Znowu skończyło się fiaskiem, wyszedł napastliwy plastik, od którego słuchacz czuje się przebodźcowany i przesłodzony. I jeszcze krindżowe, powtarzane w kółko "W ustach mam smak czekolady". To na pewno czekolada?

Trzeba wspomnieć o "PRZEBITEJ W SERCU STRZALE", bo to strefa komfortu Borixona. Osobiste historie podnoszenia się z zagranicznego bruku kielczaninowi wychodzą. Było ich wiele, większość lepsza. Tede próbuje się dokleić, niby jest osobisty, rozliczeniowy, ale bez ksywek, bez obrazków, bez kontekstów, to nie generuje emocji. Nie ma ich również w "PRZEPRASZAM", które warszawiak fajnie, stylowo kończy, ale wcześniej kawałek psuje nadmiar wrzeszczenia, autotune'a i rymy w rodzaju "zajawki / zabawki" i "popie**olony / miliony". Zamykające "TYNARKOTYKUTY" jest na tyle mało inspirujące, a ja po raptem 19 minutach "Fiodora i Borysa" na tyle znużony, że nic nie dodam, proszę wybaczyć.

Gdyby ta płyta się nie ukazała, nie zmieniłoby się nic. Panowie wykazali się słabym refleksem, nie czuć między nimi dawnej chemii, to raczej ruch na zasadzie "a czemu nie" i "zasięgom na social media nie zaszkodzi", który brzmi jakby w połowie pomysłodawcy stracili do niego entuzjazm. Ktoś dziś pamięta Potwierdzone Info, album Tedego z Dioksem? Albo Dziką Koreę, wspólną rzecz Borixona z ReTo? W sumie nie ma co porównywać, bo tu nie ma relacji uczeń-mistrz, to mogło być jak Taconafide dla seniorów, bowiem spotkały się nie tylko dwie legendy, ale też dwie dobrze radzące sobie postaci sceny, osobistości, biznesmeni. I nagrali krążek, o którym zapomnimy równie szybko, co o wyżej wymienionych. Ja już zapomniałem.

Tede i Borixon - "Fiodor i Borys", spacerange

4/10

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy