Recenzja Mike Shinoda "Post Traumatic": Nic nie ma już sensu
Kamil Downarowicz
Ludzie chwytają się różnych sposobów, aby przezwyciężyć swoje traumy. Jedni sięgają po używki, drudzy rzucają w wir pracy, a jeszcze inni szukają bezpiecznej przystani w sztuce. I to właśnie ten ostatni sposób na okiełznanie wewnętrznych demonów wybrał Mike Shinoda, który nagrał album w hołdzie dla swojego tragicznie zmarłego przyjaciela, wokalisty Linkin Park, Chestera Benningtona.
Kiedy w lipcu 2017 roku pogrążony w depresji lider nu-metalowej amerykańskiej formacji popełnił samobójstwo, cały muzyczny świat wstrzymał oddech. Pogrążonych w smutku fanów zespołu pocieszała żona Benningtona, Talinda, która zaczęła działać jako rzecznik na rzecz zdrowia psychicznego i tłumaczyć, jak wyniszczającą chorobą jest depresja, i jak ciężka jest walka z nią.
Pozostali członkowie Linkin Park zorganizowali koncert-hołd "Linkin Park & Friends", który odbył się 27 października 2017 roku. Już wtedy widać było, że muzyków łączy wyjątkowa więź, która być może stanie się przyczynkiem do tego, że Linkin Park wyda jeszcze w przyszłości nowy długogrający album. Tymczasem współzałożyciel kapeli, Mike Shinoda, który wyjątkowo boleśnie odczuł śmierć przyjaciela, postanowił za pomocą samodzielnie skomponowanej muzyki opowiedzieć o swoich doświadczeniach i przemyśleniach. Zresztą, jak sam powiedział w jednym z wywiadów, płyta "Post Traumatic" nie tyle jest wiwisekcją żałoby, ile raczej traktuje o przezwyciężaniu traumy i poczucia samotności.
I rzeczywiście słuchając albumu od początku do końca, mamy wrażenie, jakbyśmy wraz z artystą wychodzili z mroku w stronę słońca. Każda z kolejnych kompozycji to zarazem krok ku lepszemu. Cała ta emocjonalna podróż zaczyna się jednak dość ponuro, od rapowych elegijnych nawijek w rytm jednostajnych, gęstych beatów. Tak właśnie brzmi pierwsza część albumu. W "Place to Start" pojawiają się nawet kondolencje składane na poczcie głosowej artysty, pozostawione przez jego przyjaciół i najbliższych. To naprawdę mocny moment.
Równie ciężka atmosfera panuje w utworach "Over Again", "Watching As I Fall" oraz "Nothing Make Sense Anymore", w którym MC Linkin Park daje upust swoim emocjom słowami "Moja góra jest dołem, mój czarny jest białym. Wstrzymuję oddech i zamykam oczy, czekam na świt, ale nie ma tu światła. Nic nie ma już sensu, nic nie ma już sensu".
Mniej więcej od "A Crossing a Line" klimat płyty zaczyna się nieco zmieniać. Pojawia się więcej lżejszych melodii, ciemności się rozrzedzają, na pierwszy plan wysuwają się elektroniczne i popowe aranżacje. Nawet wokal Mike'a łagodnieje i słychać w nim mniej gniewu i rozpaczy, a więcej pewności siebie. Taki "Hold It Together" ma nawet lekko funkujacy, zabawowy klimat.
Bardzo dobrze prezentuje się numer "Make It Up As I Go" nagrany wspólnie z K. Flay, przypominający wycyzelowane produkcje The Weeknd. Rewelacyjnie słucha się także "Lift Off", gdzie pojawia się gościnnie Chino Moreno oraz Machine Gun Kelly. Ten drugi wypluwa z siebie słowa w szaleńczym tempie, podczas gdy wokalista Deftones łagodnie i z przejęciem wyśpiewuje refren w rytm automatu perkusyjnego.
Pod koniec płyty pojawia się zaskakująco optymistyczny w swoim przekazie "World's on Fire" - gdzie Shinoda poprzez słowa "świat się pali wszystko czego potrzebuję to ty" dziękuje swojej życiowej partnerce za okazane mu wsparcie. Całość zamyka zaś najbardziej energetyczny ze wszystkich 16 kawałków, mknący bezceremonialnie do przodu, "Can't Hear You Now".
Ostatecznie "Post Traumatic" daje nadzieję na to że, nawet gdy przeżywamy najgorszy czas w naszym życiu, to jeszcze wszystko może się odmienić. Musimy przepracować swój ból, przejść przez wszystkie etapy radzenia sobie z nim i przekuć go na końcu na coś pozytywnego, co sprawi, że staniemy się silniejszymi osobami.
Dla Mike'a Shinody, Linkin Park i ich oddanych fanów jest to z pewnością efektywna sesja szczerej i oczyszczającej terapii grupowej. Muzykoterapii. I choć produkcyjnie całość jest dla mnie zbyt wygładzona i ugrzeczniona, to doceniam ogrom pracy i zaangażowanie, jakie w powstanie tej płyty włożył muzyk, który, mam taką nadzieję, zagra jeszcze niejeden koncert pod szyldem Linkin Park.
Mike Shinoda "Post Traumatic", Warner
8/10