Asia Nawojska: "Chcę wierzyć, że w polskiej muzyce jest przestrzeń na takie utwory" [WYWIAD]
Asia Nawojska debiutuje swoim pierwszym albumem długogrającym "Opuszki". W rozmowie opowiada o kulisach pracy nad materiałem, samodzielnym procesie wydawniczym, znaczeniu żywych instrumentów i poezji w swojej twórczości, a także o tym, dlaczego mimo kilku lat obecności na scenie dopiero teraz przestaje czuć się debiutantką.

Wiktor Fejkiel: Przed nami premiera twojego debiutanckiego albumu - "Opuszki". Jakie emocje ci towarzyszą? Jest stres czy bardziej ekscytacja?
Asia Nawojska: - Stres spowodowany premierą miałam już dawno temu. Ekscytacja natomiast zmieniła się na przestrzeni tego czasu i ewoluowała w różne strony. Obecnie powiedziałabym, że towarzyszy mi szczęście, że to już. Doprowadziłam ten projekt do końca i zaczyna się dla niego nowe życie, mogę podzielić się nim z innymi i z tego się niesamowicie cieszę.
Co ważne, "Opuszki" wydałaś samodzielnie - bez wsparcia wytwórni. Co w tym procesie sprawiło ci największą trudność?
- Jest mnóstwo rzeczy, które po prostu nie wiesz, jak mają wyglądać. Do tego dochodziło nieustanne poczucie, że muszę coś zrobić "jak należy", więc podejmowałam różne próby działania, żeby być "jak inni", które często się nie udawały. Było mnóstwo murów, przez które musiałam przejść, a często brakowało mi do tego umiejętności i doświadczenia. To sprawiło, że musiałam wszystkiego nauczyć się sama i ta przymusowa samodzielność chyba była dla mnie największym wyzwaniem.
Czujesz się w ogóle debiutanką? Przecież muzykę regularnie wydajesz od 2019 roku…
- No właśnie ciężko mi to ocenić, bo wiesz - wydaję muzykę od tych 6 lat. Teoretycznie powinnam tak się określać, bo jest to moja pierwsza długogrająca płyta. Choć jak wydałam EP-kę "Kwiaty do domu" w 2019 roku, wtedy też mówiłam o sobie debiutantka. Bardzo długo miałam takie poczucie, że debiutantem jest się aż do momentu, w którym nie osiągniesz tego, co stawiasz sobie w głowie jako cel. Ja sobie postanowiłam, że jestem debiutantką, dopóki ta płyta nie zaistnieje w moich rękach. Tak więc 11 kwietnia przestałam być debiutantką i zaczęłam być pełnoprawną artystką, juhu!
W takim razie "Opuszki" są dla Ciebie zakończeniem pewnego rozdziału czy bardziej kolejnym krokiem w twojej karierze?
- Długo byłam przekonana, że premiera tego krążka będzie taką ważną chwilą dla mnie, a dopiero niedawno zrozumiałam, że to po prostu kolejny krok na mojej drodze. "Opuszki" są odzwierciedleniem tego, co się działo u mnie w popandemicznym czasie. Sama premiera jest dla mnie jednak przede wszystkim wypadkową tego, jak czułam muzykę przez ostatnie lata.
Jakie są twoje kryteria "dobrej muzyki"? Często spotykam się ze stwierdzeniem, że słuchalność to dobre odzwierciedlenie jej jakości. Domyślam się, że tak jak i ja, ty się z tym stwierdzeniem absolutnie nie zgodzisz…
- To też bardzo się łączy z takim pytaniem, kiedy można mówić, że osiągnęło się sukces. Czy możemy mówić o "sukcesie" tylko kiedy rozmawiamy o ilości słuchaczy? Gdybym żyła podejściem, że dopóki nie osiągniesz danej liczby w arkuszu statystyk, to nie możesz mówić o tym, że czegoś dokonałaś, to daję słowo, że bym tego nie udźwignęła. Więc tak jak mówisz, "dobra muzyka" według mnie powinna nieść za sobą jakąś wartość. Wierzę w to, że jeśli coś jest po prostu wartościowe, to jest w stanie zmienić czyjeś życie albo choć jego skrawek. Także zawsze będę stawiała jakość dużo wyżej.
Bez wątpienia "Opuszki" wyróżniają żywe dźwięki: liczne dźwięki skrzypiec czy delikatnie muskający fortepian. Skąd te zamiłowania do czerpania z muzyki klasycznej?
- Uwielbiam brzmienie żywego instrumentu, jestem w nim zakochana. Całe swoje życie tak naprawdę z nim obcuję. Myślę też, że to trochę zasługa mojej siostry skrzypaczki. Magda na co dzień gra w Filharmonii Śląskiej i daje mi to odpowiedź, że w tych żywych brzmieniach jest jakość i dobro, które tak bardzo pragnę zawierać również w swoich utworach. Wiesz, mamy obecnie tyle możliwości - za pomocą komputera i dobrej, mądrej i sprytnej głowy można zdziałać cuda i myślę, że tym bardziej istotne jest, by stawiać również na tę organiczność. Łączyć światy, w tym cały sens. Ogromne brawa i podzięki należą się Michałowi i Mateuszowi Sarapatom, którzy poprowadzili mnie przez ten proces i wyprodukowali tę płytę. Zawsze będę stawała za żywym instrumentem, bo jest piękny sam w sobie i cieszę się, że znalazłam ludzi, którzy mnie w tym poparli, równocześnie zostawiając od siebie to, co mają najlepszego.
Na dodatek tym klasycznym brzmieniom, twoje teksty zakrawają wręcz o poetykę. Nie przejmujesz się tym, że ta płyta może być po prostu za trudna dla zwykłego odbiorcy?
- Chcę wierzyć w to, że w polskiej muzyce jest przestrzeń na takie utwory. Tak jak rozmawialiśmy na początku - niech to będzie mała grupa odbiorców, ale taka, która totalnie w to wchodzi. Na swoim przykładzie widzę, że to naprawdę się dzieje i jest wspaniałe! Mam grupę ludzi, która widzę, że śledzi i wspiera moje poczynania. To dla mnie ogromna wartość, że mogę być dla nich tą osobą, która zatrzymuje ich w świecie. Jest to dla mnie bezcenne.
Wydanie fizyczne "Opuszków" różni się od wersji streamingowej jednym dodatkowym utworem, który otwiera cały krążek, czyli "Chmury". Czerpiesz w nim z poezji Wisławy Szymborskiej o tym samym tytule. Co cię urzekło w tym wierszu, że postanowiłaś oprzeć na nim całą swoją piosenkę?
- Pierwsze moje zetknięcie z poezją Wisławy Szymborskiej było, kiedy jeszcze chodziłam do gimnazjum. Moja koleżanka podarowała mi wtedy tomik wierszy "Chwila" i otwierał się "Chmurami", które mocno wryły mi się w pamięć. Sama sobie go czytałam i analizowałam, a czasami naprawiałam sobie nim dni. Przez wiele lat nie umiałam nadać mu formy piosenki, aż do momentu pracy nad "Opuszkami". Od dawna gramy ten utwór na koncertach, dlatego też stwierdziłam, że muszę nim otworzyć cały krążek, bo pasuje jak żaden inny.
Na "Opuszkach" jest również nieco więcej "piosenkowości" jak np. "O co chodzi z nią". Komponując muzykę, myślisz w ogóle o takich kwestiach, by tutaj było bardziej alternatywnie, a tutaj trochę spokojniej?
- Sama sobie zadaję to pytanie (śmiech). Czasem mam tak, że zależy mi na stworzeniu czegoś o prostej budowie. Ostatecznie zawsze muszę się złamać, zrobić jakiś krok pod prąd, bo nie byłabym sobą. Odpowiadając - chciałabym pisać piosenki "prostsze" jak na przykład wspomniane "O co chodzi z nią" czy "Ja Rzeka", ale nie zawsze mi się udaje (śmiech).
Nie obawiasz się, że ten krążek będzie dość trudny w odbiorze?
- Mam tego świadomość, że chętniej zdecydujemy się na coś, co jest łatwiejsze. To normalne. Jednak każdemu z nas zdarzają się takie momenty, i oby było ich jak najwięcej, kiedy potrzebujesz odpocząć - wtedy warto dać szansę moim "Opuszkom". Wtedy te utwory nabierają trochę innego znaczenia i może na zapoznanie się z nimi potrzeba trochę więcej czasu czy wolnej głowy, ale na podróż pociągiem czy autobusem - z ręką na sercu mogę polecić krążek od Asi Nawojskiej. Naprawdę poczujesz się lepiej!
Ile lat ten album przeleżał w twojej szufladzie? Dalej postrzegasz go za aktualny?
- Ponad dwa lata temu skończyłam produkcję i nagrywanie piosenek… Ten materiał przestał być dla mnie aktualny wtedy, gdy przestałam w niego wierzyć. Dużo czasu zajęło mi znalezienie odpowiedniej drogi, jak go wydać. Aż w końcu wstałam któregoś ranka i powiedziałam: to będzie 11 kwietnia. I tyle - nie było już odwrotu i całe szczęście i poczucie, że to dobra robota, wróciły ze zdwojoną siłą. Mam pełną świadomość, że wydaję album nieco trudniejszy, ale tak brzmiący, że sama się czasem zatrzęsę, słuchając.
Jakie masz plany teraz po premierze? Myślisz o jakiejś trasie koncertowej? Chyba się zgodzisz, że to materiał wybitnie skrojony pod koncertowanie.
- Zdecydowanie się zgodzę! Już 23 maja w Krakowie w Strefie Nowej odbędzie się koncert premierowy w powiększonym składzie, więc nie mogę się doczekać i serdecznie na niego zapraszam! Na jesień trasa koncertowa po Polsce. Długo czekaliśmy, żeby cały ten materiał w końcu zagrać na żywo, to będą przepiękne wspólne wieczory. Niecierpliwie odliczam dni, żeby się spotkać z ludźmi pod sceną i nieść "Opuszki" w świat!