Reklama

Recenzja Marianne Faithfull "Negative Capability": Jak w cyrku, Panie!

Bo w cyrku to mamy i tańczącego misia, i clownów, i słonia Trąbalskiego, i wąsatego siłacza w jednoczęściowym kostiumie. I babę z brodą. Podobnie na "Negative Capability" - same osobistości.

Bo w cyrku to mamy i tańczącego misia, i clownów, i słonia Trąbalskiego, i wąsatego siłacza w jednoczęściowym kostiumie. I babę z brodą. Podobnie na "Negative Capability" - same osobistości.
Marianne Faithfull na okładce płyty "Negative Capability" /

Zaczynamy od odkreślania ptaszkiem sław, które pracowały przy nowym albumie Faithfull. Tytuł nowego nagrania pochodzi od określenia, którego wielki brytyjski poeta, John Keats, używał w korespondencji ze swoimi braćmi. To pierwsza sława. Dalej producenci: Rob Ellis (PJ Harvey) i Warren Ellis (niespokrewniony z Robem, współpracownik Nicka Cave'a). Te dwa nazwiska to już i tak grubo.

Ale dalej okazuje się, że numery wraz z artystką pisali - uwaga - Nick Cave, Ed Harcourt, Mark Lanegan, czy wreszcie mało u nas znany (a szkoda, bo świetny!) norweski songwriter, Sivert Høyem, z nieodżałowanej Madrugady, która jak śpiewają ptaszki, wraca zza grobu na trasę, a może i coś więcej...

Reklama

Do tego trzy nagrania, które dobrze już z dorobku Faithfull znamy: "As Tears Go by" (Richards/Jagger/Oldham), "It's All Over Now, Baby Blue" (Dylan) i "Witches Song" (z jej klasycznego albumu, "Broken English" z 1979 r.).

Jak widzicie, lista płac konkretna, jak dwudaniowy obiad w barze mlecznym. I choć jasne, że sama taka lista wbrew wszelkim pozorom wcale nie gwarantuje artystycznej jakości, to na "Negative Capability" wszystko zadziałało tak, jak powinno.

Mroczne songi, które wyśpiewuje nam tu artystka mają siłę. Brutalną, ponurą, ale i szczerą. Mogłyby sprawić, że samotna mewa na zbutwiałym kutrze u brzegu sztormowego morza zacznie rozkminiać roztrzaskanie się o pobliską latarnię. A kruki na Cimetière du Père-Lachaise (są tam kruki?) same łapią za łopaty i w te pędy kopią sobie groby.

W tym emocjonalnym znaczeniu, podbitym dodatkowo wiadomą barwą wokalu Faithfull, płyta to wielce sroga, będąca którymś już z kolei rozliczeniem (54 lata kariery, więc czasu starczyło na więcej niż jedno) wielkiej artystki ze swoim życiem, samotnością w Paryżu, ale i bieżącymi wydarzeniami, jak choćby terroryzm. O nim właśnie traktuje napisana wespół z Laneganem "They Come at Night", przywołująca sceny z ataku na paryski teatr Bataclan w 2015 roku.

Muzycznie "Negative Capability" rozpięta jest gdzieś między folkiem rozumianym jako muzyka autorska, rockiem, a tradycją songów spod znaku Weilla i Brechta, co obecność panów: Cave'a, Lanegana i Høyema kompletnie tu uprawomocnia. Do tego duża dawka zakamuflowanego w tych mrokach bluesa. Środki niby proste, ale by działały aż tak skutecznie, wymagające nielichej maestrii. I ta tu jest. Płyta wręcz ocieka świadomością muzyki, tekstu, wokalu, samoświadomością.

Mawia się, że mądry Polak po szkodzie. Mądry artysta po heroinie, czy - wróć - mądry artysta po zerwaniu z heroinowym nałogiem. Słuszność tego zdania potwierdzają klasyczne nagrania Faithfull. "Negative Capability" jest na tyle dobra, że swobodnie trafi do żelaznych pozycji w katalogu artystki. Jedna z lepszych płyt w gatunku w tym roku. Amen.

Marianne Faithful "Negative Capability", Warner

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marianne Faithfull | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy