Mick Jagger do Marianne Faithfull: Się masz, lala

Poniżej możecie przeczytać poświęcony Marianne Faithfull fragment książki "Rolling Stones. Kultowa biografia gigantów rocka" Philipa Normana.

Mick Jagger i Marianne Faithfull w 1969 roku - fot. William Lovelace/Express
Mick Jagger i Marianne Faithfull w 1969 roku - fot. William Lovelace/ExpressGetty Images/Flash Press Media

Z początkiem lata 1964 roku Marianne pojechała z Johnem [Dunbarem] na przyjęcie do Londynu, wydane na cześć piosenkarki o nazwisku Adrienne Posta. Wśród zaproszonych gości był stary przyjaciel Johna, ubrany w jedwabną koszulę z bufiastymi rękawami. Na nosie miał okulary słoneczne. Na widok takiego oryginała Marianne nie mogła uwierzyć, że przyjaciół połączyło zainteresowanie polityką i lewicowe poglądy. Tak właśnie poznała Andrew Loog Oldhama. A z drugiej strony gwarnej sali przyglądał się jej Mick Jagger, przyszły powiernik i kochanek, a jednocześnie nemezis Marianne Faithlull.

Wtedy jednak Jagger okazał się zaledwie jednym z wielu gapiów wodzących wzrokiem za obramowaną w długie blond włosy twarzą, na której malowało się niezwykłe połączenie dziewczęcej niewinności z obezwładniającą zmysłowością, jaka emanowała z wyrazistych, błękitnych oczu oraz miękkich, delikatnych, przywodzących na myśl w pełni dojrzały owoc ust. Marianne była świadoma tego, że przyciągała uwagę każdego mężczyzny na przyjęciu.

"Wiedziałam, że zostałam zaproszona wyłącznie ze względu na urodę" - mówi Marianne. "Wiedziałam również, że muszę ją wykorzystać, by, jak powiadała Eva, wykreować odpowiednią sytuację, tak aby sprawy się potoczyły po mojej myśli".

A sprawy potoczyły się następująco: gdy Marianne Faithfull została przedstawiona Andrew Loog Oldhamowi, ten rzekł do niej: "Z takim nazwiskiem powinnaś nagrywać płyty". Oryginalne nazwisko Marianny ("wierna") i jej alabastrowa cera - to zestawienie uruchomiło w umyśle Oldhama odpowiednie mechanizmy, zanim dziewczyna zdążyła się pochwalić swoimi półprofesjonalnymi występami. W ciągu niespełna kilku minut Oldham zapowiedział, że może uczynić z niej gwiazdę, pod warunkiem, że to on zostanie jej wyłącznym menadżerem.

Chwilę później poznała Micka Jaggera, ale ten nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Poczuła natychmiastową awersję do jego bladej, pryszczatej twarzy, prymitywnego głosu i prostactwa, przejawiającego się choćby w zdaniu "Się masz, lala", którym zwykł zaczynać rozmowę z każdą, jak to mówił, "wystrzałową laską". Czara goryczy przelała się wtedy, gdy Jagger celowo rozlał wino na sukienkę Marianne.

Oldham, jak się okazało, mówił zupełnie poważnie. Już kilka dni po przyjęciu, Marianne dostała od niego oficjalny kontrakt menadżerski oraz ofertę próbnego nagrania w wytwórni płytowej Stonesów. Ponieważ miała wtedy zaledwie 17 lat, wszystkie umowy musiały być podpisane przez jej matkę. "Eva podpisała wszystko, chociaż nie do końca wiedziała, o co w tym chodzi" - mówi Marianne. "Postawiła mi tylko jeden warunek, że przy każdym wyjeździe musi towarzyszyć mi przyzwoitka".

Prawdziwym celem Oldhama było jak zwykle umocnienie własnej pozycji. Menadżer grupy, która wstrząsnęła Wielką Brytanią, dostrzegł szansę, by sprawić wszystkim jeszcze większą niespodziankę. Któż bowiem mógł stanowić większy kontrast dla rozczochranych, gburowatych Stonesów, niż ułożona absolwentka przyklasztornej szkoły, o niewinnej twarzyczce i łagodnym głosie, której matka jest austriacką arystokratką? Dorzuciwszy jeszcze do tego przyzwoitkę, Oldham z góry zapewnił sobie sukces promocyjny.

Powrót The Rolling Stones - Londyn, 25 listopada 2012 r.

Występ w londyńskiej O2 Arena to pierwszy z oficjalnie ogłoszonych jubileuszowych koncertów The Rolling Stones - fot. Ian GavanGetty Images/Flash Press Media
Miesiąc wcześniej, 25 października, grupa zagrała na rozgrzewkę dla 600 fanów w Paryżu - fot. Ian GavanGetty Images/Flash Press Media
Legenda rocka świętuje w tym roku 50-lecie działalności. Kolejne koncerty odbędą się w O2 Arena w Londynie (29 listopada) i Newark w New Jersey (13 i 15 grudnia) - fot. Ian GavanGetty Images/Flash Press Media
W O2 Arena Stonesi wystąpili dla 20 tysięcy fanów - fot. Ian GavanGetty Images/Flash Press Media
Na scenie pojawili się goście specjalni: Mary J. Blige, gitarzysta Jeff Beck i byli muzycy The Rolling Stones: basista Bill Wyman i gitarzysta Mick Taylor. Dla Wymana był to pierwszy występ ze Stonesami od 1992 roku, a dla Taylora - od 1974 r. - fot. Ian Gavan
Wśród ponad 20 utworów znalazły się największe przeboje plus dwa premierowe numery: "Doom And Gloom" i "One More Shot" - fot. Ian GavanGetty Images/Flash Press Media
The Rolling Stones na bis zagrali "You Can't Always Get What You Want" i "Jumpin’ Jack Flash" - fot. Ian GavanGetty Images/Flash Press Media
W programie ostatecznie zabrakło wielkiego przeboju "(I Can't Get No) Satisfaction". To efekt obowiązującej ciszy nocnej, do której musieli dostosować się Stonesi - fot. Ian GavanGetty Images/Flash Press Media

W celu wypromowania Marianne Faithfull Oldham postanowił nagrać singla, na który wybrał dla niej utwór Lionela Barta, niezwykle wówczas popularnego kompozytora musicali. Na stronie B miała się znaleźć nowa wersja ludowej piosenki "Greensleeves", której autorstwo przypisywano niegdyś Henrykowi VIII. Oldham miał nadzieję, że po wprowadzeniu drobnych zmian to on zostanie uznany za kompozytora utworu.

Niestety - głos Marianne Faithfull okazał się nieodpowiedni dla pieśni Lionela Barta. W takiej sytuacji Oldham nie miał wyboru, jak tylko zlecić skomponowanie piosenki parze muzyków, którzy do tej pory zajmowali się wyłącznie pisaniem sentymentalnych ballad - Mickowi Jaggerowi i Keithowi Richardsowi. "Powiedziałem im, że Marianne wychowała się w klasztorze i dlatego potrzebna mi piosenka obwarowana grubym ceglanym murem; z witrażowymi oknami; i broń Boże żadnego seksu".

Paradoksalnie, te surowe ograniczenia stworzyły twórczą więź między Mickiem a Keithem, której odkrycie początkowo było dla obu muzyków tak trudne. Ich pierwszym prawdziwie wspólnym dziełem była piosenka "As Time Goes By", z czasem przemianowana na "As Tears Go By". W swojej wyrafinowanej prostocie utwór ten, częściowo inspirowany poematem Tennysona "The Lady of Shalott", chyba najbardziej zaskoczył jego twórców, którzy, jak wspomina Mick, łamali sobie głowy przez kilka kolejnych tygodni, próbując napisać następny, równie dobry kawałek. Marianne weszła do studia nagrań wytwórni Decca i zaśpiewała "As Tears Go By" głosem słodkim i stonowanym, różniącym się od jej dźwięcznego mezzosopranu.

Marianne Faithfull śpiewa "As Tears Go By":


Nagranie przywodziło na myśl klasztorny mur, a w głosie zamiast erotyki dominowała dziewczęca nieśmiałość - o to właśnie chodziło Oldhamowi. W sierpniu 1964 roku "As Tears Go By" znalazło się na dziewiątym miejscu list przebojów. Marianne Faithfull stała się najnowszą gwiazdką brytyjskiej piosenki. "Greensleeves w wersji pop", pisała gazeta "Daily Mirror".

Do dziś Oldham nosi przy sobie list, który otrzymał od Marianne tuż przed jej debiutanckim występem w telewizyjnym programie "Ready, Steady, Go". W liście tym Marianne, z mocno przesadzoną kurtuazją i nieśmiałością, prosi o wytłumaczenie drogi do studia przy Kingsway i wyraża nadzieję, że po zakończeniu programu będzie mogła złapać ostatni pociąg do Reading.

-----

Książka "Rolling Stones. Kultowa biografia gigantów rocka" Philipa Normana ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Pascal.

 

Czytaj także:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas