Recenzja Depeche Mode "Spirit": Mocni i zadziorni
Depeche Mode, idąc z duchem czasu serwują to, czego słuchaczowi AD 2017 potrzeba - refleksje, niewygodne pytania, nawoływanie do rewolucji i komentarz dotyczący tego, dokąd zmierza wściekły świat. Wszystko zgrabnie ujęte, wpisane w świetne kompozycje.
Gdy podczas kameralnego odsłuchu płyty, zorganizowanego w lutym w Warszawie, prowadzący przeczytał tytuł ostatniego numeru na "Spirit", w pierwszym momencie wiele osób nie dosłyszało, o jaki rzeczownik chodzi. Padło pytanie: "Fail" czy "Fame"? Pytanie o tyle trudne, że obie wersje brzmiały bardzo prawdopodobne jako możliwe zakończenie płyty i swego rodzaju podsumowanie - mogło chodzić o skwitowanie kariery zespołu, przemyślenia na temat sławy; mógł to być też autoironiczny komentarz kariery zespołu widzianej oczyma samych członków, którzy przez lata starali się nie zostać karykaturami samych siebie.
Koniec końców, ostatni numer, jak i większość tekstów na 14. płycie Depeche Mode odnosi się do kondycji współczesnego człowieka w ogóle - "People, how are we coping? / It's futile to even to even start hoping / That justice will prevail / That truth will tip the scales / Our dignity has sailed / Oh, we've failed". "Spirit" to album zaangażowany, ale nie przegadany, z nutką wysokiej klasy popu.
Twórczość Depeche Mode nigdy nie była lustrem odbijającym rzeczywistość, ale nawiązania do aktualnej sytuacji politycznej i społecznej przynoszą wspomnienia lat 80., kiedy to zespół aktywnie komentował zastaną sytuację - wystarczy wspomnieć choćby o płycie "Construction Time Again" z 1983 roku.
Z polityką zawsze jednak trzeba być ostrożnym, co pokazuje sytuacja sprzed kilku tygodni - Richard Spencer, amerykański polityk związany z organizacją National Policy Institute uznał zespół Depeche Mode za oficjalną grupę alternatywnej prawicy (alt right). Zanim sprawę wytłumaczono jako zwykły żart, wywołała ona dyskusję i zmusiła grupę do tłumaczenia się z sytuacji, która nawet nie miała miejsca.
Brzmienie "Spirit" pełne jest złości, ale nie rezygnacji. Pokazuje jak ogromne pokłady kreatywne drzemią w mózgu przedsięwzięcia, którym jest Martin Gore. Na "Spirit" dużo miejsca poświecono gitarom, oczywiście nadal wybrzmiewają mocne synthy - "You Move" jest jak powrót do początków zespołu. Przy tej okazji warto także wspomnieć o "Scum", z imponującym elektronicznym tłem. Z kolei w "So Much Love" słychać echa new wave. Ostateczny szlif to robota Jamesa Forda z Simian Mobile Disco.
W zestawieniu z wydanym cztery lata wcześniej "Delta Machine", na "Spirit" wszystkiego jest jakby więcej - więcej emocji, dynamiki, wattów we wzmacniaczach. Ford tchnął nowego ducha w formułę, która skostniałą nie była, ale zdecydowanie potrzebowała nowego bodźca. W finale powstał potężny, zadziorny, skłaniający do myślenia i porządnie skomponowany album.
Depeche Mode "Spirit", Sony Music Polska
7/10
PS Grupa Depeche Mode zagra 21 lipca na PGE Narodowym w Warszawie.