Luna "No Rest": Pora oddzielić Eurowizję grubą kreską [RECENZJA]
Pomimo tego, że regularnie wydaje od 2020 roku, naprawdę głośno zrobiło się o niej dopiero rok temu. Gdy ogłoszono, że będzie reprezentować Polskę z utworem "The Tower" na Eurowizji 2024, Luna zyskała większą rozpoznawalność. Na początku tego roku wydała swój drugi krążek "No Rest", który opowiada o ciężkim dla niej czasie po Eurowizji. Trudno natomiast nie postrzegać go jako debiut i próbę zamknięcia tego, co było dotychczas.

Często artyści po swoich eurowizyjnych sukcesach - czy to na tle międzynarodowym, czy krajowym - decydują się na album, by jakoś zlegitymizować swoją pozycję w muzycznym świecie. Można to zauważyć chociażby na przykładzie chorwackiego Baby Lasagna.
Luna postanowiła pójść podobną drogą, publikując "No Rest". Nie ukrywam, że nieco mnie zaskoczyła swoimi brzmieniami na tym krążku - chociażby w otwierającym "Wild West", które może rzucać świeże spojrzenie na popową twórczość Luny, utwierdzając jej styl, dobrze znany z "The Tower".
Nie brakuje jednak momentów, w których styl Luny staje się po prostu monotonny. Pomimo ogromnej fali krytyki, sam byłem zwolennikiem utworu "The Tower" - wnosił on świeży powiew do polskiego popu, wykorzystując wiele elementów muzyki elektronicznej. Na "No Rest", gdzie każdy utwór opiera się niemal na tym samym patencie, to może zacząć się nudzić. Jest jednak jeden wyjątek - "Endless Sun". Zachowując oczywiście odpowiednie proporcje, ma ten utwór coś z "DAWN FM" The Weeknda i ja to kupuję.
Zobacz również:
Jeśli chodzi o teksty, Luna postawiła na opisanie wszystkich negatywnych emocji i przeżyć, jakie ją spotkały dookoła eurowizyjnego występu. Jak sama przyznała w niedawnym wywiadzie dla Interii Muzyki - chce nieść światło swoją muzyką i inspirować do tego, żeby wyjść z mroku, o którym często śpiewa. To ważne decyzje, które zawsze trzeba pochwalać. O ile na "No Rest" powtarzanie tych samych motywów muzycznych szybko się nudzi, lirycznie podoba mi się ta spójność, która trzyma album w ryzach.
Cały krążek jest napisany po angielsku, ale w jednym z dwóch bonus tracków możemy usłyszeć "Wszystko gra" po polsku. I muszę szczerze przyznać, że dużo bardziej podoba mi się Luna w takim wydaniu. Mam cichą nadzieję, że to taki mały zwiastun przyszłych utworów, w których chętniej będzie sięgać po ojczysty język, bo widać, że potrafi dobrze się w tym odnaleźć.
Koniec końców dostaliśmy poprawny materiał, który jest chyba najlepszym podsumowaniem całej przygody eurowizyjnej i wszystkiego tego, co się działo dookoła. Tak jak wspominałem, po przesłuchaniu całości żaden utwór, poza wspomnianym już "Endless Sun", nie utkwił mi w pamięci na dłużej. Natomiast myślę, że ten album najbardziej przyda się samej Lunie, która potrzebuje cały ten szum dookoła Eurowizji oddzielić grubą kreską.
Luna "No Rest", Universal Music Polska
6/10