Kendrick Lamar, "GNX": Jeden z najważniejszych artystów obecnych czasów [RECENZJA]
Kendrick Lamar jest niewątpliwie jednym z najgłośniejszych raperów w ostatnim czasie. Dlatego też z recenzją albumu czekałem do momentu, w którym większość zapowiedzianych wydarzeń z jego udziałem się zakończy. Służą one bowiem za pewnego rodzaju dopełnienie i klamrę spinającą jego triumf w całość. Jakie wrażenie zrobił na mnie krążek "GNX"?

22 listopada zeszłego roku znienacka ukazał się szósty album Kendricka Lamara. "GNX" będące skrótem od Grand National Experimental to nazwa samochodu marki Buick z lat 80., który zobaczyć możemy m.in. na okładce krążka, a sam raper odnosi się do niego w wersach. Choć werdykt beefu z Drake’iem znany był jeszcze przed premierą płyty, wszystko, co wydarzyło się wokół i po jej premierze tyko przypieczętowało status Kendricka jako geniusza, który rozplanował zabawę co do najmniejszego detalu.
Zatrzymajmy się na razie jednak przy "GNX". Krążek, choć opublikowany niespodziewanie, jest pełen tego, za co lubię Lamara. Introspektywne wersy, brutalna szczerość i świetna produkcja to elementy, których na tej płycie jest pod dostatkiem.
Zobacz również:
Czym jest "GNX" w kontekście pozostałych wydawnictw Kendricka?
"GNX" jest w pewnym sensie zwieńczeniem całej historii Kendricka Lamara. Począwszy od małego chłopca z Compton, aż po ikonę hip-hopu. "Mr. Morale & The Big Steppers" był dużo spokojniejszym krążkiem, będącym rozliczeniem rapera z trudną przeszłością oraz refleksjami na temat ojcostwa. "GNX" z kolei leży dużo bliżej "Damn" ze swoją przebojowością i siłą, ale robi to w bardziej złożony sposób. Ogromne brawa należą się również producentom, którzy zaproponowali tu solidną dawkę brzmienia z zachodniego wybrzeża połączoną z ciekawymi nawiązaniami.
Już otwierające krążek "wacced out murals" stawia słuchacza przed gniewnym Kendrickiem, który gotów jest "zjeść" każdego, kto nie okazuje mu należytego szacunku. Jednocześnie zwraca się do hejterów oraz samego Lil Wayne’a twierdzącego, że to on powinien wystąpić podczas Super Bowl.
Cała płyta płynie bardzo sprawnie. Zaraz po intrze dostajemy przebojowe "squabble up", radiowe, nieco bardziej intymne "luther" z gościnnym udziałem SZY i introspektywne "man at the garden", gdzie Kendrick rozwodzi się nad swoim sukcesem i poświęceniami, dzięki którym zasłużył na to, co ma.
Następne w kolejce jest "hey now", o mrocznej, brudnej i przestrzennej produkcji, po którym dochodzimy do jednego z najciekawszych momentów na "GNX".
"Reincarnated" opowiada historię muzyków, z którymi Lamar czuje specjalną więź, nie tylko artystyczną, ale i personalną. Postacie te zostały zniszczone przez swoje słabości, a jego duch żył w ich ciałach. Co więcej kawałek wykorzystuje sampel jednego z utworów 2Paca, co w jasny sposób ma oddać hołd zmarłemu przed laty raperowi oraz nawiązuje do konfliktu z Drake’iem, w którym Kanadyjczyk użył sztucznie wygenerowanego głosu Paca, aby obrazić Kendricka.
"Tv off" opowiada z kolei o toksycznych wzorcach, które widujemy w mediach i otwarcie krytykuje konsumpcjonizm i konformizm. Wszystko to przerwane jest energicznym okrzykiem Lamara, który przenosi słuchacza w drugą, bardziej energiczną część produkcji Mustarda.
Ogromną zaletą tego albumu jest rozłożenie utworów, mimo wolniejszych momentów, jak "dodger blue", wcześniej wspomniany "luther", czy "man at the garden", krążek bardzo szybko wraca na pełne obroty z pełnymi energii bangerami, chociaż w moim odczuciu pierwsze skrzypce na "GNX" gra "heart pt. 6". Utwór przypominający coś z "To Pimp A Butterfly", albumu bezbłędnego. Słuchając tego kawałka cofnąłem się do czasów mojej pierwszej styczności ze wspomnianym krążkiem, po której po prostu przepadłem w jego muzyce. Daleko temu do wielkiego radiowego przeboju, ale sama rytmika i nawijka Kendricka robią swoje.
Płytę zamyka "gloria" opowiadająca o zawiłej relacji rapera ze swoją sztuką, co jest chyba idealnym zakończeniem tak intensywnego i pełnego różnych pomysłów dzieła.
"GNX" to krążek, który utwierdza pozycję Kendricka Lamara jako jednego z najważniejszych artystów obecnych czasów. Działa tu wszystko, od tekstów, po produkcję, warstwę wizualną i okoliczności wydania. Do sukcesu swoją cegiełkę dołożył również przebój "Not Like Us", którego choć nie ma na albumie, dość mocno związany jest z jego treścią i zapewnił Lamarowi aż 5 statuetek Grammy oraz bił wszelkie rekordy popularności. To krążek, który prawie pół roku po premierze regularnie u mnie wybrzmiewa i wywołuje ogromny uśmiech na twarzy.
Kendrick Lamar – "GNX" 9/10